Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Zabiegana na zakręcie życia. Człowiek renesansu. Wiele zainteresowań, młoda dusza, coraz starsze ciało. Od ponad dwudziestu lat aktywna zawodowo, matka, żona. Dużo zmian w życiu, sporo wyzwań, niemało osiągnięć. U progu kolejnej dużej zmiany kierunku :). Optymistka zmotywowana na cel.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 59077
Komentarzy: 1955
Założony: 13 września 2021
Ostatni wpis: 12 stycznia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mantara

kobieta, 45 lat, Wilki

172 cm, 84.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

25 września 2021 , Komentarze (5)

Czy wizualizacja mojej sylwetki tu na Vitali oddaje to jak wyglądam? Nie. 

I tak jest pewnie w większości przypadków. Mamy różne budowy, typy sylwetki, rozmiary biustów i co najważniejsze różny skład naszych ciał. 

Wiemy, że 1kg tłuszczu ma inną objętość niż 1kg mięśni.

Owszem moje ciało jest otłuszczone, widać to na plecach, brzuchu i rękach. Jest też umięśnione. Moje nogi to dużo mięśni, mój biceps to ... dużo mięśni, na brzuchu pod tłuszczykiem jest sporo mięśni. Część z nich widać a część niestety jest pokryta tłuszczem. Za moimi mięśniami idą siła i wydolność, stoi za nimi 20 lat aktywnego trybu życia, biegania, maszerowania, pływania, dźwigania, jazdy na rowerze, chodzenia po górach, podnoszenia, pracy gdzie co roku zdaję test ze sprawności fizycznej. Ogólnie moje ciało było mocno fizycznie eksploatowane. Stąd też teraz część moich dolegliwości.

To są fotki gdzie przy wzroście 172 cm ważę 93 kg. 

Wiem, że dobrze nie jest. Nogi oprócz wewnętrznej strony ud to same mięśnie. Łapy mam rozrośnięte, i fałdki na plecach i biodrach, no i brzuch mam. Jak się odpowiednio ubiorę to nie wyglądam tak źle. :) 

Pracuję nad tym wszystkim. Odczarowuję dietą. Pomału godzę się z tym, że hormony mocno namieszały mi w organizmie. Dalej się ruszam, aczkolwiek w takim zakresie w jakim lekarz pozwala. Widzę ile pracy przede mną i mam świadomość, że powrót to mojej "normalnej" wagi i sylwetki zajmą mi trochę czasu. 

23 września 2021 , Komentarze (1)

Jak w tytule tydzień zabiegany, dieta pilnowana, kcal nie przekraczane, proste węgle zamieniane na złożone. Ilość posiłków zamiast 4 najczęściej 3. Śniadania późne.

Na obrzeżach mojego miasta jest Park Krajobrazowy, idealny na spacery i biegi. Biegać nie mogę a chodzić uwielbiam. We wtorek postanowiłam po odprowadzeniu syna do szkoły pospacerować tam. Zrobiłam dwa błędy, pierwszy to buty. Mam super amortyzujące, porządne buty do biegania, jeden mankament, że jak je zakładam po dłuższym nienoszeniu to obcierają z tyłu. Pomyślałam, że przecież one nie mogą mnie znów obetrzeć. Taa. Po 2 km, przy szkole syna w Żabce kupiłam chusteczki i plastry chusteczki zwinięte podniosły stopy, a plastry na bąble (2 km i bąble) ale ja twardziel przecież jestem, do parku kolejne 2 km, po parku ponad 6 km a powrót do domu - 4km to myślałam, że nie dojdę. Jak mnie bolały nogi... Nie mięśnie a stopy, pęcherze z tyłu i na małych palcach. Masakra. Byłam o krok od wezwania TAXI, ale z nie takimi pęcherzami nie takie kilometry robiłam - zaprawiona w boju jestem, więc się zaparłam i na własnych, obolałych stopach wróciłam do domu. Drugi błąd taktyczny to wzięłam ze sobą ukochaną lustrzankę z dodatkowym obiektywem, w specjalnej, profesjonalnej torbie - ile to cholerstwo waży, oj muszę poszukać plecaka specjalnego na aparat i obiektywy, mój powyginany kręgosłup będzie wdzięczny. Co do tego Parku to... 15 km spaceru i tylko 6 w parku, następnym razem podjadę autem, zostawię na parkingu i więcej km po parku pośmigam 😁

