Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Po kilku latach znowu wracam tutaj. Poprzednio nie zdołałam osiągnąć zaplanowanego efektu. A potem życie się skomplikowało, przestałam ćwiczyć i... waga powróciła do ciężkiego poziomu. Ale dość tego! Od teraz zaczynam kolejny sezon bitwy o zdrowie :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 39394
Komentarzy: 1556
Założony: 9 lutego 2018
Ostatni wpis: 12 września 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Amas9

kobieta, 48 lat,

177 cm, 114.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 marca 2019 , Komentarze (27)

Cześć ponownie w tę piękną sobotę :D

KUPIŁAM ROWER :D<3 Jak pisałam rano, postanowiłam pójść do sklepu zobaczyć rower dla siebie. Poszłam i od razu kupiłam :p Jak więc widzicie, u mnie to krótka piłka ;) Kiedyś tu pisałam, że ja naprawdę nie lubię łazić po sklepach :D

Mój słodziak wygląda tak:


Ponieważ mam kontuzjowaną kość ogonową, więc od razu dopłaciłam do lepszego siodełka :) Oj, liczę na długie godziny jazdy :D<3

Ale wiecie co, ja poza rowerkiem treningowym na normalnym rowerze nie jeździłam od... hmm... będzie co najmniej 25 lat :D Więc chyba domyślacie się, że czułam lekką niepewność :D:D:D Do tego mój ówczesny rower nie posiadał przerzutek, hamulca ręcznego (tylko kontrę), no i ogólnie, był znacznie skromniejszy ;) Taki zwykły Pelikan 2 (jeśli ktoś pamięta) ;) Tak więc czekała mnie niezła jazda do domu :D Pierwsze, co zrobiłam po wyjściu ze sklepu, to chwila rozmowy przez telefon i... prowadzenie roweru. No co, po prostu oswajałam się :PP Ale w końcu wsiadłam na rower... nadepnęłam na pedały i.... pojechałam :D Pierwsze metry to drżenie kierownicy, próbowanie hamulców i cicha nadzieja, że nikt mnie nie widzi :D:D:D A potem miałam ostrą górkę, czyli zjazd w dół i parę serpentyn, ale dojechałam cała :D Uff, lekko się spociłam :p Ale w końcu przyjechałam do domu i jestem cała happy :D Wow, mam rower :D HURRA :D<3(bomba) No, to teraz się zacznie zabawa ;)

Ściskam Was serdecznie i lecę ogarniać chaos w domu :D Buziaki (pa):*

9 marca 2019 , Komentarze (10)

Cześć wszystkim :D(balon)

Dziś znowu pobudka o świcie ;) Ale "ten typ" tak widocznie ma :p A ponieważ siedziałam trochę dłużej w nocy, to na razie mam totalnego lenia :D No ale już nie ma wyjścia, muszę startować, skoro stanęłam na wadze i zaczęłam sobotę (szloch):D

Jak widzicie w temacie, moja waga stanęła. Hmm, jak zwykle w takich sytuacjach człowiek zaczyna analizować. Nie jestem przed @, piłam 2,5-3l wody, ćwiczyłam codziennie za wyjątkiem piątku, trzymałam dietę (5 posiłków, w każdym warzywo lub owoc, chleb ciemny, kasze, makaron brązowy, duży jogurt naturalny w jednym posiłku koktajlowym, ser twarogowy lub puszysty przynajmniej w jednym posiłku; musli, płatki owsiane), czyli wydaje mi się, że nie jem źle. Ale coś jednak nie poszło jak trzeba, hmm... Oczywiście dalej będę walczyć, bo cel wciąż daleko, ale chciałabym trochę spadków zobaczyć ;)Hehe zaskoczyłam Was, no nie? :D

Może w diecie jakieś zmiany jeszcze zrobić? Z warzyw teraz jem głównie paprykę, szpinak, ogórka kiszonego/konserwowego i rzodkiewkę. Na obiady jadam brokuła, marchewkę, surówki z kapusty. Często mam na obiad różne makarony lub kasze z kurczakiem. Wydaje mi się, że nie powinny mieć wpływu moje obiady z zeszłego weekendu - gołąbki - to takie moje odstępstwo od rozpiski. No ale jednak COŚ było nie tak. Jeśli macie jakieś sugestie, to napiszcie mi w komentarzu - będę bardzo wszystkim wdzięczna :)

Z pozytywów, to ostatnio znowu usłyszałam miły komentarz na swój temat i widocznych zmian, więc przyjemnie mi się zrobiło :) A że wczoraj był Dzień Kobiet, to zaszalałam z pazurkami (koralowa czerwień), do tego wiosenna bluzka i poczułam się znacznie lepiej :) Tak bardziej kobieco, chyba rozumiecie? :D Do tego, nie wiem czy wiecie, wczoraj był dzień rudych osób - czyli takich jak ja :D Stąd wczorajszy dzień to moje podwójne święto :p(alkohol)



