Na śniadanie plan na 363 kalorie. Nie chciałam koktajlu, w sumie bez smaku i zjadłam mozarellę, kromkę chleba z siemieniem, pomidora, bazylię, pieprz ziołowy. Razem za 396 kalorii. Ale przynajmniej dobre. Muszę odznaczyć koktajle w ustawieniach. Na pewno mają kalorie i składniki, ale nie lubię ich. Przekroczyłam 33 kalorie, na drugie mam 307 kalorii i na pewno nie wykorzystam. Zamiast gruszki mam jabłko, orzechów za dużo nie lubię to tylko jogurt będzie tak jak planowany. Na śniadania mam jedzenie typu koktajl, jogurt i inne tego typu płynne i lekkie w konsystencji posiłki, a na obiad np. 5,6 łyżki kaszy (przed ugotowaniem) do tego fasola, brokuł, mięso w różnych kompozycjach. Efekt jest taki, że od kilku dni po obiedzie źle się czułam przez trzy godziny - napchany brzuch, masakra. Wtorkowy obiad podzieliłam na dwa, dzisiejszy zrobiłam z trzech zamiast pięciu łyżek kaszy. Smakowo szału nie ma, ale oprócz koktajli nie jest niesmacznie. Na pewno nie bawię się w obieranie ze skóry pomidorów i upraszczam co mogę. Często zamiast blendować na pastę i nakładać na kromki jem składniki w całości np. awokado, oliwki, miód do chleba łyżeczką.
Waga dzisiaj 81kg. Jak robiłam diagnozę ważyłam 81,3kg, ale w tych okienkach wchodziły mi tylko pełne kilogramy. Także trzydzieści deko poszło w dół. Dziesięć tygodniowo. Nie jestem karna, jak już pisałam, ale kilka lat temu nawet przy takiej niesubordynacji waga spadała. Za dawnych czasów te diety były chyba lepsze.😉
Zrobiłam sobie dzisiaj wolne na żądanie. Wyspałam się, przespacerowałam z Vinylem i wróciłam do łóżka. Zjadłam, będę czytać i napawać się powietrzem. Pachnie dzisiaj zielenią, chłodem, tu gdzie jeszcze słońce nie dotarło i wiatrem. Przed oknami mam drzewa i bardzo lubię ich szum. Dęby, topole, brzozy.
Jutro termin ważenia i kolejny plan posiłków. W sobotę farba u fryzjera (wracam do blondu), urodziny Chrześniaka - 25 lat, w niedzielę teatr z Siostrą, bo Mąż nie lubi angielskiego humoru. Obsada będzie świetna.