Środa też zabiegana plus rezonans, kolejny. Opis w ciągu dwóch tygodni. Czwartek dziś, podeszłam do pracy, musiałam coś załatwić, porozmawiałam z kolegami, posłuchałam plotek, też tych na mój temat 😁 potem szybko na USG (profilaktyczne piersi, w tym wieku, ten rozmiar hmm "G" wymaga corocznego przeglądu) potem z synem lekcja gry na instrumencie, i po południu wizyta u Ginekologa. 

Patrzę tak w mój kalendarz i nie mogę uwierzyć, jutro żadnych wizyt, badań, lekcji. NIC pusto. Hmm piątek, szykują się przed weekendowe porządki. Lubię sprzątać, jak dom pusty, nikt się nie kręci, jak wszyscy w domu to jakoś już gorzej. 

Jako plus bieganie z odkurzaczem i mopem po domu (a dom ma duży 😁 - ooo właśnie jutro policzę schody od pralni w piwnicy do pokoju gościnnego na poddaszu - ciekawe ile ich jest) spala więcej kcal niż marsz czy ćwiczenia na orbitreku. Czyli przyjemne z pożytecznym, dwa w jednym, hmm wymyśliłam nowy trend: spalanie przez sprzątanie.

A to dane liczbowe z ostatnich dni:

Poniedziałek:

  • kcal spalone aktywnie - 1564
  • kroki - 20 258

Wtorek:

  • kcal spalone aktywnie - 1061
  • kroki - 25 033

Środa:

  • kcal spalone aktywnie -883
  • kroki - 13 252

Czwartek:

  • kcal spalone aktywnie - 942
  • kroki - 16 419

21 września 2021 , Komentarze (14)

Pierwsze siedem dni moich zmagań minęło. Waga pokazuje - 3 kg z czego bardzo się cieszę.

Cyferki z tego tygodnia przedstawiają się następująco:


Jako chód są wskazane tylko zarejestrowane treningi/spacery/marsze. 

Kalorie to średnia dzienna PPM aktywne.

MODYFIKACJA PLANU DZIAŁANIA:

1. Orbitrek -  w związku z pogodą wolę marsze w terenie, do sprzętu powrócę jak będzie padało albo nie będę miała jak wyjść.

2. Kroki wg planu miało być 10 000 w tygodniu i 7 000 w weekend. Odchodzę od tego, będę się starać aby średnia tygodniowa nie spadła poniżej 10 000 kroków ale w tygodniu mogę robić sporo więcej a w weekendy się regenerować. 

3. Basen chwilowo zawieszony, ten co mam go 1,5 km stąd ma przedpołudniami rezerwacje dla szkół a popołudniami znowu ja nie mam czasu. NA drugi koniec miasta nie będę na razie jeździć.

4. Dieta. Już wiem, dlaczego samo patrzenie na kalorie w moim przypadku się nie sprawdziło. Muszę unikać węglowodanów prostych 😭


Cukier mam ok na czczo. Test obciążenia glukozą wykazał jednak, iż po dwóch godzinach cukier jest za wysoki ale prawdziwym problemem jest insulina. Na czczo poziom prawidłowy. Wiadomo po godzinie od wypicia glukozy insulina jest wysoka ale po dwóch godzinach gdzie powinna spaść w pobliże poziomu z przed podania glukozy, u mnie galopuje, jest wyższa niż po godzinie, jest 15 x wyższa niż na czczo. 

Poczytałam o insulinie. I jestem nieźle podłamana. Jeśli moja trzustka będzie jej tyle produkować to w końcu zaprzestanie produkcji. Insulina jest odpowiedzialna m.in. za procesy starzenia, odżywienie komórek i wiele innych. Jeśli dobrze to rozumiem na chwile obecną węglowodany z pożywienia nie są w moim organizmie dopuszczane do komórek, które głodują, są za to zamieniane w tłuszcz. Ponadto ten tłuszcz nie jest aktywowany w czasie treningu i braku pożywienia. Jego spalanie jest zablokowane. Czyli możemy tylko dopakowywać tłuszcz.

