Lubię moje życie. Kręci mnie historia niedawna, malarstwo realistyczne, zabytki. Bardzo lubię robić na drutach i wyszywać, ale rzadko to praktykuję. Nie lubię brzucha i bioder, bo bardzo mnie pogrubiają, chociaż ogólnie też jestem za duża. Od kiedy pamiętam, zawsze miałam coś do swojej sylwetki, nawet jak byłam szczuplutka. Teraz dałabym spokój z odchudzaniem, ale dla zdrowia muszę :)
Wyjazd na działkę był wspaniały, to na pewno dzięki życzeniom w komentarzach:) Dziękuję Wam!!!
W sobotę padało od 10 do 15, ale wcale nam nie było źle. Darek spał po pracy, ja czytałam i w końcu też zasnęłam. Wyspaliśmy się "na oba boki", a potem już nie było deszczu. W niedzielę pięknie grzało i ładnie poprawiliśmy opalenizną. Sąsiadka dała nam bardzo dużo papierówek z których po dodaniu borówek amerykańskich zrobiłam 10 słoiczków dżemu, ciasto, galaretkę (1,5 litra) i wzięliśmy spore porcje owoców do pracy. Przetwarzałam w domu, bo wróciliśmy o 15.30 (Darek miał nockę).
Czytam książkę, na razie opracowanie, które jest bardzo ciekawe. O Autorce, twórczości, życiu z którego czerpała tematy. Nie spieszę się, bo to jest bardzo przyjemna lektura.
Pod moim oknem w pracy trwają jakieś prace ucudniające okolicę. Młot, taki do ubijania ziemi, tłucze kilka godzin. Czuję jak podłoga wibruje, a jestem na 2 piętrze :D Dobrze, że budynek przedwojenny, to jestem spokojna, że nie rozpadnie się:) Ale ja to chyba trochę już roztrzęsiona jestem. Współczuję tym, którzy pracują tą maszyną.
Moje weekendy zaczynają się w piątek od 14.00, a kończą w poniedziałek o 10.00. Kiedyś te różne godziny pracy w tygodniu były nie fajne, kilka lat temu je polubiłam. Jestem sową, więc poniedziałek na 10.00 i czwartek na 9.00 bardzo mi pasują.
Jutro o 7.30 Darek wraca z pracy, bierzemy jedzenie i psy i śmigamy na działkę. Wracamy w niedzielę w porze obiadu, bo Darek a 19 idzie do pracy. Ja biorę książkę i kostium do opalania, Darek gitarę i koce do spania na trawie. Jeść będziemy parówki, pieczywo, kiełbaski i kurczaki z grilla z pomidorami i ogórkami i twarożek na niedzielne śniadanie. Jedzie z nami też ciasto i jakieś słodycze i woda gazowana. Zawiozę "na czarną godzinę" zawekowany bigos. Jak nie zjemy, jesienią wróci do domu.
Kupiłam na allegro "Noce i dnie". Uwielbiam. Kupiła wczoraj, po 40 minutach dostałam informację, że wysłali, dzisiaj, że wydana do doręczenia. Bonito = express :) Może właśnie tę książkę wezmę na weekend. Działka, ptaki, drzewa... idealny klimat do czytania. "Tomaaaszeeeek!!!!!!!!" :D Czytałam w pierwszej klasie liceum. Bibliotekarka nie wierzyła, że pożyczam dla siebie (lektura chyba 4 klasy), upierała się, żeby powiedzieć dla kogo biorę, może do szpitala komuś, "powiedz prawdę, wypożyczę ci, tylko powiedz dla kogo bierzesz". To były czasy - 1982 rok :) Właśnie inPost napisał, że paczka w skrzynce do odbioru :)
Zapięcie sandałów to masakra. Ale nie poddaję się. W poniedziałek kombinowałam, noga tak, ręce inaczej, stopa na łóżku, noga bokiem. Cyrk po prostu. Dzisiaj w przyklęku, z lekkim trudem i poszło!!! Jak radzą sobie osoby z większym brzuchem, nie wiem. Z góry współczuję.
