Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mama, mężatka, poszukująca swojego przepisu na życie...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 51346
Komentarzy: 897
Założony: 2 grudnia 2016
Ostatni wpis: 31 grudnia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
SzczesliwaByc

kobieta, 37 lat, Wer

158 cm, 75.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

31 grudnia 2018 , Komentarze (15)

Pamiętam jakie uczucia towarzyszyły mi rok temu w sylwestra. Smutek, tęsknota... Nie miałam dobrych przeczuć do nowego roku. Niestety zamiast działać, tylko się użalałam nad sobą, żałowałam swoich decyzji i myślałam, że w takim stanie muszę trwać. W tym roku prawie nic się nie zmieniło, dalej tkwię w małżeństwie, które nie przynosi mi szczęścia. Nadal siedzę w domu z dzieckiem na wychowawczym, bo nie chce wrócić do swojej pracy. Zamiast schudnąć przytyłam, doszło mi kilka dolegliwości, które dodatkowo utrudniają mi schudnięcie. Nie rozwijam się i tak naprawdę nie "żyje" i nie korzystam z życia. 

Chce, żeby rok 2019 był przełomem. Więc mam tylko jedno postanowienie noworoczne:

Zrobić wszystko, żeby być szczęśliwym człowiekiem. Żyć tak, żebym to ja była szczęśliwa a nie wszyscy dookoła (kosztem mojego szczęścia). 

Może wydawać się banalne, ale jestem osobą, która była wychowana tak, żeby inni byli zadowoleni. Nie rób tego, bo co dziadkowie powiedzą. Wybierz takie studia, bo ciotki będą narzekać, że po innych nie znajdziesz pracy. Ubierz się inaczej, bo sąsiadki będą gadać.  To własne dlatego nie zrezygnowałam ze studiów, bo co powiedzą inni. To dlatego nie odwołałam ślubu, bo przecież już zaproszenia wysłane, ludzie będą gadać. Dlatego wiem, że życie i podejmowanie decyzji takich, zebym to ja była szczęśliwa nie będzie dla mnie łatwe, ale zrobię wszystko, żeby to zrealizować.

Chce być szczęśliwym człowiekiem. Takie postanowienie nosi wiele mniejszych postanowień. Chce schudnac, chce znaleźć dobrą pracę. I przede wszystkim wiem, że muszę zadziałać w sprawie mojego małżeństwa. Albo w jedną albo w drugą stronę. Nie wiem czy uda się uratować czy pozostanie rozstanie. Wiem, że druga opcja jest znacznie trudniejsza. Kredyt, małe dziecko, muszę mieć stabilne i dobre zatrudnienie. A dodatkowo będą mi jęczeć nad głową inni. Ale coraz częściej myślę, że to nieuchronne i tylko to może mi przynieść szczęście. 

Bedac po 2. Roku studiów czułam, że popełniłam błąd, ale ich nie przerwałam, bo myślałam, że w ten sposób zmarnuję 2 lata życia. Teraz wiem, że w ten sposób zmarnowałam 5. Boję się koszmarnie, że jeśli teraz nie przerwę małżeństwa, to za 15 lat obudzę się z myślą, że zamiast zmarnować 5 lat, zmarnowałam 20. 

To się pożaliłam. Kochani, Wam życzę, żeby nowy rok był przede wszystkim lepszy niż poprzedni. I niech się spełnią Wasze postanowienia i marzenia. 

11 stycznia 2018 , Komentarze (13)

Witam w Nowym Roku - mój pierwszy wpis w 2018 także wszystkiego co najlepsze - no i dotarcia do wymarzonej wagi :) 

Dzisiaj byłam na drugiej kontroli u dietetyka. Zamówiłam kolejny jadłospis 2-tygodniowy, żeby trochę urozmaicić posiłki. Powiem Wam, że nie jest źle, jak na kilka dni u rodziców i teściów w Święta no i podjadanie w Sylwestra, ale mogłoby też być gorzej. O ile w święta jakoś dałam radę, o tyle w sylwestra zawaliłam. Tak to jest jak się spędza sylwestra na karciankach a w około mnóstwo przekąsek. W każdym razie teraz już spinam poślady i walczę, żeby za kolejne 3 tygodnie spadek był większy. 
A przez ostatnie 4 tygodnie ubyło mnie 1,9 kg. Plus zanotowany został spadek w brzuchu -4 cm, w biodrach -2 cm

I małe podsumowanie od początku diety. (Wymiarów konkretnie nie znam, dietetyczka mówi mi tylko ile spada)

