Czy wy też tak macie, że jak was dopadnie jakąś dziwna depresja albo po prostu macie zły humor, lub ktoś was wkurzył i doprowadził do łez - to od razu sięgacie po jedzenie? Nie ma znaczenia jakie dokładnie, ważne że jecie.
Ja kiedyś walczyłam z depresją przez jakiś czas. Musiałam odłożyć tabletki bo jak je brałam to nie zwracałam uwagi na nic. Byłam jak zombie. A na dodatek piłam dużo alkoholu. Więc musiałam coś zmienić.
Po jakimś czasie naszły mnie napady jedzenia czy obżerania się. I tedy najgorsze było to że nie było to normalne jedzenie, tylko słodycze i wszystko co miało wafelki. Nie umiałam się, i w sumie dalej nie umiem się powstrzymać przed obżarstwem.
Chociaż to ostatnie zdanie nie jest prawdą. Kiedyś nie umiałam się powstrzymać przed żarciem w nie pamięć. Teraz jakoś mi to idzie lepiej.
Na przykład, wczoraj jak wróciliśmy od znajomych to miałam doła bo oni mają dzieciaka i takie głupie docinki były pod moim kontem. Zaczęli gadać rzeczy po których mi się płakać chciało. Nie stety to nie są moi znajomi, a znajomi męża. On wie że za nimi nie przepadam i mamy taką umowę ze chodzę do nich raz na kilka razy. Aby nie gadali, że ja wcale ich nie odwiedzam.
Także wczoraj po powrocie do domu mój mąż poszedł spać a ja nie umiałam zasnąć bo miałam w głowie syf. I co mi się włączyło? Żarcie!!! Na początek wygrzebałam wszystkie słodycze które mój mąż pochował. Zajęło mi to 25min ale znalazłam. I jak siadłam przed komputerem to popatrzyłam się na kupkę moich znalezisk i nie otworzyłam żadnego. Zaczęłam sobie sama do siebie gadać i pytać się samej siebie czy aby na pewno chcę to zrobić, czy aby na pewno chcę otworzyć wafelki i czekoladę i to zjeść. W głowie zapanowała cisza najpierw a później głos który mówił 'od jednego ci się nic nie stanie'. Ale dobrze wiedziałam że na jednym by się to nie skończyło. Wiedziałam że jak otworze paczkę wafelków to zjem cała. Ze złością wstałam i poszłam na dwór i wywaliłam wszystko do kosza. Wiem, że mąż będzie się pytał pewnie co się z tym stało i aby nie myślał że zjadłam to zrobiłam zdjęcie jak leży wszystko w koszu na dworze.
Takie moje małe zwycięstwo. Zjadłam zamiast słodyczy paczkę chipsów, też nie za dobrze ale na pewno mniej kalorii i cukru niż ten cały stosik słodkości.
Także nie ma nic gorszego kiedy nasz mózg nakierowywuje nas na to abyśmy zaspokoiły nasze nerwy, czy płacz czy poczucie bezradności słodyczami czy jedzeniem. Najgorsze jest później to poczucie winy, że znowu się poddaliśmy. To chyba bardziej dobija niż cokolwiek innego.
A wy jak macie? Jak wy dajecie sobie radę z takimi chwilami? Macie jakieś sprawdzone sposoby?
Weronika