Urlop dawno zakończony. Był świetny, nie pamiętam żebym tak bardzo i tak długo była zadowolona z urlopu. Waga stała, stoi na wartościach 79,5kg. Rzadko się ważę, bo nie ukrywam, że mnie te cyfry męczą. Szczególnie jak dużo chodzę😁
Podoba mi się moja sylwetka, zmieniła się, nie jestem tak galaretowato otłuszczona. Sukienki ładnie leżą, spodnie też znacznie lepiej, nawet zdarza się, że wyglądam szczupło. Jak na moje wymiary oczywiście i w porównaniu do wcześniejszego wyglądu.
Na urlopie grabiłam, sprzątałam, chodziłam, dreptałam. Kostki przez cały urlop nie spuchły ani razu. Po powrocie do pracy codziennie mam spuchnięte. Nie pomaga podstawka pod stopy.
Vinyl i Gama świetnie się czuły na działce. Gama chodziła, chodziła, chodziła godzinami, w swoim tempie, nawet po schodkach. Vinyl kontrolował co robimy i pilnował działki :) Kombinujemy, żeby znowu wyskoczyć bo fajnie nam tam było.
Bardzo, bardzo ciepło, co nie umyka nikomu: wpisy, komentarze, rozmowy, telewizja, radio😀
Wstawiłam na profilowe zdjęcie z bieżącą opalenizną, jeszcze nie ustabilizowana barwowo, naturalnie czerwona, naturalnie nierównomierna. Największa zaleta: nie używam teraz podkładu i pudru!!!
Opaliłam się w niedzielę na termach w Mszczonowie. Nie byłam w saunie i grocie solnej, tylko baseny i opalanie na trawie. Odpoczęłam😍
Zmierzyłam się: wzrost 155, biust 104, pas 97, biodra 114. Waga w niedzielę 80. Ale brzuch luźniejszy, jem mniej, zadowolona jestem i dobrze się czuję. Tak myślę, że chyba to jest to o co mi chodzi.
Gama od wczoraj znowu na antybiotyku, jutro USG pęcherza moczowego. Ma stan zapalny, chociaż krople krwi w moczu nie powtórzyły się. Musiałam w sobotę ponownie zanieść mocz do badania, bo poprzednia porcja była rzekomo za mała. Bzdura, laboratorium musiało wychlapać, bo przy przyjmowaniu lekarz mówił, że jest ilość na trzy badania. W przychodni też uważają, że laboratorium rozlało. Nic wielkiego w sumie, tak zapisuję jako ciekawostkę / wydarzenie.
Zaczynam myśleć co będziemy robić na urlopie. Chciałabym nauczyć się grać w szachy. Zabiorę Annę Kareninę, Marię Pawlikowską-Jasnorzewską, Beatę Pawlikowską, komputer z Vitalią i blogami, druty, zeszyty do pisania. Jedziemy na prawie 2 tygodnie na działkę. Dla mnie świetna sprawa. Odpoczniemy od wychodzenia z psami, one poprzebywają na większej przestrzeni.
Może jakieś wyzwanie sobie uchwalę na urlop. Na przykład deska codziennie.
Pojeździliśmy wczoraj na rowerach, po wertepach i nie tylko, więc dzisiaj kość ogonowa mnie pobolewa :)
Jutro pojedziemy na fontanny na podzamczu.
Z jedzeniem wczoraj ogarnęłam się zgodnie z planem. Dzisiaj z okazji rocznicy kupię ciasto i lody. Zjemy:)
Gama miała znowu w moczu kroplę krwi. Po pracy idę do przychodni. Miała robione badanie moczu, coś lekarze poradzą. Kropla zdarzyła się dwa razy, przed spaniem i rano było w porządku. Apetyt ma i jest zadowolona i żwawa.
