Trochę mnie tu nie było.... W domu epidemia przeziębieniowo-grypowa.....
A ja jakoś tak po tych stresowych dniach ( w poprzednich tygodniach) popłynęłam szeroką ławą żarcia.... w weekend dogadzałam sobie za namową i rozpieszczaniem jedzeniowym męża.... Waga najwyższa to było jakieś 57,7 chyba.... to dla mnie żadna tragedia , bo kiedyś uważałam 58 za bardzo dobry wizerunkowo wynik (zależny od kondycji ciała)....ale wiadomo, waga to nie wszystko, bo niestety czułam się przejedzona, opuchnięta i niezbyt szczęśliwa.....Poza tym wszyscy się pochorowali..., ja w poniedziałek w pracy czułam się fatalnie, toteż po powrocie do domu zaaplikowałam sobie grzańce, kogel-mogel i wygrzewanie w łóżku i o dziwo pomogło (nie wiem czy to skutek tego oczyszczania, ale jakoś mnie choróbsko nie bierze).
Od wczoraj dopiero teraz zaczynam na nowo głowę oczyszczać....i ogarniać się bo święta za pasem...potem w maju mamy taki mały wypad do Pragi (jak się cieszę, bo poza wakacjami nigdzie nie jeździmy :) ) i pod koniec maja znowu mam wesele, tym razem brata mojego męża.... Także trzeba zadbać o formę mojego ponad 50-letniego ciała, żeby jeszcze trochę posłużyło
W tym pierwszym dniu wiosny (choć nie wiosennym...) życzę Wam cudownego dnia