Kluczem do sukcesu jest trzymanie insuliny pod kontrolą. Jej wyrzut jest odpowiedzią na spożycie węglowodanów. Aby nie było dużego wyrzutu węgle powinny być złożone. 

Lubię biały chleb, rogale, ryż normalny, makaron, ziemniaki. W nie powalających porcjach ale lubię. Lubię owoce, też te zakazane, miód, naleśniki, budynie ech, szkoda pisać...

Nie ważne, zdrowie jest ważne więc jak nie można co się lubi to się lubi to się ma. Do tej pory wiedziałam, że lód czy winogrona mają dużo kcal więc kcal cięłam gdzie indziej, teraz mam świadomość, że te produkty powodują u mnie problemy zdrowotne, które z czasem będą się pogłębiać. Ta świadomość zmieniłam mój punkt widzenia. A i chyba abstynentką zostanę, te % które lubię są słodkie a tych nie słodkich nie lubię więc pić nie będę. Proste.

Zaczęłam od chleba, w pobliskich sklepach typowego pełnoziarnistego nie znalazłam a że w domu mąkę pełnoziarnistą mam to upiekłam. Na drożdżach, zakwas dopiero dziś wstawiam.


A oto mój pierwszy wypiek, wyszedł nawet nawet (jak na pieczywo pełnoziarniste) - mąż 1/3 bochenka na kolację zjadł 😁 mimo, że białe pieczywko w chlebaku było.

20 września 2021 , Komentarze (2)

Weekend minął mi pod znakiem infekcji. W sobotę czułam się naprawdę kiepsko w niedzielę już lepiej. Wcześniej miałam problem z zatokami, za to teraz gardło, zaczęło mnie drapać niesamowicie, zimno itp. Pogoda nie pomagała, pochmurno, mokro. Zimno, może nie na tyle aby odpalać ogrzewanie ale wystarczająco aby posiedzieć przy kominku. Na gardło wzięłam to co na mnie działa czyli Orafar Max i Cholinex. Nie leżałam ale i nie ćwiczyłam, kręciłam się po domu, ze średnim synem siedziałam nad zaległościami ze szkoły (chory był cały tydzień) z młodszym nad nutami i wiolonczelą. Dieto w ramach ilości kcal, ale niestety jakościowo gorzej.

W ramach walki z infekcją nie przesadzałam z aktywnością więc cyferki nie wyglądają imponująco:

Sobota:

  • kcal spalone aktywnie - 639
  • kroki -5 273

Niedziela:

  • kcal spalone aktywnie - 907
  • kroki - 7 860

Co do innych spraw, to w piątek odebrałam wyniki i pewne sprawy się wyjaśniły, tzn. potwierdziło się to co podejrzewał lekarz a podstawowe wyniki wstępnie na to nie wskazywały. W weekend sporo na ten temat czytałam. Nie na forach ale przede wszystkim specjalistyczne artykuły. Przez niektóre ciężko było przebrnąć ale już mam w głowie szkic, mapę całej sytuacji ale to temat na długi i osobny wpis. Jak sobie wszystko poukładam to coś skrobnę. Teraz wszyscy poza domem więc wsiadam na odkurzacz, biorę w rękę konewkę i szmatę do kurzy, jak się streszczę to może starczy mi czasu na orbitreka zanim po najmłodszego do szkoły będę musiała iść.

Miłego tygodnia wszystkim życzę. 

17 września 2021 , Komentarze (4)

Tak się zastanawiam gdzie czeka na mnie najwięcej pułapek - dietetycznych rzecz jasna. 

Z aktywnością nie mam problemów, całe życie dużo się ruszam. 

Dietowo też uświadomiona jestem więc gdzie problem?