A dziś mam taki mały plan - chcę iść do paru sklepów i wyczaić... rower ;) Wspominałam tu gdzieniegdzie, że chcę kupić, rozmyślam, szukam... Ale ja jestem typem, który lubi przeanalizować sobie dokładnie, poczytać, porównać. I powiem Wam, że ostatnio sporo czytałam, aż w końcu doszłam do wniosku, że... nadal nie wiem czego chcę :D:D:D Chcę jeździć po mieście, ale też jakieś bezdroże może się trafić. Stąd rozmyślam nad rowerem trekkingowym, ale miejski też biorę pod uwagę. Chcę żeby jak najdłużej mi służył, więc nie może się szybko psuć :D Czytałam o rożnych podzespołach, ale ostatecznie chyba posłucham jakiegoś fachowca :p Nawet o markach czytałam i jest wiele porad, żeby kupić ten czy tamten rower. A w kolejnych komentarzach krytyka wcześniej wymienionych marek. Więc ogólnie jest zamieszanie :D Ostatecznie wolę jednak kupić namacalnie w sklepie stacjonarnym, a nie przez internet. Więc wybór będzie mniejszy. No nic, zobaczymy jak mi pójdzie :D Ale w tym roku już jestem zdecydowana - chcę jeździć nie tylko w domu ;) Oczywiście kolor roweru to drugorzędna sprawa, ale jakby co, trzeba będzie sobie znowu ciuszki kupić :D(bomba)
Jak widzicie dobry nastrój mnie mimo wszystko nie opuszcza i super :) Na razie lecę więc dom ogarnąć, a potem frrr... poszaleć po sklepach :D Buziaki, ściskam Was serdecznie :) Miłego weekendu (pa)(kwiatek)(slonce)

2 marca 2019 , Komentarze (39)

Cześć Kochani :)(kwiatek)

Sobota to bardzo wyczekiwany przeze mnie dzień. Dzień, w którym sprawdzam, czy dobrze przepracowałam tydzień i jaki efekt przyniosły moje dietowe zmagania. I tak byłam ciekawa dzisiejszych pomiarów, że już o 5:50 stałam na wadze :D No wiem, czasem mam niezłe odloty ;) Ale luty nie był specjalnie dla mnie udany, bo przez chorobę nawet wzrost wagi mi się trafił. Na szczęście ostatecznie wychodzę na minus - suuuuper :)

A jak mi poszło w tym tygodniu? Powiem Wam szczerze, że ja nawet nie chciałam zjeść pączka w czwartek - na pewno bym go spaliła, ale wolałam zamienić go na coś treściwszego ;) Więc ostatecznie miałam nadzieję, na spadek na wadze. I na szczęście waga była dla mnie litościwa :D Ten tydzień to -0,6 kg, co pozwoliło mi zejść do 94,5 kg :)(bomba) Rany, naprawdę, hurra!:D Wiecie co, ja takiej wagi nie miałam od dobrych kilkunastu lat! SERIO! I chyba nie dziwicie mi się, że jestem mega szczęśliwa? :D Może trochę niewyspana, ale bardzo z siebie zadowolona :) O tak, to mnie znowu nakręca do walki :)<3



Jak pisałam wcześniej, ostatnie dni, to mocny trening u mnie. I nawet wczoraj, gdy miałam dzień bez ćwiczeń, postarałam się więcej chodzić i... w sumie nieźle mi wyszło ;) Tak, to naprawdę działa :) Ruszamy się i chudniemy :) Niemal w oczach :D



Moje małe kroki robię co 5 zrzuconych kilogramów. Wcześniej zdarzało mi się taki cel osiągnąć co 7 tygodni, ale tym razem zejście do poziomu 95 kg było dla mnie ciężkim i długim wyzwaniem. Wagę 100 kg osiągnęłam 15 września zeszłego roku, a potem urlop, walka, choroba, walka, choroba, walka... Całe 25 tygodni czekałam, żeby osiągnąć ten mój mały cel. Ale w końcu mi się udało :) Choć były trudne momenty, to wierzyłam, że dam radę :) A teraz stawiam sobie kolejne cele i będę mocno do nich dążyć :) Już się nastrajam na pozytywny wynik na koniec marca ;) Trzymajcie kciuki, bo marzy mi się zejście poniżej 93 kg <3

A co poza tym u mnie? Postanowiłam zrobić małą metamorfozę włosową. Różnie z kolorami bywało u mnie, czerwony, rudy, balejaż, ale w ostatnim okresie czasu (pewnie nawet ponad rok) miałam jasny brąz. I zawsze to były farby chemiczne. Ale nie tym razem. Ostatnią farbę robiłam w grudniu, a później postanowiłam przerzucić się na zioła. Parę razy robiłam cassię, a wczoraj chwyciłam za hennę :D I jestem takim pięknym rudzielcem :D<3 Oj, naprawdę mi się podoba ten kolor :) Mam bardzo jasną karnację i piegów całą masę, wiec rudy idealnie pasuje :p

