Pamiętnik odchudzania użytkownika:
eszaa

kobieta, 58 lat, Wałbrzych

162 cm, 79.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 września 2018 , Komentarze (11)

czyli dzień płynny...

Odchudzać mi się nie chce, ale kombinacje na temat odchudzania, czemu nie ;) Z nadzieją na pozbycie się balastu, dziś pora na dzień płynny. A balast poweekendowy, bo zachciało mi się upiec pleśniak. Męża nie ma, synowi nie podpasowało, jeść nie ma komu, wiec chcąc nie chcąc (bardziej chcąc :) zjadłam prawie całe ciacho.

Dziś poza kawą x3, wypiłam:

 koktajl o wdzięcznej nazwie- bananowe latte, czyli u mnie klasyka w dniu płynnym. W składzie- mleko, kawa, banany, len mielony, odżywka białkowa, liofilizowana żurawina. 

Do tego w ciągu dnia kompot śliwkowy, który został mi z wczoraj, 

grzybowa zupa krem z pora i włoszczyzny {z wczorajszego rosołu}.

sok marchwiowy/mniam/ i sok wielowarzywny/ble/

Opiłam się dziś za wsze czasy, bo i woda jakoś dziwnie mi dziś wchodziła.

Czy jutrzejsze poranne ważenie powinno dać efekt wow? zobaczymy... oby, bo to menu dzisiejsze, to nie był szczyt marzeń. Zupy i soki warzywne, to kompletnie nie moja bajka i sporo samozaparcia mnie kosztowało żeby to bez odruchu wymiotnego spożyć.

======================================================

Jako chiński gadżet, dziś wałek jadeitowy. Koło jadeitu to zapewne nawet nie leżało, ale wiara czyni cuda, wiec się nim wałkuje i prasuję zmarszczki :)

Z rodzimej pielęgnacji, żeby wałek miał po czym wałkować, postawiłam na Ziaję i jej serie z liśćmi manuka. 

Plus super ekspresowe serum

A i jeszcze w ramach dopieszczania siebie, wykupiłam sobie serię masaży, bo mój kręgosłup cyklicznie ich potrzebuje i jest mi za tę inwestycję dozgonnie wdzięczny. Tak wiec, pogoda, czy niepogoda, a zimno okrutnie, trzeba dylać codziennie po tę odrobinę luksusu ;)

20 września 2018 , Komentarze (9)

Nie liczę kalorii od jakiegoś czasu. No bo przecież jestem taka mądra i wiem co i ile jeść. Waga sobie stoi, co mnie zaczyna wkurzać, bo wydaje mi sie że jem mało i waga powinna spadać. Ważę 67, co nie jest takie tragiczne, ale chciałabym 65, co jest bardziej komfortowe. Miało być 62, ale mi sie nie chce:) aż tak spinać.

Dziś tknięta przeczuciem? i wkurzona na maksa, zrobiłam sobie dzień z liczeniem kalorii I co? menu jak zwykle, a na liczniku prawie 1800kcal. Niedobrze, bo żeby chudnąć potrzebuje 1600. Niby nic, a robi różnicę. Motywacjo wróć, bo poza wkurzeniem nie chce mi sie kombinować z jedzeniem.

Tak sobie wpadłam pomarudzić :) i nawet na rady nie liczę, bo ja to wszystko wiem... warzywka, woda, ruch... kto by tego nie wiedział.Tylko jak tu się zmobilizować, kiedy nawet przyciasne ciuchy nie dają kopa jak zwykle dawały.