Pierwszy w próbowaniu. Jak gotuję to próbuję - tu łyżka, tu pół (oczywiście łyżka po włożeniu do dzioba ląduje w koszu zmywarki - na to jestem uczulona, jak widzę, że ktoś do dzioba a potem do garnka to ręce opadają). Od 5 dni pilnuję się niesamowicie i nic do dzioba nie trafia.

Drugi w dojadaniu. Np. przedwczoraj piekłam piernik staropolski, dojrzewający. Zarobiłam go 6 tygodni temu i dojrzewał w lodówce w piwnicy. Jak wieczorem upiekłam to cały dom w zapachu się pogrążył. Wczoraj przekładałam konfiturami z węgierek i na zakrętkach zostało trochę tej konfitury, i palce usmarowane i tak prosto by było liznąć raz - ale nie. 

Trzeci w zbyt długich przerwach w jedzeniu, napad głodu i podjadactwo owoc albo np. kabanos. - z tym też koniec.

Czwarty w alkoholu. Nie ilości ale w tym co piję. Wino lubię półsłodkie, cydr słodki, nalewki owocowe. Fakt wypijam kieliszek góra dwa.  Raz, dwa razy w miesiącu. Rum do kawy lubię, butelka starcza mi na dwa miesiące. Ogólnie nie dużo ale jednak "puste" kalorie.

Piąty w słodyczach. Lody włoskie, sorbety owocowe, budyń czekoladowy, ciasta własnej roboty. Tylko w weekendy, małe ilości ... ale zawsze kalorie, te małe wredne kalorie... - z tym też koniec. 

Więcej nie pamiętam ale na pewno jeszcze coś wymyślę 🤪

Kolejne dwa dni jedzenie zgodnie z rozpiską, zważone skonsumowane 2 150-2 200 kcal czyli ok 200 kcal więcej niż PPM (podstawowa przemiana materii)

Cyferki wyglądają tak:

Czwartek:

  • kcal spalone aktywnie: 1 577
  • kroki: 15 275
  • orbitrek: 1h

Piątek:

  • kcal spalone aktywnie: 917 (może coś jeszcze wskoczy)
  • kroki: 9 657 (do 10 tyś do wieczora dobiję)

16 września 2021 , Komentarze (8)

Wpis powinien być wczoraj wieczorem, mąż nie pojechał na trening, dzieci przeciągały usypianie a mnie wciągnęły jakieś bzdury na babskim portalu. 

Dwa pierwsze dni za mną. Dieta co do joty jak w rozpisce, wczoraj nawet foty robiłam :)

Łatwiej mi teraz bo jestem do końca miesiąca w domu, więc mam czas przygotowywać sobie posiłki, odważać, wstając o 6.00. Kilka lat temu jak tu byłam 3 miesiące to była masakra z gotowaniem, 3 posiłki jadałam w pracy, praca od 7.00 do 16.00. Wstawałam przed 5.00 żeby naszykować stertę pudełek dla siebie plus śniadania dla dzieci. 

Teraz też mam kocioł ale innego typu. Najmłodszy syn poszedł do pierwszej klasy, ale do innej szkoły niż średni. Ogólnie mam trzech chłopaków w trzech szkołach. 

Najstarszy technikum informatyczne + gra na pianinie i trąbce, uczy się gry na zajęciach w Młodzieżowym Domu Kultury. 

Średni typowy typ matematyczny, logika zero-jedynkowa. Musi wiedzieć co się z czego wywodzi itp. Jak młodszy  w lutym zapytał, w aucie, ile dni zostało do dnia dziecka to ja odpowiedziała, że ponad 3 miesiące a mój średniak po minucie udzielił dokładnej odpowiedzi, co do dnia, uwzględniając ile dany miesiąc ma dni. U niego 5 minut to 5 minut no chyba, że gra na X-boxie lub ogląda bzdury na you-tubie. 