Czuję wiosnę :D

Jak więc widzicie u mnie całkiem fajny nastrój. Zaraz lecę na zakupy, więc na razie kończę mój krótki wpis ;) Później do Was zaglądnę :) Buziaki, miłej i radosnej soboty dla wszystkich :)(kwiatek) Paaa (pa)

27 lutego 2019 , Komentarze (17)

Cześć wszystkim :D(gwiazdy)

Dziś zaglądam tu tylko na chwilę, bo jestem padnięta po treningu, ale oczywiście mega z siebie zadowolona ;) Znowu mocno się wczułam i na pewno parę gramów udało mi się zrzucić :D(bomba) Pytanie tylko, czy jutro jakiś pączek mi się nie trafi i zaprzepaści moje wysiłki? Hmm... zobaczymy ]:>

Tak naprawdę plan ćwiczeń od vitalii trzyma się schematu i nie mam wcale większych obciążeń, ale mój Fitbit wskazuje, że od kilku dni pobijam swoje rekordy. Do tego znacznie przekraczam prognozowane ilości spalonych kalorii określone dla każdego treningu. Zresztą czuję po sobie, że moja efektywność jest większa, na rowerku więcej km wykręcam, mocniej się pocę i jestem bardziej zmęczona po ćwiczeniach. Ale nie oznacza to, że mam zakwasy, czy coś mnie boli. Nie, na szczęście nie mam takich objawów :D

Zrobiłam małe porównanie kilku treningów.

Przykłady z poprzedniego tygodnia:
wtorek - trening 108 minut - spaliłam 766 kcal, co daje średnio 7,09 kcal/min
czwartek - trening 125 minut - spaliłam 846 kcal, co daje średnio 6,77 kcal/min

Dla porównania ten tydzień:
niedziela - trening 117 minut - spaliłam 1006 kcal, co daje średnio 8,60 kcal/min
wtorek - trening 110 minut - spaliłam 939 kcal, co daje średnio 8,54 kcal/min
dziś - trening 93 minuty - spaliłam 842 kcal, co daje średnio 9,05 kcal/min

Jak więc widzicie, na przykład dziś spaliłam tyle, co w zeszły czwartek, ale potrzebowałam na to 30 minut mniej! Lekki szok :D Nie wiem, czy to dobrze, bo na pewno nie chcę się przetrenować. Ale jakoś tak mi wychodzi :p Czy to się przełoży na wynik na wadze, to się okaże w sobotę. Ale jedno wiem na pewno - odczuwam wielką radość, że jestem w stanie przesuwać swoje możliwości i zwiększa się moja sprawność. Moja waga wciąż jest ogromna, ale na pewno w końcu ruszy mocniej w dół :) Trzymajcie kciuki :)

Póki mam tego powera, to będę ciągnąć mocne treningi :) Może wiosnę poczułam i stąd mi tak idzie? :D Sama nie wiem ;) Nie pytajcie mnie, jak ja to robię, bo nie umiem na to odpowiedzieć. Po prostu mam swój cel i walczę :) A co najlepsze, dziś miałam bardzo ciężki dzień w pracy, spałam w nocy dość krótko (mniej niż 5h), więc nawet miałam "lenia" i chciałam sobie odpuścić dzisiejsze ćwiczenia. Zazwyczaj zaczynam trening około 18 godziny, ale jakoś minęła ta pora, potem 19 i 20 godzina... aż w końcu o 20:50 powiedziałam sobie: dość tego dobrego! Ruszyłam 4 litery i patrzcie, pobiłam znowu swoje rekordy w spalaniu :D Przyznajcie, że wariatka ze mnie :PP

No nic, w każdym razie w tej chwili czuję, jak ogarnia mnie senność i zaraz pewnie będę podnosić głowę z klawiatury :D Nie wiem, czy potrafię zarazić kogoś do ćwiczeń, ale chcę namówić każdego, kto próbuje się przełamać - naprawdę dacie radę :)Najważniejsze, to chcieć :) I tego Wam życzę, a przekonacie się, jak wiele dacie radę osiągnąć :)(puchar) Powodzenia! :)

Dobrej nocy, Kochani :)(noc) Papa (pa):*


25 lutego 2019 , Komentarze (32)

Cześć wszystkim :D(kwiatek)

Wracam sobie do domu po pracy i już zamierzam usiąść przy komputerze i zobaczyć, co mam szykować na obiad, a tu nagle kątem oka dostrzegam ruch przy lampce, która mam tuż obok monitora. I widzę najpierw pyszczek, a po chwili resztę ciała... Maleńka, słodka, szara myszka :D

Nie, nie zaczęłam piszczeć :p Ale pewien dyskomfort poczułam ;) Próbowałam ją spłoszyć, ale najwyraźniej polubiła moje biurko i schował się tylko za drukarką. Po chwili znowu wyszła i zaczęła spacer po biurku. Hmmm... co by tu zrobić? A tam, skoro się nie boi, to może jej pstryknę jakieś zdjęcie? :D 

Taa daaaam:



