Moja waga stoi jak zaklęta, motywacja odeszła w kąt. Nie ma już tego poweru, witalności i cudownego humoru, który towarzyszył mi w styczniu - na początku odchudzania. Nie zrobiłam nawet podsumowania lutowego odchudzania, bo i nie ma co podsumowywać. Całe 0,8 kg w dół - szaleństwo.
Pokochałam ćwiczenia w styczniu, a teraz - ja - leń kanapowy - tęsknię za siłownią i nie wiem czy będę mogła kiedykolwiek na nią wrócić. Wczoraj miałam rezonans kręgosłupa, który został mi zalecony po tym, jak zaczęło mnie mrowić w okolicach części piersiowej kręgosłupa i straciłam odruchy w części brzucha. I co? Jeszcze dokładnie nie wiem, bo dopiero jutro wizyta u neurologa, ale w opisie jest kilka zastrzeżeń do mojego kręgosłupa.
Po 1. jestem krzywa - ale to wiedziałam od dawna.
Po 2. jest coś nie tak z jednym krążkiem międzykręgowym - kilka obco brzmiących słów, które sprawdziłam w internecie i głównie przetłumaczyłam to sobie na sprawy zwyrodnieniowe.
Po 3. - coś co mnie najbardziej przeraża, bo to jakieś uwypuklenie, które uciska worek oponowy i styka się z rdzeniem kręgowym... I tu pojawiają się myśli - a co, jeśli jedyny sposób, żeby to naprawić to operacja? Operacja przy samym rdzeniu kręgowym? Ja jestem pesymistką niestety i gdzieś w głowie mi kotłuje bardzo zła wizja :( Jutro się może czegoś dowiem...
W styczniu widziałam już siebie - za kilka miesięcy - szczuplejszą, z jędrniejszym ciałem po ćwiczeniach, szczęśliwszą i czującą się sexy. Teraz ten obraz mi się zamazał. Boję się, że będę smutna, gruba i do tego chora :(