Zaś najmłodszy też przejawia zdolności muzyczne, lubi śpiewać, trzyma melodię, lubi tańczyć, wiec spytaliśmy czy by nie chciał pójść do szkoły muzycznej ogólnokształcącej. Przeszedł kwalifikacje i się dostał. Uczy się grać na wiolonczeli, drugi instrument pianino (skoro w domu stoi 😉). Mają małe klasy po 13 osób, w pierwszej klasie dodatkowo dwie godziny kształcenia słuchu, 1 godzina rytmiki i dwa razy w tygodniu 30 min wiolonczela indywidualnie z nauczycielem. Na naukę gry na instrumencie dobrze jak przychodzi też rodzic, żeby wiedział co w domu ćwiczyć. W domu codziennie ok 20 minut ćwiczymy. Zobaczymy co będzie.

Przy trzech planach lekcji plus sport (młodsi chłopcy od trzech lat trenują JUDO) najstarszy - siłownia, mamy co robić, żeby zaprowadzić, zawieść, odebrać, odrobić. Plus mój mąż też trenuje, dobrze że jego treningi są na 19.30 lub 20.00. Ja do basenu chcę wrócić i siłownia obowiązkowo. Teraz zgodnie z zaleceniami doktora, marsze i spacery plus właśnie basen. 

Jestem w domu nie muszę gonić i zostawiać dziecka w świetlicy o 6.30, mogę go odprowadzić na godzinę o której zaczyna lekcje a zaczyna od pierwszej lub trzeciej lekcyjnej. Średni nie wraca do pustego domu, a najstarszy też zadowolony bo mniej obowiązków. Wiecie jak jest troje dzieci, rodzice na pełnych etatach, plus wyjazdy służbowe, konferencje, choroby ... wyższa szkoła jazdy.

W pracy cały dzień za biurkiem (poza dwoma WF-ami w tygodniu) a w domu cały dzień się ruszam, góra dół, plus młodego staram się odprowadzać na piechotę, 2 km w jedną stronę więc kroki wyrabiam, tętno w porządku. Czas na osobne przygotowywanie posiłków jest.

Na zewnątrz jestem postrzegana jako osoba robiąca karierę w dość niszowym, męskim zawodzie, dokształcająca się, awansująca ale tak naprawdę, najlepiej czuję się w domu, sprzątając, gotując, ozdabiając zajmując się moimi chłopakami (mąż, 3 synów i dwa koty).

Podsumowując:

Wtorek:

  • kcal spalone aktywnie: 1168
  • kroki: 12 159

Środa:

  • kcal spalone aktywnie: 1155
  • kroki: 11 613

A tak wyglądały moje wczorajsze posiłki:

14 września 2021 , Komentarze (23)

Trzeba zacząć od stwierdzenia, że niestety moje przewiny są wynikiem świadomego działania. Tzn. tak jak w prawie: znam zasady, nakazy, zakazy ale świadomie je łamię, tzn. łamałam 😁

Mam dużą wiedzę teoretyczną, dotyczącą zasad żywienia, proporcji, zawartości węglowodanów, białek, tłuszczy. Wiem co do czego stosować jak łączyć, jakie warzywa i owoce na co wpływają, co zawiera najwięcej wapnia a co fosforu. Gotuję z dobrych produktów i zdrowo, moje dzieci są "katowane" dwiema surówkami do obiadu, wiedzą, że najpierw warzywa potem mięso (lub inny nośnik białka) a węglowodany (ziemniaki, ryż, makaron) na końcu, i jak czegoś zjeść nie mogą to właśnie tego ostatniego. Napoje słodkie w domu od wielkiego dzwonu 2 x w miesiącu. Hamburgery domowej roboty, dobra wołowina, na patelni grillowej, dużo warzyw, musztarda ew. ketchup (ale taki z dużej ilości pomidorów, bez świństw i dodatku cukru) i bułka, ale nie hamburgerowa ale o wysokiej zawartości białka, z ziarenkami, razowa itp. W domu zawsze owoce i warzywa na przekąski. Wiem, i tak gotuję więc skąd u mnie taka waga? 

Oto one moje błędy:

1. Późne śniadanie - przy pobudce o 5.20 o 7.00 kawa a ok. 9.00-10.00 śniadanie.

2. Za małe śniadanie i źle skomponowane, w pracy na szybko: 40 gram płatków owsianych, 100 ml wody, 100 ml mleka do mikrofali i gotowe. I tak 5 x w tygodniu było.