Te korkowe podkładki mają ok. 1 cm wysokości, tak dla porównania :D No cóż, kruszynka nie ma za bardzo co jeść, ale szczerze mówiąc liczę na to, że sobie pójdzie tam, skąd przyszła :D

Zostawiłam ją w spokoju i poszłam gotować obiad. A teraz wróciłam i czekam... Hmm, w sumie nie wiem na co :D Przecież mi nie powie "ciao, lecę do siebie" :D Na razie jej nie widzę... schowała się bestia :D A skoro tak, to mogę zabrać się za czytanie, co też tu słychać ;)

Tylko, khm... skoro to maleństwo się mnie nie boi (serio!), to może w nocy zakradnie się do mojego łózka i będzie po mnie chodzić? Jej, jaka fajna perspektywa ]:>  Rany, szukam kota do wynajęcia! :p ŁOWNEGO! :D RATUNKUUUU :D:D:D

24 lutego 2019 , Komentarze (18)

Cześć wszystkim :D(balon)

(Nie, nie o restrykcyjnej diecie diecie dzisiaj będę pisać :p)


Oj, dopiero teraz usiadłam przed kompem, żeby skrobnąć, co u mnie słychać. Miałam dość ambitną sobotę i nie mniej absorbująca niedzielę ;) Ale ogólnie całkiem przyjemnie mi minął ten weekend :) Pogoda mogłaby być trochę milsza, bo dziś było bardzo szaro zza oknem. Chociaż podobno jutro u mnie będzie obłędnie - ciepło (10 stopni) i słonecznie. Więc liczę na pozytywny dzień - a co, nie możną pomarzyć? ;) Na pewno w pracy będę luzy, wszyscy będą bardzo mili i uczynni, a ja będę doceniona przez szefa :p No dobra, rozpędziłam się :D:D:D Ale co, czyż nie fajnie się tak pozytywnie nastroić? ;)

Wczoraj nie zdążyłam skrobnąć o moim pomiarze, więc kilka słów teraz. W sumie szału się nie spodziewałam. Właśnie przyszła @ i naprawdę, wierzcie mi, oczekiwałam wzrostu wagi. A tu proszę - nawet spadek się trafił :) Co prawda drobne -0,4 kg, ale i tak uważam, że to bardzo pozytywnie :) No i cóż, miałam takie urwanie głowy, że w końcu nie poćwiczyłam... Więc dzisiaj, gdy minęło południe, wyciągnęłam matę i powiedziałam sobie, że ambitnie muszę się poruszać. I się wczułam... na dwie godziny zapominając o całym świecie :D Nie wiem, czy Wy też tak macie, ale ja czasem w trakcie ćwiczeń potrafię się mega nakręcić. Kiedyś tu pisałam, jak muzyka mi dodaje kopa :D Czasem podczas cardio sobie włączam film, ale czasem zostaję przy muzyce. I dziś właśnie muzyką się nakręcałam :) Tak się wciągnęłam, że... swój rekord pobiłam :D(puchar)  Mam na myśli łączną ilość kalorii spalonych w trakcie ćwiczeń. Udało mi się przekroczyć magiczne 1000 kcal (bomba)<3 Wierzcie mi, jestem bardzo zaskoczona, bo nie spodziewałam się takiego wyniku. A do tego byłam w tak fajnym stanie, że mogłabym jeszcze dłużej ćwiczyć, ale... musiałam lecieć robić obiad :D



Jak widać na górnym wykresie, pokazane są tu drobne spadki (zielony kolor), ale to jest mylne wskazanie, bo gdy ręka mi się spoci, to Fitbit trochę "nie styka" ;) Stąd, tak naprawdę, wynik powinien być jeszcze lepszy :D Ale i tak jestem bardzo z siebie zadowolona (alkohol)  Jak pewnie się domyślacie, po dobrym treningu nastrój jest bardzo pozytywny i rzeczywiście :) Mam nadzieję, że podobną energię będę miała w kolejnych dniach i pozytywnie to się odbije na moich pomiarach za tydzień :D

Aha, gdybyście się dziwili, że w trakcie @ tak ćwiczę, to naprawdę różnie ze mną jest. Czasem jestem mega ospała i obolała, a czasem jestem niemal wulkanem energii :D Wiem, dziwna jestem :PP

A dzisiaj zrobiłam sobie wieczorek dla siebie ;) Najpierw pielęgnacja włosów - peeling głowy, włosing, olejowanie. Potem maseczka na twarz i relaks przy muzyce ;) A co, mnie tez się coś należy, no nie? :D Tyko za paznokcie się nie zabieram, bo na razie w ogóle ich nie maluję, tylko olejkiem arganowym wzmacniam. Mam nadzieję, że na wiosnę już będę z nimi mogła trochę poszaleć ;)

Zresztą o wiośnie już myślę - właśnie czekam na paczkę, bo zamówiłam sobie nasionka ziół i kwiatów ;) W tym tygodniu planuję kupić nowe doniczki i zacznie się zabawa :DAle ja to lubię :)<3 Czy Wy też już odczuwacie zbliżająca się wiosnę?