30.1114.1211.01W sumie
Waga75,973,771,8-4,1 kg
Talia- 1 cm0 cm- 1 cm
Brzuch- 1 cm- 4 cm- 5 cm
Biodra-1 cm- 2 cm- 3 cm
Udo- 1 cm0 cm- 1 cm

Niestety tkanka tłuszczowa jest na wysokim poziomie. Ale będziemy z tym walczyć ;-)


Pozdrawiam :)

29 grudnia 2017 , Komentarze (6)

Witam poświątecznie :) 

Zrobiłam dzisiaj coś, czego zakazała mi robić dietetyczka. Weszłam na wagę. Przez ostatnie 2 tygodnie schudłam - 1 kg. Mimo świąt. A tak się bałam - pamiętacie? No i dzięki porannemu ważeniu mam mega motywację na kolejny okres.

Za dwa tygodnie kolejna kontrola. Liczę na kolejne 2 kg. 

Robię niestety pewną rzecz, która może mnie zgubić. Planuję... jak chuda mogę być za x czasu. I tym sposobem wyliczyłam sobie, że na Święta wielkanocne powinnam ważyć 60-62 kg. Z jednej strony perspektywa kusząca i motywująca. Z drugiej - a co jak spadki nagle zrobią się mniejsze? A co jeśli zamiast 60-62 kg będę ważyć 65-67? Boję się, że motywacja spadnie i wszystko zacznie się sypać. A przecież najważniejsze, żeby jakiś spadek był. Macie jakieś rady na takie myślenie? 

W niedzielę sylwester - nie ruszamy się z domu, przyjdzie siostra ze szwagrem. Mam nadzieję, że nie polecę na łeb na szyję jedząc chipsy itp. Macie może jakieś fajne przepisy - zwlaszcza na coś do podjadania, żeby coś pochrupać ale się nie roztyć? 

A jak u Was wygląda bilans poświąteczny? 

14 grudnia 2017 , Komentarze (22)

Jestem po pierwszej kontroli dietetycznej. 
Wyniki?

2 tygodnie odchudzania
Spadek: -2,2 kg
Spadek tłuszczu: -1,4 kg
Spadek mięśni: -0,8 kg (ale tu się okazuje, że miałam powyżej normy!?)

Centymetrowo: -2 cm w talii i po 1 cm w brzuchu, biodrach i udzie. 

BMI: Spadek z 30,4 na 29,5.

BMI i tkanka tłuszczowa spadły z otyłości na nadwagę. Teraz walczę o schodzenie na jeszcze niższe poziomy ;-)

Następna wizyta za 4 tygodnie. Cele:
- stosować dietę bez odstępstw (poza świętami)
- nie objeść się w święta
- na kolejnej wizycie zobaczyć 3 kg mniej

Buziaki

13 grudnia 2017 , Komentarze (7)

Od tygodnia odliczam czas do jutra - czeka mnie drugie spotkanie z dietetyczką, sprawdzenie co się zadziało przez 2 tygodnie. 
Jak mi idzie? Chyba całkiem nieźle. Nie będę oszukiwać, że bezbłędnie, bo wpadki były - głównie jedna, ale chyba nie powinna mocno wpłynąć... Jaka? Sobotnia i słodka. W godzinie mojego 2. śniadania byliśmy na mikołajkach w pracy. Zamiast robionego brownie zjadłam małego rogalika z dżemem i ... czekoladę. Ale - obliczyłam kaloryczność brownie i starałam się, żeby tego nie przekroczyć. Drugi raz zgrzeszyłam na podwieczorek, kiedy nie mogłam znaleźć winogrona i znów zastąpilam je czekoladą - znów obliczając kaloryczność. Także - kaloryczność powinna być ok, makra już zapewne nie. 
Poza tym - wczoraj dojadłam pieczonych ziemniaków po dziecku - nie było tego dużo, ale jednak. No i zdarzało mi się zjeść po 2-3 krakersy na dzień (nie co dzień), ale one dały mi max 15-20 kcal wiecej). 