To chyba jest tak, że ta zbliżająca się jesień i maskujące kurtki na horyzoncie. Mało tłuszczu w organizmie, to człowiek marznie, a ja marznąc nie lubię. No i mąż jakby był motywacją, żebym trzymała fason, a że mąż daleko, to i się nie ma dla kogo starać.

 jeszcze tylko pokaże jesienne pazury w zielonej tonacji...

 i chiński gadżet :) szpatułki do wyciągania ze słoiczków resztek kosmetyków :) ja mam zwykle długie paznokcie, wiec bardzo mi sie to przydaje

10 września 2018 , Komentarze (18)

oj, Flisowna, zmotywowałaś mnie :) do wpisu

Odechciało mi się pilnować michy. To znaczy tak na maksa pilnować, bo generalnie staram się jeść dietetycznie. Ważę się oczywiście prawie co rano, żeby mieć wgląd w sytuacje i się nie zapuścić. Waga na dziś 67,2 kg, ale to się zmienia w dopuszczalnych widełkach. Znaczy miałam schudnąć do 62kg, ale niech będzie  ile jest :) Może kiedyś motywacja wróci...

Ruch jest codziennie całkiem przyzwoity, picie wody klasycznie szwankuje strasznie. No nie mam pragnienia i już.

Co tu dużo pisać, jem jak zwykle  to co lubię, czyli dużo owoców, sporo białka, mało tłuszczu, węgle zazwyczaj w normie.Tabelki nie chce mi się prowadzić, liczyć kalorii też nie. Mniej więcej wiem na co mogę sobie pozwolić, jak wyjdzie w praniu, to się okaże :) Najwyżej wprowadzę jakiś plan naprawczy na jakiś czas. i tak pilnowanie diety do końca życia jest nieuniknione. 

Mimo, że nie wierzę w żadne "odchudzające" specyfiki, natknęłam się przy zakupach w aptece, na takie cosik.

Jeszcze tego nie brałam;) a brałam już sporo takich cudów. Nie liczę, że za mnie załatwi  problem odchudzania, ale ma sporo cennych innych właściwości, więc myślę że nie zaszkodzi połykać jakiś czas.

Mąż wyjechał do Irlandii, zostałam słomianą wdową i z tej radości/rozpaczy, pozwoliłam sobie na masło orzechowe. Cały spory słoik w dwa dni. Wieki nie jadłam i tak mnie naszło na przekór... podładowałam akumulatory i nie żałuje ani jednej łyżki :) i ani jednej kalorii z tej smakowitej bomby.

 nowe pazury:) bo to klasycznie musi być we wpisie:) W ramach spowiedzi, co tam nowego u mnie :)

 termiczny różowo-fioletowy lakier i zdobienie holograficznym pyłkiem.

 i coś czego dawno nie było, czyli chińskie gadżety :) Rewelacyjne  składane etui na biżuterię

22 sierpnia 2018 , Komentarze (6)

Właściwie miałam już sobie dać spokój z dalszym odchudzaniem... waga akceptowalna, wygląd też, więc po co się dalej "męczyć"? Znudziło mi się liczenie kalorii i pilnowanie na każdym kroku, ale... przypomniało mi się o moich niedawno zakupionych spodniach :) przyciasnych deczko i motywacja wróciła. Niby w nie wchodzę, niby normalnie siadam, ale jakieś takie za obcisłe są 

i przydałoby się trochę mniej ciała w nich, więc... odchudzamy się dalej.

Waga na dziś, równe 66 kg. 

Zdrowe obiadki z ostatnich dni:

 kurczak po chińsku z ryżem parboiled, ryba po grecku, placki ziemniaczane z łososiem i mięso mielone z pieczarkami, pomidorami i kaszą gryczaną.

 Na kolacje ostatnio codziennie jem lody ;) domowe oczywiście, więc dieta jak to u mnie, uciążliwa specjalnie nie jest. Zjadam między 1500, a 1700kcal.

Nadal prowadzę tabelkę, żeby mieć większą kontrolę nad tym jak to dokładnie wygląda.

Przegląd aktywności:

i nowe pazury ;)

11 sierpnia 2018 , Komentarze (7)

Pomalutku chudnę, bardzo pomalutku, ale jednak. Na wadze 66,6kg :) 

Czas na cotygodniową relację ;)

Pilnuje co jem, a jem klasycznie, tylko to co lubię ;)

 były jeszcze śledzie w jogurcie, który z powodzeniem zastępował śmietanę, jajka sadzone na makaronie, no i ta nieszczęsna lasania, po której waga wzrosła i trzeba było odrabiać straty. Stąd spadek tygodniowy taki niewielki. 

