Pierogi już zrobione, uszka też. Teraz piję kawę a o 15.00. jadę na spotkanie z córką i przyjaciółką. Przyznam szczerze, że czuję się kiepsko i najchętniej to poleżałabym w łóżeczku, ale muszę im dostarczyć te wyroby pierogowe.
Pogoda paskudna, wieje okropnie i z nieba pada coś jak mżawka, ale obawiam się, że to coś zacznie zamarzać na szybach samochodu .
Jutro nigdzie się nie ruszam, leżę cały dzień, bo w przyszłym tygodniu jeszcze muszę obskoczyć te moje domy... każda gospodyni chciałaby mieć "na wyjściowo" i najlepiej żebym przyszła jeszcze w samą wigilię rano... no nie, nic z tego... . Z tym leżeniem cały dzień, to nie do końca prawda, bo Bellę muszę wyprowadzać, a ona nie załatwi się sama i przy P.Mężu też nie. Muszę wychodzić z nią i tyle. Nie mogę jej tego oduczyć i gdy jesteśmy chorzy, to nam bardzo utrudnia sprawę.
Dietkowo OK: śniad: pieczywo z żółtym serem i salami (skończyły mi się warzywka, muszę dzisiaj dokupić)
II śniad: jogurt i banan
obiad: zupa ogórkowa 2 porcje
kol: płatki kukur. + gorące mleko, 2 mandarynki
Dla ciałka znów nic, bo nie mam sił.
Miłego weekendu Wam życzę.