3. II śniadanie lub jak kto woli Lunch - 12.00-13.00 - kanapka w pracy z domu przyniesiona, z sałatą, szynką. Do tego w pracy jeszcze ze dwa jabłka.

4. Po powrocie do domu jeden duży posiłek ok 16.30- 17.30, zdrowy, ale że jestem wygłodzona za duży. Bez kolacji.

5. Za dużo owoców - uwielbiam jabłka, gruszki, śliwki, brzoskwinie ...

6. Za mało wody, za dużo kawy.

7. Zbyt intensywny wysiłek. Ćwiczyłam intensywnie ale lekarz twierdzi, że przy mojej insulino oporności tętno nie powinno przekraczać 130. Intensywne ćwiczenia prowadzą do zaburzenia gospodarki węglowodanowej. Moja specjalność maraton treningowy: siłownia 1,5 h (30 min trening siłowy, 60 min intensywne areoby tętno 140-165, basen 1000 m, marsz 3000 m, potrafiły wywołać u mnie mroczki i mdłości).

8. Zbyt duży deficyt kaloryczny, przy średnim wydatkowaniu 3000 kcal dziennie, spożywanie 2000 kcal to za mało, obniża tempo przemiany kalorii.

Podsumowanie dnia wczorajszego 13 września.


13 września 2021 , Komentarze (20)

Podstawą działania jest plan. Przynajmniej w moim przypadku. 

Planuję a potem realizuję, punkt po punkcie. "Spontan"  i prowizorka nie sprawdzają się u mnie w odniesieniu do diety. Przesadzam. Mało jem, organizm wchodzi na tryb oszczędności a potem wiadomo... nadrabiam. Do 35 roku życia było wszystko w najlepszym porządku. Aktywne życie, dużo sportu, zdrowa dieta a potem po drugiej ciąży wróciłam do wagi i ... karmiąc piersią zaczęłam tyć. Nie zmieniając nawyków. Ponad 15 kg w rok. Szukanie przyczyny. Wieczne zmęczenie, senność, brak energii. Tarczyca, niedoczynność i guzy. Udało mi się stracić 12 kg. Potem zawirowania życiowe, przeprowadzka 700 km, nowe miejsce, dwoje dzieci w przedszkolu, jedno w podstawówce. Brak czasu, skupienia. Nieregularne jedzenie. Do 12.00 nic, koło południa mało, a po powrocie do domu jeden duży posiłek. Niby kalorycznie bez tragedii, zdrowo ale nieregularnie i znów kilogramy wróciły. I padnemia, wcześniej 2 x w tygodniu basen, 2 x siłownia (wszystko w pracy bo po pracy czasu brak - dzieci, lekcje, dom itp.) Do tego doszła insulino oporność. Według mojego endokrynologa przy kombinacji moich problemów z hormonami ... łatwo nie będzie.

Jutro pierwszy dzień według ułożonego jadłospisu. Waga itd. Już to robiłam, tu, wtedy zrzuciłam te 12 kg. Teraz powinna zrzucić 20. Dla niektórych 77 kg przy 172 cm wzrostu to strasznie dużo. dla mnie idealnie. Jestem bardzo umięśniona, a mięśnie ważą. 20 lat ćwiczę, sporo siłowo, hmm biceps mam spory - niestety. I mam duży biust. Teraz waga ogromna 97 ale wyglądam na 87. Nogi bardzo umięśnione, ręce też, niestety brzuch też mam, nadal mniejszy od biustu ale jest spory. Nadal jestem w formie.

Oto mój plan:

1. dieta: wg rozpiski

2. kroki: pon-pt - min 10 000, weekend min. 7 000.

3. orbitrek: 2 x w tygodniu - 60 min

4. basen: min 1x w tygodniu - 1 000 m 

5. pić wodę i herbatę - 1,5 l dziennie

Jutro rano mimo, że pierwszy dzień, zaczynam na mega słodko - testem obciążenia glukozą - ohyda, kto miał ten wie.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.