Były też lody prawie codziennie :) ale takie nietuczące, swojskie, z samego jogurtu, mleka i owoców.

 nadmiernie nie grzeszę (winogrona!), ruszam się całkiem dużo jak na swoje możliwości i ten koszmarny upał

i woda- oczywiście nie pita. Nie wiem co jest, ale nawet mimo upału nie mam pragnienia. Może to za sprawą arbuza, którego jem codziennie w ilościach nieprzyzwoitych ;) ale w bilansie. Już zrobiłam sobie wodę cytrynową, która chłodzi się w lodówce i... stoi i się chłodzi i nadal jest nie wypijana, mimo że całkiem fajny smak wyszedł.

Generalnie jestem zadowolona z tego tygodnia, bo i jedzenie smaczne i spadek na wadze zaliczony. Bez problemu udawało sie wpasować w przypisaną kaloryczność i nawet makra niewiele poprzekraczane. Białko to chyba mój ulubiony składnik diety :) bo tego to sie nie da nie przekroczyć w moim wypadku.

Dziś miały być na obiad frytki, którym bym sie z pewnością nie oparła, ale jakoś chęć domowników na frytasy uleciała i jestem uratowana ;) przynajmniej na jakiś czas. Kiedy nie mam w zasięgu tego co mogłoby mnie kusić jest grzecznie.Tak więc dobra rada... nie kupuje się słodyczy i innych takich i nie trzyma w domu, o!:)

==================================================

Wracając do gadżetów... przyszły mi karabinki do kluczy . Dla mnie gadżet potrzebny, bo często wypinam sobie "pikacza" od domofonu, żeby pękiem kluczy nie dzwonić o świcie. Odczepianie z kółeczka to jakaś masakra.

I śmieszne nakładki na klucze, też oczywiście niezbędne :), bo do rozróżniania takich samych kluczy się przydają

3 sierpnia 2018 , Komentarze (10)

Tydzień jedzenia z liczeniem kalorii i makr, bez specjalnej jakiejś rozpisanej diety. Ot, jadłam co lubię, tylko pilnowałam, żeby limitu kalorii nie przekroczyć.

Całkiem przyzwoicie mi to wyszło, bo spadek na wadze jest zauważalny:) Był ryż na mleku i truskawki z makaronem, rybka, jakieś mięsko i  jajka sadzone... smacznie i bez przymusu. Dziś miałam jakiś kryzys i zjadłabym na kolacje konia z kopytami, ale... skończyło się na jednym płacie śledziowym w occie :) to chyba bardziej psychologiczny ten głód, bo jak zobaczyłam że zostało mi do limitu tylko 100kcal, to się przestraszyłam, że o kolacji mogę już tylko pomarzyć. 

Ruch też w tygodniu na przyzwoitym poziomie, a dokładając upał do tego ruchu, to kalorii z pewnością spaliłam więcej niż pokazywała aplikacja.

 I nowe pazury ;) ciemna wiśnia z jasnym sharm effect.  

27 lipca 2018 , Komentarze (6)

Jako że waga ostatnio nie współpracuje, diety sztywno się nie trzymam i generalnie samowolka, czas na zmiany. Zachwyciłam się jednorazowym mega spadkiem wagi i przestałam pilnować diety. Kręcę się w kółko wokół tych samych wskazań, co nie jest do końca złe, ale postanowiłam wrócić do tabelki i zabawy z aplikacją VitaScale. Aplikacja przydzieliła mi niecałe 1700kcal i mam się tego trzymać i chudnąc oczywiście. Strasznie trudno jest zgubić małe 5 kilo, jak się okazuje.