Kochani, na razie kończę swój krótki wpis, bo coś czuję, że Morfeusz się zbliża :D Tak więc ściskam Was mocno i życzę Wam spokojnej nocy :)(noc)  Dużo uśmiechu na nadchodzący tydzień Wam życzę, papa (pa):*(tecza)

PS. Jeśli czytaliście mój poprzedni wpis, to wiecie o mojej walce z Rafaello. No to drobne podsumowanie - WYGRAŁAM :D(bomba)

19 lutego 2019 , Komentarze (13)

Cześć wszystkim :D:*

Rafaello.... kto ich nie zna? Przepyszne migdały oblane kremowym nadzieniem, umieszczone w chrupiącym wafelku pokrytym kokosem. Idealne na jedno schrupanie i dosłownie rozpływające się w ustach... Gdy bierzecie je do buzi, to czujecie, jak Wasze zmysły pobudzane są idealnie dobraną mieszaniną smaków... Czy można im się oprzeć?



I takie kuleczki od kilku dni zdobią mój stół w kuchni. Codziennie mijam je kilka razy... a moja dusza przeżywa katusze... Moja dłoń już po nie sięga, ale zatrzymuję ją ostatkiem sił. Po chwili znowu coś przyciąga mój wzrok do stołu. I walka wciąż trwa... Czy wygram? A może ktoś się zlituje i w końcu je zje? Błagam, niech zostaną tylko papierki!!!

Powiecie, a cóż to jest taka jedna kuleczka? Serio, czy myślicie, że na jednej się skończy? Jesteście tego pewni?

Cóż to jest taka jedna kuleczka? Przecież mogę sobie pozwolić - w końcu wskoczę na matę i spalę kalorie. Ale czy na pewno?

Taka jedna kuleczka... to tylko 63 kcal... No dobra, jest też olej palmowy, cukier, czy emulgatory, ale gdy się przegryzie chrupiący wafelek, to nikt nie myśli o składzie...

Taka jedna kuleczka... To dla mnie próba charakteru :D

Na razie wychodzę z niej zwycięsko :D

18 lutego 2019 , Komentarze (7)

Cześć Kochani :D

Dziś poczytałam trochę Waszych pamiętników i poczułam ochotę na nadprogramowy trening :) Jeszcze to słońce za oknem mnie pozytywnie nastroiło, tak więc nie było wyjścia i wskoczyłam na trochę na matę, pomachałam chwilę hantlami, a potem jeszcze na pół godziny na rowerek ;) A co, nie będę się obijać :D Fakt, że ten weekend miałam trochę nie tegez, bo dopuściłam się karygodnego zjedzenia ptasiego mleczka w sporej ilości (widać, że @ nadciąga), ale potem trenowałam z dużym zaangażowaniem, więc mam nadzieję na łagodny wymiar kary w sobotę na wadze :p

No nic, w każdym razie dzisiaj znalazłam w sobie dużo więcej energii i po prostu musiałam ją gdzieś spożytkować :) Więc Kochani, nie lenimy się, tylko pora zakasać rękawy i zabieramy się za siebie! Wiosna idzie :D

Ściskam Was mocno i życzę Wam dużo energii i siły do wspinania się na szczyt :)(puchar) Paaaa (pa)(kwiatek)

16 lutego 2019 , Komentarze (13)

Cześć wszystkim :):*

Mój dzisiejszy dzień rozpoczął się od wczesnego smsa (5 godzina!), a skoro już nie spałam, to w takim razie zabrałam się za ogarnianie domu :PP Jednak sobota nie byłaby kompletna, gdybym o świcie nie stanęła na wadze. Byłam mega ciekawa wyniku, bo w końcu zakończyłam antybiotyk i miałam nadzieję na pozytywny wynik moich wysiłków. Chyba domyślacie się, jak wielka była moja radość, gdy zobaczyłam na wadze, że naprawdę ruszyłam w dobra stronę :D Ale wierzcie mi, nie spodziewałam się, że uda mi się zrzucić aż 1,0 kg :D(bomba) Super, strasznie się cieszę :)



I co najwspanialsze, coraz bardziej się zbliżam do bardzo ważnego dla mnie poziomu 93 kg, który oznacza u mnie przejście z otyłości do nadwagi. Przez problemy zdrowotne nie udało mi się tego osiągnąć przed końcem zeszłego roku, ale mam cichą nadzieję, że już całkiem niedługo będę mogła świętować ten mały-wielki krok do prawidłowej wagi :)



