Wczoraj wróciłam zmęczona po pracy u P.M. to było sprzątanie pierwsze po świętach i w nowym roku. Trochę się tego nazbierało i jeszcze prasowanie... . Naprawdę byłam zmęczona. Wróciłam do domu, obiad przezornie ugotowałam dzień wcześniej. Wypiłam kawę, wyprowadziłam Bellę, bo przecież była sama od 7 rano do 15.30. żal mi jej, bo ona naprawdę bardzo cierpi, że zostaje sama przez pół dnia. W każdym razie, chwilę odsapnęłam, wykąpałam się, a wieczorem czekał mnie jeszcz francuski. Pan Mąż wrócił z pracy, coś tam sobie odgrzał w mikrofali ( kupnego gotowca) i tyle. Zauważyłam, że kupił mąkę, ser żółty, przcier pomidorowy, drożdże... hhhuuummm, zastanowiło mnie to, ale skoro ze mną nie rozmawia, to ja też nie zagadywałam... . W pewnym momencie ktoś zadzwonił do drzwi... . Okazało się, że nasza córka z chłopakiem i ich znajomym przyjechali "spontan", żeby uczcić 50 urodziny tatusia, które wypadają w przyszły wtorek... . No to fajnie pomyślałam, nikt mnie nie uprzedził, w lodówce pustki, nawet chleba nie ma dla gości... . Stąd te zakupy P.Małżonka, będzie pizza. O 19.30. zabrałam się na francuski i tyle. Wróciłam po 22.00. towarzystwo było już po "paru" toastach. Wypiłam 2 lampki wina i poszłam spać, bo dzisiaj niby święto, ale ja byłam umówiona na "bawienie" 5 letniej dziewczynki, córeczki pani wet. Tzn. zabawa miała polegać na tym, że "wspólnie" z dziewczynką posprzątamy jej pokój. UUUffff, ale to była ciężka praca. Po pierwsze, ja już nie pamiętam, jak to się jest "zajmować" małą dziewczynką, po drugie, trzeba jakoś Ją podejść, żeby dużą część zabawek i książeczek "wyrzucić" tzn oddać "biednym dzieciom". Nie uwierzycie, ale sprzątanie tego jednego pokoju z dziewczynką zajęło mi czas od 9.00 do 15.00. wykończyło mnie to...
ale radość dziewczynki, kiedy chwaliła się mamie ( po jej powrocie z pracy) ile to pięknych rzeczy oddała biedym dzieciom, była bezcenna
. Teraz te "odłożone rzeczy" trzeba konspiracyjnie wynieść na strych, bo może się jeszcze przydadzą dla siostrzyczki czy braciszka ...
. Wracając do domu miałam nadzieję, że moi goście już odjechali i posprzątali po sobie, a tu figa z makiem. Jeszcz są, jeszcze się bawią.... . Ciekawe, kto to wszystko posprząta.
Dzisiaj piątak, ważyłam się, waga pokazała trochę mniej, zanotowałam to na pasku :) .
Moi goście pojechali dopiero dzisiaj po śniadaniu i kawie. Z lodówki wyczyścili wszystko, dosłownie został lód, szron i powietrze... . Muszę udać się po zakupy.
A tę pizzę, to piekł małżonek. W lepszych czasach to nawet chlebki różne piekł
.
Miłego weekendu Wam życzę.