Będę liczyć kalorie,makra, ruch, odnotowywać grzeszki i nie ma przebacz. Wszystko będzie czarno na białym i może da się to łatwiej ogarnąć.

Postanowiłam zrezygnować z drugiego śniadania, bo i tak pije o tej porze kawę z zagęszczonym mlekiem, więc kalorie przyjmuje jakby w ramach posiłku. Zwykle to były owoce popijane kawą, bo mi czasu nie starczało. Dla grzmiących, że owoce to nie posiłek i że jem ich za dużo, pewnie info zadowalające. Z tych podwieczorkowych owocków nie zrezygnuję ;)

Miałam zacząć od poniedziałku, bo jutro rozpustna sobota z pizzą i imieninowym grilem, no ale po co tracić czas. Zawsze to piątek i niedziela grzeczne i pod kontrolą

 A tabelka wygląda tak:

Wody wypitej nie wpisuje, bo prawie nie pije i nie będę się zmuszać. Ale tak sobie pomyślałam względem tych trzech pitych kaw. Kawa działa moczopędnie, a więc wydalane są z organizmu toksyny, wiec jakby płyny przyjmuję i swoją rolę spełniają. Taka sobie pokrętna filozofia :)

Nie wiem co bym tu mogła jeszcze monitorować...

Tak się dziś napaliłam na nowy rozdział odchudzania, że włączyłam dwie aplikacje ;) Wyniki porównywalne, więc można im wierzyć.

==========================================================

Wracając do gadżetow.... ;) kupiłam dla piesa adresatkę. Nie wiem w sumie po co, bo raczej nie ma szans, żeby się zgubił, no ale chciałam to mieć ;)

22 lipca 2018 , Komentarze (14)

W piątek już nie wzięłam leków przeciwzapalnych i proszę... wszystko puściło, odblokowało się nareszcie. Z piątkowych 69kg, zrobiło sie w sobotę z rana piękne 66,8 :DTeraz to już będzie tylko w dół i w dół :)

 Piątkowy wypasiony obiadek: placki ziemniaczane z łososiem, sobotni ryż parboiled na mleku, z jogurtem, słodzikiem i cynamonem i niedzielna rybka

 Oczywiście dla znawczyń tematu i dietetyczek klinicznych od których się roi na Vitalii, te obiady nie powinien się na diecie pojawić, bo... tu sobie wstawcie dowolnie.

 i tak sobie pomyślałam, że skoro mnie wszyscy opieprzają za jedzenie słodyczy, których nie jem, to po co na darmo zbierać baty... zjadłam batona Pawełka. Teraz proszę bardzo, poużywajcie sobie do woli. Ojej, słodycze w diecie.

Pozostałe posiłki pominę milczeniem, żeby nie wywoływać kolejnej burzy w szklance wody.

I wyjaśnię jeszcze raz... żadnych ograniczeń przez które dieta staje sie karą. Żadnych wykluczeń, bo potem na bank jest jojo, kiedy się do tego wróci. Ograniczenia ilościowe, ok. ale nie jakościowe. Nie będę jadła tony sałaty, bo nie lubię, nie będę żałowała sobie owoców, które lubię. I tak jem wiele rzeczy, których normalnie nie jadam. Jak się komuś nie podoba moje menu, nie musi mnie czytać, ja nikogo nie namawiam do mojego stylu jedzenia. Jeśli piszę ,że tyję przez leki, to nie silcie sie na rady co mam robić żeby schudnąć, bo to nie ma sensu. Blokada lekowa ma gdzieś wszelkie złote środki.

Kupiłam sobie szczoteczkę soniczną do mycia twarzy i jestem nią zachwycona. 

Myje dokładnie, masuje rewelacyjnie, skóra gładka jak pupcia niemowlęcia. Polecam gorąco. To jest oczywiście chiński odpowiednik pieruńsko drogiej Luny Foreo, ale nic to ;)

 I nowe pazury :) przyszły ekstra lakiery, to trzeba było przetestować. Boskie kolorki i boski efekt, że tak nieskromnie powiem ;) na żywo oczywiście o niebo lepiej to wygląda.