A w pracy znowu usłyszałam od koleżanek pytanie, jak wiele chcę jeszcze zrzucić, bo już tak dużo się zmieniłam. Ale moja odpowiedź, że to dopiero połowa drogi, spotkała się ze zdziwieniem. Ja chcę dojść do poziomu 75 kg, co jest u mnie o 2 kg poniżej górnej granicy między wagą prawidłową a nadwagą. Czyli wcale nie jest to jakieś szaleństwo, no nie? A reakcja koleżanek to było takie trochę kręcenie głową... Nie rozumiem tego. Chyba powinny mnie dopingować? Owszem, gratulują mi tego, co zrobiłam i jaka jestem konsekwentna, ale z drugiej strony trochę działają demotywująco. A tam, pal licho koleżanki :) Ja sama wiem, czego chcę i choćbym nie miała w realu zbyt wielkiego wsparcia, to cieszę się, że Wy jesteście ze mną :) Bardzo Wam dziękuję :)(kwiatek)

Trochę oczy mi się już kleją, ale za moment wskakuję na matę. A co, nie ma odpuszczania! :D Dziś mam lżejszy trening, bo jestem w fazie regeneracyjnej, ale warto się poruszać :) Przecież lenistwo jest moim największym wrogiem! Nawet, gdy mi się nie chce, to staram się zmobilizować. A gdy mi się uda, to czuję się podbudowana i to mnie dodatkowo nakręca do dalszej walki :) I Wy też się nie poddawajcie! Nikt za Was nie poćwiczy, tylko Wy musicie podjąć rękawicę :) Ściskam za Was kciuki! Do boju! :D


Pozdrawiam Was bardzo gorąco i życzę Wam wielu powodów do uśmiechu :)<3 Papa (pa)


9 lutego 2019 , Komentarze (22)

Cześć Kochani :)(kwiatek)

I oto nadszedł ten dzień, gdy staję na wagę po 52 tygodniach walki o zdrowie. Jak mi poszło? Co osiągnęłam? Czy jestem zadowolona? O tym już za chwilę. Będzie trochę czytania, więc przygotujcie kawę i zaczynamy ;)

Na początku jednak chcę podziękować wszystkim, którzy pod moim ostatnim wpisem dodawali mi sił i życzyli powrotu do zdrowia. Jesteście wspaniali! Naprawdę takie wsparcie jest dla mnie bardzo cenne :)<3 Ściskam Was mocno :)(kwiatek)(kwiatek)(kwiatek)

No to zaczynam moje wspomnienia ;)

Było to nieco ponad rok temu, kiedy ot tak, po prostu siadłam przed komputerem i trafiłam na stronę ze sprzętem do ćwiczeń. Przypomniało mi się, jak to kilka lat wcześniej miałam karnet z pracy i chodziłam na siłownię. Wierzcie mi, to było dla mnie naprawdę fantastyczne zajęcie! Oprócz samej siłowni można było iść na różne treningi i z tego też korzystałam, ale jednak najwięcej przyjemności (tak, tak!) sprawiał mi wysiłek na różnych przyrządach. Ja od dziecka zawsze chciałam być silna (pewnie dlatego, że głównie bawiłam się z chłopakami), uwielbiałam oglądać zawody lekkoatletyczne, a zwłaszcza siłowe (typu pchniecie kulą, rzut młotem). Choć moja największa sportowa pasja to piłka nożna ;) Moja ówczesna przygoda na siłowni trwała kilka miesięcy. Jak się skończył karnet, to i ja przestałam chodzić na treningi. Czemu? Ot, prozaiczny powód - lenistwo :PP Na siłownię jeździłam z koleżanką z pracy, a potem po prostu nie chciało mi się chodzić na nogach kilku kilometrów. Niestety sama nie posiadam samochodu, a akurat pod tamtą siłownię autobusy bardzo rzadko jeździły. Ale tak naprawdę to tylko wymówki :p Bo w sąsiedztwie są tez inne siłownie, tylko że ja do żadnej nie zaglądnęłam!

W każdym razie po tamtym epizodzie z siłownią przestałam ćwiczyć. W ogóle o siebie nie dbałam i wpadłam w rutynę dnia codziennego - brak śniadań rano, posiłek dopiero o 10 w pracy, potem obiad o 16 i oczywiście wieczorne przegryzki. To na pewno miało wpływ na mój wzrost wagi, ale nie wiem o ile. Od wielu, naprawdę wielu lat przestałam sprawdzać swoją wagę. Kilkanaście lat temu udało mi się dojść do wagi 77 kg (dieta ok. 1500 kcal, plus ćwiczenia), ale, jak się można było domyślać, po zakończeniu diety i ograniczonym ruchu (praca przy biurku) powolutku zaczęła mi waga rosnąć. A ja nawet nie wiedziałam kiedy doszłam do wagi, która stała się niebezpieczna dla zdrowia. Zaczęły się różne problemy - puchnące nogi w lecie, obolałe kolana, zmęczenie... Ale nic z tym nie robiłam. Tylko kupowałam coraz to większe ubrania i różne lecznicze (?) żele na obolałe części ciała. Moja samoocena była na bardzo niskim poziomie. Nawet nie umiałam ocenić, czy kolejny worek ubraniowy mi pasuje, czy nie. W sumie kupno czegokolwiek stało się nie lada wyczynem. W sklepach nic nie pasowało, więc pozostał internet. I albo się trafiło na doby rozmiar, albo miałam kolejny worek. A że nie chciało mi się latać ze zwrotami na pocztę (przecież to wymagało ruchu), to chodziłam nawet w tych za dużych ubraniach... Lustro nie było moim przyjacielem...