Mam nadzieję, że się jutro nie zawiodę. Zgodnie z zaleceniami dietetyczki - NIE WAŻYŁAM SIĘ ani razu. Tzn zrobiłabym to, ale na szczęście kazałam wcześniej mężowi schować wagę i teraz nie mam pojęcia gdzie jest ;-) 
Miary nie schował, więc tu co nieco sprawdziłam. Po 1-1,5 tygodnia było mnie jakieś 2 cm mniej w pasie i po 1 cm w talii i udzie. Reszty nie sprawdzałam. Ale czuję się lżej - nie widzę już brzucha przez cycki :P 

No a sama dieta - naprawdę fajna. Nawet Wam pokażę dwa przykładowe obiady ;-) 


czy też dzisiejszy:

Na pewno podzielę się jutrzejszymi wynikami. Mam nadzieję,że nie będę musiała prosić Was o podniesienie na duchu. Trzymajcie się :)

6 grudnia 2017 , Komentarze (11)

Mija mi już tydzień na diecie. Na razie - niestety dalej z odczuwalnym głodem, ale liczę, że do kolejnej wizyty - która już za tydzień w czwartek - coś się w tym temacie ustabilizuje. Mam rozpisane menu na 14 dni, ale żeby nie gotować codziennie przy małym dziecku, to każde menu robię po dwa dni. Z jednym wyjątkiem - w poniedziałek przypadł mi dzień, w którym zupełnie nie mogłam się najeść posiłkami. Do tego stopnia, że intensywnie zaczęlam myśleć o podjadaniu. Skończyło się na zjedzeniu synowi jednej kluski i kilku krakersików, ale wolałam nie ryzykować powtarzaniem tego dnia, bo kolejny na głodzie skończyłby się pewnie tragicznie. Jeśli chodzi o odstępstwa, to dzisiaj pozwoliłam sobie na kawę z McDonalda z syropem - ale w zamian za to ciachnęłam sobie część porcji z drugiego śniadania. No i co najważniejsze - zrezygnowałam z bitej śmietany do kawy ;-) 

Jeśli chodzi o samopoczucie, to gdyby nie ten głód - byłoby super. Mam wrażenie, że jestem lżejsza (chociaż na wagę nie wchodzę - kazałam mężowi schować i całe szczęście, że nie wiem gdzie teraz jest, bo pewnie już dawno bym się zważyła). Posiłki naprawdę smaczne. Właśnie piecze mi się łosoś z batatami ;-) Odliczam niecierpliwie czas do kolejnej wizyty. Mam nadzieję, że zejdę wtedy z otyłości - w końcu tylko 1 kg dzielił mnie ostatnio z nadwagą. 

Jedyne co mnie martwi, to właśnie ten głód - boję się, że przez to waga zaraz stanie, bo organizm zacznie magazynować tłuszcz. Zobaczymy czego się dowiem za tydzień. 

Buziaki

3 grudnia 2017 , Komentarze (16)

Dzisiaj krótki wpis, żeby nie zaniedbywać pamiętnika. Dostałam już dietę od dietetyka, właśnie mi mija 4 dzień. Posiłki - całkiem smaczne. Muszę powiedzieć, że jako osoba nie jadająca kanapek, zaczynam doceniać ich smak. W zasadzie to robię sobie zawsze chleb w formie grzanki, bo "suchej" formy chleba zwykle nie toleruję - i bardzo mi to odpowiada. 

Jako, że do tej pory jadłam i jadłam, a w międzyczasie jeszcze podjadałam, to zdarza się - zwłaszcza po 2. śniadaniu, że jestem głodna. Ale mam - zgodnie z zaleceniem dietetyczki - pić wtedy dużo wody i na następnej wizycie zobaczymy czy daję radę czy jednak będzie potrzebna zmiana. 

Szczerze, bardzo nie mogę się doczekać kolejnej wizyty. Oby wtedy był spadek - a jeszcze 1,5 tygodnia przede mną. Korci mnie bardzo, żeby jutro wejść na wagę i zobaczyć czy coś się dzieje, ale dietetyczka mi to odradza. Weszlam na wagę tylko w środę, żeby wiedzieć czy przez tydzień bez diety coś się zadziało - ale waga stała, także rezultat na kolejnej wizycie będzie odzwierciedleniem diety. 

Co do samej diety - jest smaczna :) Czeka mnie w tym tygodniu m. in. łosoś z batatami czy krewetki z makaronem. Aż mi ślinka leci na samą myśl ;-) Dodatkowo kilka tostów, sałatek - a nawet coś słodkiego samodzielnie robionego :D

Trzymam się na razie dzielnie - i oby tak zostało do świąt - bez żadnych odstępstw i podjadania. No i oby był rezultat, który mnie zmotywuje i porządnie zniechęci od obżerania się w święta.