Weekend. Znowu. Czas leci, trzeba skupiać się na bieżących rzeczach, bo ucieknie życie nie widomo kiedy i dokąd. Znalazłam w pamiętniku Mania131949 wzmiankę o schatziii. Zajrzałam. Bardzo smutno mi teraz.
Jemy mniej, ale to co nam smakuje, bez segregacji. Wczoraj przejrzałam wydrukowane przepisy Vitalii i powoli będziemy przestawiać się na proponowane posiłki. Powoli, bo nie lubię szturmowszczyzny. Mam sporo wydruków wspólnej diety, nawet przy niektórych zapisałam ówczesną wagę. Darek jest chętny. Już ustaliliśmy, że nie kupujemy codziennie ciasta lub lodów. Na dzisiaj zrobiłam kurczaka z groszkiem (mrożony), cebulą, suszonymi pomidorami i natką pietruszki. Oliwa, sól, pieprz, smażenie. Pięknie wygląda. Moja porcja jest z ryżem, Darkowi ugotowałam ziemniaki. Ziemniaki ugotowane, ostudzone i ponownie podgrzane nie mają wysokiego IG. Taka uwaga w kwestii badań okresowych :) Do pracy wzięłam też zupę jarzynową, duuużą gruszkę i kilka małych kromek chleba razowego z myślą również o piątku. Pracuję dziś 9 - 18. Robię wodę z cytryną i miętą i pijemy oboje. Dzisiaj zrobię też z pomarańczą. Zalewam przegotowaną bardzo ciepłą wodą. Pycha, lepiej mi wchodzi niż gazowana, którą zawsze piję w ciepłe dni. Lubię jak bąbelki łaskoczą gardło :)
Wczoraj przejażdżka rowerami trwała około 40 minut z przerwą, dzisiaj też planujemy podobnie, bez przerwy. Raczej nie będę zakładała lusterka do roweru, koordynację mam ciut lepszą :) Kask muszę kupić.
Bardzo udany czas od czwartku do niedzieli. Spanie, rowery, lody, KSW, dobre jedzenie, słońce, Zupa nic, domowe SPA, Anna Karenina, Opole, Ranczo.
Mamy, niestety, konflikt w rodzinie. Vinyl i Weber warczą na siebie i całkiem mocno napadają. Akcja rozdzielanie była emocjonalna. Alek podrapany, nadgarstek zwichnięty, Weber wystraszony (chociaż przed nim ratowaliśmy Vinyla), Vinyl zawzięty jak jamnik. Gama i Fela obojętne na sytuację. Weber waży ok. 15 kg, Vinyl ok. 8 kg. Weber ma 10 miesięcy, Vinyl 2 lata i 8 miesięcy. Weber wygląda jak mieszanka jamnika i rotwailera, Vinyl jest mieszanką jamników. Zobaczymy co będzie dalej.
W piątek uzupełniliśmy wyposażenie rowerów. Byliśmy na lodach (muszę mieć cel jazdy, inaczej nie znoszę), coraz lepiej mi się jeździ. Niepewnie się czuję jeśli chodzi o koordynację, chyba założę lusterko wsteczne. Muszę też mieć hamulec przedni, bo pedałami nie bardzo mam zwyczaj hamować, poza tym lubię jak rower po prostu staje w miejscu. Tak jeździłam kiedyś i to mam w oprogramowaniu na stałe wryte. Żeby wzmocnić koordynację wróciłam do ćwiczenia na keyboardzie. Sto lat katuję.
Darek wynalazł bransoletki magnetyczne. Przyszły już w piątek. Moja jest prześliczna.
Pierwszy dzień Opola podobał nam się, szczególnie kondycja i rześkość Andrzeja Rosiewicza. Śmieszy nas, że Mazowsze było w chórkach części bigbitowej, a w folkowej już nie. W sobotę oglądaliśmy KSW, a w niedzielę Opole nic ciekawego nie prezentowało. Zaproszenie Vondrackowej do udziału w festiwalu polskiej piosenki rozbawiło nas bardzo, chociaż Ją lubimy i prezentowała się wspaniale. Musieli zabezpieczyć frekwencję na estradzie, bo z samymi zmarłymi Artystami trochę pusto by było.
