ale wam powiem...koszmar. Czuję się okropnie, nie mam siły. Ale od początku. Wczorajsza pogoda wyraźnie się na mnie uwzięła. Spojrzałam w okno , pada śnieg...ba , pada, wali śnieg, Myślę sobie nosz kurza stopa...trzeba będzie iść w towarzystwie amorków Rafaella ( taką parasolkę zażyczyłam sobie od Gwiazdki jakiś czas temu) , co mi się nie uśmiechało, bo wiedziałam, że wracając mam odebrać " drobny aczkolwiek ciężki" prezent od wdzięcznej klientki. Szykuję się do wyjścia zerkam w okno ...hurraaaa, nie śnieży, jakiś takiś drobniutki puszek. Dobra nasza pomyślałam ...idę luzem ( bo czapki nie posiadam, jakoś żadna nie pasuje do mojego czerepu) uszłam może 50 m. jak zaczęło padać...to klękajcie narody. Mało tego, do kosmetyczki miałam na 11 15, w okolicach przejścia patrzę na zegarek i co widzę? 9 30...oooooooo tego już było dla mnie za dużo, pod nosem posłałam sobie wiązankę melodii ludowych, zaczynających się głównie na pi.....pi.....pi.....i się zastanawiam co ja będę robiła przez półtorej godziny, do domu mi się wracać nie chce. No dobra myślę sobie, pójdę kupić maty dla małej sikawki, zostawie je u siostry małża, pójdę do galerii obejrzeć garnki dla dziecków, bo taki prezent sobie zażyczyli na obsiedliny, no i najwyżej w galerii wypiję jakowąś kawę. Poszłam na halę targową, kupiłam maty niosę je do siostry , doszłam , oczywiście zapytała mnie czy mam zdjęcia Whisky , pokazałam i mówię, że mnie dzisiaj Bóg opuścił bo nie wiem po co wylazłam o 9 30 jak mam na 11 15 , a ona do mnie, jaka 9 30? jest w pół do jedenastej. Sięgnęłam po smarkfona...fakticzno, 10 30, sięgam na nadgarstek a tam a jakże 9 34, no co jest ...macam zegarek a tam...nie wiem jakim cudem...szpindelek wylazł i jak zakładałam kożuszek to ruszyłam pokrętłem i zmieniłam godzinę :D . Ustawiłam czas , ale jeszcze pognałam do galerii, garnki znalazłam, w niedzielę pojadę z małżem i kupię. Do kosmetyczki trafiłam na czas i niczym bałwan....cała zaśnieżona i mokra niczym kura. Wracając poszłam po " prezencik" ooooo matko, myślałam że pazurami będę śnieg rozgarniała :D paczuszka zawierała 9 letnie wino hiszpańskie, piękne salami ( nie udało mi się ustalić czy francuskie czy hiszpańskie) czekolady, rodzynki, kawę, orzeszki solone i ....krążek oryginalnego holenderskiego żółtego sera ( mąż klientki, pracuje w holenderskiej firmie, stąd często bywa w kraju tulipanów i przywiózł z tamtąd...suweniry) , dolazłam do domu niczym kolejny bałwan. Dzisiaj poszłam do kata ...śniegu nie ma ale ...droga straszna...zwały śniegu zamieniającego się w błocko a pod tym wszystkim...lód, chodniki sypane gdzie niegdzie , nie wspomnę o tym że nie było nigdzie czystego chodnika czyli bez ..śniegu. Ulice ..osiedlowe i boczne to dopiero ekstrema ...ślizgawica, kilka razy się zastanawiałam jak pokonać odcinek ...chodnik jezdnia , żeby nie ...odbyć stosunku z orłem. Udało się ...i w tą i w tamtą ale powiem wam że jestem bezsilna...nogi mnie bolą, mokra byłam niczym mysza, w ogóle jakoś dzisiaj jestem na nie. Na polu domowym sukces....Psiczka sika pięknie na matę. W nagrodę kupiłam jej szczotkę i już jej sierściuchę wygładziłam, nawet nie protestowała. Zaczyna mnie jakoweś zimno telepać, zaparzę sobie herbaty imbirowej z limonką , dla mnie smak genialny, muszę zaraz na kartkę zakupową wpisać i jak w poniedziałek będzie w Lidlu, to kupić większą ilość Miłego początku weekendu . Ahooooooooooooooooj