A jak u Was? Trzymajcie się :)

23 listopada 2017 , Komentarze (23)

Byłam dzisiaj na pierwszej wizycie. Bardzo sympatyczna babka, po medycznej szkole, więc mam nadzieję, że wiedzę jakąś ma. 
Ma bardzo pozytywne podejście, twierdzi - m.in. na podstawie moich badań, że bez problemu u niej schudnę. Przewiduje, że w okolicach wiosny mogę być 15 kg lżejsza jeśli będę się trzymać planu. Trochę za pięknie te obietnice brzmią, ale może się uda? Zobaczymy.

Jadłospisu jeszcze nie mam, więc jeszcze jakiś tydzień będę musiała sama dbać o wyżywienie. Mam nadzieję, że waga nie poleci przez ten czas w górę. 

Co do wyników analizy:

Startuję z wagą 75,9 kg :/ Tak źle nawet w dniu porodu nie było...
BMI weszło na otyłość, mój poziom tłuszczu również. Wody mam za mało, ale w tym wszystkim jeden plus, bo całkiem sporo mięśni. 

Mój wiek metaboliczny... No cóż: 15 lat starsza niż w rzeczywistości. Czas to zmienić. 

Startuję. Na maksa. I schudnę tym razem. Muszę. 

22 listopada 2017 , Komentarze (32)

Kilka dni temu pożegnałam Was - chciałam odpocząć od Vitalii, miałam dość swoich porażek. Myślałam, że wykorzystałam już wszystkie sposoby na schudnięcie. Ale po napisaniu ostatniego wpisu zaczęłam wszystko analizować, myśleć i doszłam do wniosku, że przecież nie chcę być 30-letnią otyłą matką i żoną. Nie chcę patrzeć na siebie z odrazą i obrzydzeniem. Nie chcę wstydzić się wychodzić gdzieś z mężem, żeby ludzie nie gadali jaką ma grubą żonę. 
I pomyślałam sobie, że skoro samotne odchudzanie - czy to na mż, czy to z dietą Vitalii nie działa, to może warto wziąć sobie wsparcie. Skonsultowałam jeszcze się z mężem - w końcu on nas utrzymuje aktualnie, bo ja na wychowawczym. Początkowo sceptyczny, bo przecież schudnąć mogę sama (jemu łatwo się mówi), ale stwierdził, że skoro tego chcę to się zgadza. 
No i zaczęłam poszukiwania. Ceny wizyt czasem odstraszają, więc zdałam się na opinię znajomej. I tym sposobem jutro mam pierwszą wizytę. 

Nie chcę zostać bez Waszego wsparcia, więc liczę na Wasz doping. 
Jutro dam znać jak wyniki analizy początkowej (na pewno tragedia). Już zrobiłam badania krwi i cholesterol mam ponad normę - nie wiele, ale jednak. 
Mam do zrzucenia jakieś 23-25 kg. Na razie zależy mi, żeby w pół roku zrzucić 15. Później będę chciała rozpocząć starania o drugie dziecko. 

Boję się tylko Świąt. W zasadzie to zastanawiałam się czy nie zacząć od stycznia. Boję się, że to, co stracę jeszcze przed świętami, nadrobię w święta i sylwestra. Ale z drugiej strony - jeśli nie zacznę teraz, to w styczniu pewnie startowałabym z wagą 80 kg zamiast 75-76. Nie ma na co czekać. Startuję. 

14 listopada 2017 , Komentarze (12)

2. grudnia ubiegłego roku założyłam nowe konto - licząc, że to będzie dla mnie nowy początek. Ważyłam wtedy 69 kg i miałam wielkie plany, żeby zrzucić min 12. 
Od stycznia wykupiłam dietę, waga spadła do 65 kg a ja wszystko znów zaprzepaściłam. Dzisiaj brakuje mi 0,2 kg do wagi 75 kg. Te 0,2 kg dzielą mnie od przejścia z nadwagi do otyłości wg BMI. Zaczynałam w tym roku setki razy i każdy raz był kolejną porażką. Nie chcę znów obiecywać sobie i Wam, że tym razem się uda, a później spadać coraz niżej. Bo każda próba to coraz większa porażka. 75 kg? Tyle ważyłam pod koniec 9 miesiąca ciąży. Nie mogę na siebie patrzeć, odtrącam przez to męża, jestem ciągle sfrustrowana i zła.

Być może jeszcze wrócę - ale najpierw muszę uporządkować swoje życie. Mam mały plan, żeby do świąt schudnąć te 5 kg. Jak się uda to może się odezwę i zacznę znów tu walczyć. Ale już nic nie obiecuję. Ani Wam, ani sobie. 

Wam życzę samych sukcesów, niech Wasze wagi w końcu osiągną oczekiwane cele. Buziaki

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.