Bardzo nam się podobał film Zupa nic. Lata osiemdziesiąte. Ja oglądałam wspomnieniowo, Młodzi z zaciekawieniem. Alek powiedział: może nie było łatwo, ale życie międzyludzkie kwitło. Tak naprawdę to teraz jest często dużo trudniej. Obejrzę ten film jeszcze nie raz.
Czytam z przyjemnością Annę Kareninę. Podobają mi się krótkie rozdziały. Tłumaczenie Kazimiery Iłłakowiczówny. Anna nie była szczupła. Miała ciałko :)
Dzisiaj na obiad mam kaszę pęczak z kolendrą, jajka na twardo i sos serowo - porowy. Pomidor i ogórek kiszony. Zdecydowanie mniej teraz jemy, czuję luźny brzuch, chociaż otłuszczenie brzucha jest widoczne.
Mąż do pracy będzie robił badania okresowe. Postanowił ograniczyć smażone i słodycze. Mnie to pasuje, mogę całkiem przez jakiś czas mięsa nie jeść. Ze słodkim różnie. Napojów nie słodzę, softy piję bardzo rzadko, głównie piję kawę, herbatę i najwięcej wody, gazowanej też. Niczym nie napiję się naprawdę - tylko wodą. Idąc do pracy zauważyłam, że mam bardzo luźny brzuch. Może schudłam?
Zabieg u kosmetyczki był bardzo fajny. Lakier na stopach mam śliczny. Na dłoniach nie maluję, główny powód to rozdwajanie nawet po lakierze z odżywką, na szczęście płytkę mam jak frencz więc wystarczy skupić się na zdrowych paznokciach. Od razu zapisałam się na sierpień. Jednak sama tak zadbać o stopy nie daję rady. Przeszłam się do i z powrotem w klapkach fakirkach, pomoczyłam stopy w gorącej wodzie i wieczorem mnie nie bolały. Może to metoda?
W sobotę jedziemy do Młodszych. Świetnie. Grill (u Nich codzienność całoroczna), spacery leśne (trawa zasiana, tymczasem psy trzeba wyprowadzać na zewnątrz, żeby nie grzebały) i gala KSW :)
Nakupiłam w bonprix ciuchów, ciekawe ile będę odsyłać. Sprawnie to się odbywa, więc biorę i odsyłam bez stresu. Jak zauważą, że kupuję, to "dokuszają" kolejnymi rabatami i bezpłatnymi dostawami :)
Tak wyglądała moja fasola z boczkiem, cebulą, serem kozim, miętą i pieprzem. Przepyszna była, następnym razem dam dużo, dużo więcej mięty.
Wczoraj zamordowały mnie prawie gazy po owocach. Miałam banana, gruszkę i dwie mandarynki. Sztuki raczej duże. Połowę zostawiłam na dzisiaj, zobaczę jak będzie.
Dzisiaj idę na manicure i pedicure. Wszystkie buty jakie mam zostawiły obtarcia na stopach. Wściekła jestem. Nie mogę chodzić w płaskich bo mnie stopy bolą (w sumie ciągle bolą, szczególnie jak nie chodzę) poza tym nie zawsze mi pasują. Jakiś brak koncepcji mam. Czuję jednak, że niebawem rozwiązanie znajdę :)
Słucham "Narodowe kalendarium prawdziwego Polaka" Niewyparzonej Pudernicy. Jak już przywykłam do przekleństw (sama nie unikam, a jednak :)) to przy kilku rozdziałach wszystko mnie bolało ze śmiechu. Sprawdziłam na Mężu, że jednak odbiór jest subiektywny. Mnie Dzień świra bardzo się podobał, Darkowi nie i myślę, że tu jest klucz. Chwilami słychać Adasia M. Czyta Janusz Zadura - genialnie! Dzisiaj odbieram Annę Kareninę.
Jutro będą śledzie z cebulką i ogórkami kiszonymi :)