I w końcu siadłam przed komputerem... to była sobota, 3 lutego 2018 roku. Nawet nie pamiętam, co sprawiło, że weszłam na stronę ze sprzętem treningowym. Wciągnęłam się przeglądając tę stronę i coś mnie podkusiło, żeby zrobić zamówienie. Kupiłam matę, hantle, obciążniki na ręce/nogi, agrafkę i gumy. Pogrzebałam w necie, pooglądałam trochę ćwiczeń na YouTube i jakieś dla siebie wybrałam. Tak, ja naprawdę poczułam w sobie ogromną ochotę, żeby spróbować! Nie pytajcie mnie, jak to się stało - nie mam pojęcia! Po prostu zachciało mi się zawalczyć o siebie! Nikt mnie nie namawiał, nie kusił, nikt mi niczego nie obiecywał. Sama poczułam ochotę na zmiany!

Zamówiony sprzęt dotarł do mnie w środę 7 lutego. Wyjęłam z paczki matę... trochę wydała mi się cienka, ale to przecież mata, a nie materac. Wyjęłam hantle... Były bardzo lekkie - raptem 1,5 kg. Ale od czegoś trzeba zacząć :) Wszystko było nowe, fajne :D I kuszące! Ale jeszcze nie zaczęłam ćwiczeń. Niestety nie zawsze od razu ma się czas, by wszystko ogarnąć ;) Ale zrobiłam kolejny krok - poszłam do sklepu i kupiłam wagę. Czy moje serce to przeżyje, gdy na niej stanę? Kiedy zobaczyłam wskazanie wagi, nie było mi lekko (nomen omen)... 120 kg brzmiało jak jakiś przerażający wyrok...

Dzień później, w czwartek, wracając po pracy zasiadłam przed komputerem i trafiłam na vitalię. Zaczęłam się zaczytywać i... to już było po północy, więc 9 lutego, założyłam tu konto. Od razu wykupiłam dietę, która miała się rozpocząć od poniedziałku 12 lutego. Ale ja już 9 lutego zaczęłam swoją dietę. Napisałam pierwsze słowa w pamiętniku... i zaczęłam odchudzanie: 



Zapytacie, czy było mi trudno? Jak z ćwiczeniami? Kilka pierwszych dni było dziwnych. Największym wyzwaniem dla mnie było jedzenie śniadań o 6 rano. Wiecie, jak człowiek od kilkunastu lat nie jada normalnie, to wpadnięcie w taki tryb jest nie lada wyzwaniem ;) Do tego organizacja dnia musiała się całkowicie zmienić. Trzeba było znaleźć czas, żeby wieczorem ogarnąć posiłki na kolejny dzień, a do tego musiałam chodzić wcześnie spać. No i jeszcze musiał być czas na ćwiczenia! Jejku, jak to zrobić? Nie mogłam sobie dać rady :PP Ale powoli zaczęłam się coraz bardziej dostosowywać :)

Sama dieta nie była dla mnie większym problemem. Posiłki były wystarczająco syte, czasem nawet aż za bardzo :D Moje pierwsze tygodnie to była dieta na poziomie 2.700kcal. Musiałam nauczyć się jeść w odpowiednich porach i to nawet szybko mi się udało. Do tego stopnia, ze mój organizm sam co 3 godziny zaczynał dopominać się o nową dawkę jedzenia. Od wielu lat piję tylko wodę mineralną, więc ten punkt diety nie był dla mnie problemem. Ale musiałam stoczyć jeszcze batalię, żeby zadbać o dłuższy sen. Ta walka trwa nadal :D