19 lipca 2018 , Komentarze (19)

Jeszcze tylko dziś i jutro rano biorę lek przeciwzapalny i koniec. Chyba równy tydzień leczenia wystarczy. Czas odrabiać straty, bo zrobiła się masakra z wagą. Nie ma możliwości chudnąć, choćbym się dwoiła i troiła. Nie pomógł Dukan, nie pomogły koktajle, waga i tak rośnie.

Dziś od rana- kanapka z serkiem białym i dżemem, potem kilka śliwek. Na obiad naleśniki z farszem z pieczarek i pora, mniam

Podwieczorek- galaretka z brzoskwiniami

Kolacja, nie wiem, powinny być same warzywka, albo samo białko, chyba skocze po kalafiora i zrobię zapiekankę kalafiorową

 Chodzenia było dziś sporo, bo musiałam dylać z psem do weta. Dobrze, że była przerwa w porze deszczowej.  Po wyciągnięciu kleszcza zrobił się niegojący stan zapalny, wiec lekarz zaordynował antybiotyk, ech. Nie wiem czy to fryzjerka, która go wyciągała, zrobiła coś źle, czy jakiś wściekły kleszcz sie trafił, bo wiele razy wyciągałam i nigdy sie nic złego nie działo, poza krotko trwającym obrzękiem.

Nie ma małych dzieci, są za to zwierzaki i kłopoty.

18 lipca 2018 , Komentarze (7)

Wczorajszy dzień, to kombinacje na temat diety płynnej. Koktajle i jeszcze raz koktajle. Tylko na obiad był obiad :)

Bananowe latte z książki "Dieta Nocna", czyli banany, mleko, kawa, woda, odżywka białkowa. 

i drugi, mojego autorstwa;) czyli czym chata bogata i co trzeba zjeść, bo bliskie zepsucia :) -truskawki, gruszka, 2 brzoskwinie, mleko, odżywka białkowa.

Chodzi o to żeby podkręcić metabolizm, bo to co płynne jest szybciej trawione. Poza tym niezaprzeczalny plus, bo dostarcza się płynów, z czym ja mam ogromny problem, a tu wypite 5 szklanek koktajlu, poza trzema kawami i 4 szklankami wody. Pięknie, brawo ja. Jakoś tak dziwnie, chyba po tych koktajlach, pić mi sie chciało, mimo braku upału.

W zasadzie to powinnam jeden koktajl zrobić na bazie warzyw, no ale nie lubię, więc wyszło jak wyszło.

Mojej dentystki nadal nie ma, pewnie odpoczywa na urlopie, a kartkę z informacją gwizdnęli usłużni sąsiedzi, bo gabinet w jednym z mieszkań w bloku. Ząb się uspokoił, ale i tak z nim pójdę na przegląd. Co się odwlecze, to nie uciecze, jak mówią.

Ruchu było wczoraj niewiele, bo deszcz leje, więc tylko z psem krótki spacerek i 150 kcal spalonych na rowerku stacjonarnym.

Dziś waga nieznana, bo jak na złość zapomniałam się zważyć, wrrr

Plany na dziś, to :

śniadanie- owsianka z jogurtem i brzoskwinią- zaliczone

drugie i podwieczorek- grejpfruty, które zaraz idę poobierać i popudełkować, żeby nie było, że potem mi się nie chce bawić

obiad- kurczak w sosie grzybowym z makaronem- grzyby namoczone, pierś sie odmraża

kolacja- kanapka z serkiem białym i dżemem- potem odmrożę kromke chlebka

Ruchu też będzie niewiele, bo o ile zaczęłam ambitnie od spaceru z psem, po piątej rano, to w deszczowa pogodę jak dzisiejsza, ruszać się już z domu nie zamierzam. Chyba, że jeszcze spacer z psem w południe, ale mąż na urlopie, to może on sie przeleci ;)

Lenia mam dziś...

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.