Jak było z moimi treningami? Trochę ćwiczyłam z treningami z YouTube, ale spodobały mi się treningi vitalii i stopniowo całkowicie przeszłam na proponowane tutaj. Przez kilka pierwszych tygodni ćwiczyłam w vitaliowym KFO (klub fitness online), ale ostatecznie zostałam przy rozpisanych treningach dziennych. A jak się czułam podczas ćwiczeń? Gdzieś na forum vitalii przeczytałam, że przy wadze podobnej do mojej ktoś radził, żeby nie biegać. Hmm, ja podczas treningów mam 8 minut biegów dla rozgrzewki. I jakoś się udawało ;) Nie, wcale nie miałam problemów z kolanami. Ale było dla mnie strasznym problemem kondycyjnie wytrzymać 8 minut. Czasem mnie łapała kolka, czasem pot ze mnie spływał litrami... Nawet sobie nie wyobrażacie, ile musiałam kombinować, żeby przetruchtać w tym czasie :D Ale zagryzałam zęby i ćwiczyłam dalej. Treningi miałam początkowo ustawione na spalanie 300kcal, ale już wkrótce poziom obciążeń zaczął się zwiększać, a czas treningu wydłużać. Niedługo później dokupiłam w sklepie cięższe hantle i nowe obciążniki na ręce/nogi. A pomiary wagi zaczynały wskazywać, że moje wysiłki nie idą na marne! Kiedy więc ćwiczyłam i wylewałam z siebie kolejne poty, dostawałam ogromnego zastrzyku energii. Czasem nawet dawałam wyraz tutaj, pisząc w pamiętniku, jaka radością mnie wypełniają ćwiczenia :) Naprawdę wpadłam w taki pozytywny haj ]:>  Nie mogłam się doczekać kolejnych ćwiczeń i dzień bez treningu stał się jakiś... pusty ;) Nawet kiedy byłam nieco obolała po ćwiczeniach, to odczuwanie mięśni sprawiało mi prawdziwą przyjemność. Jejku, nie wiem, czy umiem dokładnie opisać ten stan, ale może rozumiecie :D A do tego, po pewnym czasie zaczęłam dostrzegać tu i ówdzie moje mięśnie. Wow, serio, ja nie tylko mam zwały tłuszczu, ale mięśnie? Szok :p To mnie dodatkowo nakręcało, co chyba zrozumiecie, gdy skojarzycie, że od małego zawsze chciałam być silna :D:D:D

Kolejnym powodem do radości po kilku miesiącach stało się dla mnie obserwowanie zmian jakie zaczęły we mnie zachodzić. Ubrania stawały się coraz luźniejsze, spodnie zaczęły się ze mnie same zsuwać, aż w końcu nie było wyjścia i musiałam iść na zakupy ;) Czy któraś kobieta tego nie lubi? No niestety ja (smiech) Ale odczuwałam radość, gdy coś nowego, mniejszego mogłam na siebie założyć. Nawet sporadycznie coś kupiłam w sklepie stacjonarnym - kolejny szok ;) Kiedy po kolejnych miesiącach inni ludzie zaczęli zauważać, że się zmieniłam, to znowu dodało mi pozytywnego kopniaka :) I tak wszystko ładnie zaczęło się nakręcać.

Aż... no właśnie, nadszedł grudzień 2018 i zaczęłam mieć problemy ze zdrowiem :(Niestety do chwili obecnej jestem chora, łykam różne lekarstwa i odbija się to na moich dalszych postępach. Jak poniżej zobaczycie, w zasadzie moja waga się nie zmienia od dwóch miesięcy. Miałam trochę problemów z górnymi drogami oddechowymi, trochę kardiologicznych, a teraz od miesiąca znowu na antybiotykach... Mam nadzieję, że już niedługo wyjdę z dołka, bo po prostu brakuje mi normalności sprzed choroby. Mam na myśli regularne ćwiczenia i pozytywne, dające energii wyniki na wadze. Tęsknie za nimi :)




Ale jak ogólnie bym podsumowała moje całoroczne wyniki? Zacznę od małej statystyki. Startowałam od 120 kg i obecnie dotarłam do wagi 96,5 kg, czyli w sumie 23,5 kg na minusie. Jest nieźle, biorąc pod uwagę ostatnie problemy i zahamowanie postępów (oraz świąteczna kuchnię :p). Miałam nadzieję na znacznie większe postępy, ale organizm tez ma swoje prawa i pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Nie załamuję rąk, ale muszę zakasać rękawy i szykuję się na dalsza walkę :) Mam nadzieję, że będziecie ze mną, bo zawsze jesteście dla mnie wielkim wsparciem, za co Wam wszystkim ogromnie dziękuję :):*

Moja waga to jedno, ale jeszcze słówko o pozostałych pomiarach. Największe postępy mam w talii i biodrach. Talia -22cm, biodra -22cm, biust -12cm, uda -9cm, łydka -2cm. Sumarycznie wygląda to bardzo pozytywnie :D Ale wiecie, to dopiero połowa mojej drogi ;) Więc jeszcze naprawdę mam mnóstwo nadbagażu na sobie :D Na pewno o wiele lepiej się czuję. Nie mam problemów kondycyjnych, jak dawniej. W ogóle nie bolą mnie kolana, nogi nie puchną, nie dyszę po powrocie z pracy do domu (trasa 1,5 km). Więc naprawdę mam wielkie powody do radości :) Obecnie chodzę w spodniach rozmiar 44, ale górę mam jeszcze 46/48. A zaczynałam od rozmiarów 54/56. Więc postępy są widoczne. Mam jednak wielkie plany na dalsze zmiany, stąd na pewno jeszcze nie raz ode mnie poczytacie ;) Walka trwa nadal i nie mam zamiaru się poddawać :)



Jak widać powyżej, mam jeszcze wiele do zrobienia :D I wielkie marzenia... :)(puchar)

Ściskam Was mocno i przesyłam Wam mnóstwo pozytywnej energii! :D:* Trzymajcie się ciepło i nie ustawajcie w walce o Wasze zdrowie :) Papa (pa)(kwiatek)(kwiatek)(kwiatek)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.