Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zmotywowana i szczęśliwa. Do odchudzania skłonił mnie stan zdrowia i chęć utarcia nosa tym, którzy we mnie nie wierzyli. Chcę dobrze wyglądać i dobrze się czuć we własnej skórze, a robiąc zakupy nie martwić się, że żadne jeansy na mnie nie pasują, że już nie wspomnę o sukience. Marzenie...włożyć kozaki na obcasie, które swobodnie zasunę, które w ogóle zasunę :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 72317
Komentarzy: 3290
Założony: 24 lipca 2015
Ostatni wpis: 29 marca 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
karaluszyca

kobieta, 44 lat, Warszawa

158 cm, 72.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 marca 2018 , Komentarze (10)

Nie wiem czy się cieszyć, czy bać. Waga na dziś 87,3 kg. Pięknie. Ale. W niedzielę ból brzucha taki mdły, ale męczący, w poniedziałek to samo. Dziś trochę przechodzi, ale jem bardzo biednie i piję tylko wodę. I tak już chyba zostanie. czuję się lepiej, natomiast strasznie się tym przeraziłam. Po świętach umawiam się na wizytę i próbuję pozbyć się tego worka, bo tak odkładam i odkładam, a już minęło pół roku. Jak się okaże, że znów nie zabieg usunięcia tylko ecpw to mnie wygonią z tego szpitala (strach)

Jutro chyba skoczę na siłownię. Choćby na lekki trening, bo od poniedziałku zdycham, więc nie szaleję :D 

Spadki będą, bo przy tej wątrobowej ścisłej diecie można leżeć i pachnieć, a waga spada. Ale tak się wystraszyłam, że słodkiego nie tknę, nawet jak by mi zapłacili :x

Różne już miałam pomysły, ale widzę, że strach, to najlepszy dietetyk. (duch)

A do tego piłam za dużo kawy ostatnio i to też pewnie się przyczyniło. W każdym razie teraz nie mam problemu, bo ani kawy, ani herbaty. Siedzę sobie o wodzie i w sumie...wcale nie narzekam. ZmarszczKÓW :D nie będzie.

24 marca 2018 , Komentarze (25)

W siłownię się wkręciłam. Podnieca mnie dodawanie ciężaru i ogólna energia jaką mi daje mocne napracowanie się. W mojej na ciężarach bawię się z facetami najczęściej tylko ja. Ale mimo swojego paszteciarskiego ciała zostałam przyjęta bardzo dobrze i skomplementowana, że iż gdyż mam śliczną buzię i kiedy schudnę to będę...no wiecie fajną dupką (cwaniak)A, że ja nie należe do osób przejmujących się zdaniem innych, to robię swoje nie myśląc, czy ktoś patrzy i co myśli :D Pozostałe dziewczyny owszem, przychodzą ale wędrują z rowerów na orbitreki, odwodziciele, przywodziciele i od nowa rowery, orbitreki i tak w kółko. Po stronie męskiej jestem sama, czaaaaaasem wpadają jeszcze dwie dziewczyny, ale tylko na dwa, trzy ćwiczenia typu przysiad z kettlem i wypady nóg z hantlą ( nigdy nie wiem czy to hantla, czy hantel :?), jedna robi ambitne hip thrusty. Poza tym nic. Nul. A ja wiem, że jeśli będę pilnować żarcia, to zrobię sobie męskim zestawem ćwiczeń sylwetkę bliską moich marzeń. jestem napalona na to jak cholera :D I nawet jak jadłam do dupki, to ćwiczyłam na 99%. Teraz robię to na 100% :) I jestem z siebie przedumna z tego powodu (dziewczyna)

Jedzonko na dziś:

Płatki jaglane z mandarynką- 9.30

kajzerka z jajkiem na twardo i odrobiną ketchupu- 12.30

SIŁOWNIA ( NOGI, BRZUCH ) + ROWER 20 min.

Warzywa na parze ( marchewka), pierś, ziemniaczek na parze- 16.30

Płatki jaglane z kiwi- 19.00

Od poniedziałku mała zmiana w treningach. Poniedziałek piątek (klatka, plecy, barki, biceps, triceps po 2, 3 ćwiczenia na partię), środa ( klatka, plecy, barki, biceps, triceps po jednym ćwiczeniu na partię + nogi, brzuch), sobota ( nogi, brzuch) :)

A! Zapomniałabym- waga 89.7 kg (gwiazdy)

24 marca 2018 , Komentarze (12)

Jestem z siebie dumna. Jadłam pięknie.

1. Płatki jaglane na wodzie z bananem- 6.30

2. Pomarańcza, mandarynka- 9.30

3. Kajzerka z szynką - 12.30

4. Za duża porcja- ryż, warzywa ( mieszanka marchewka, brokuł, kalafior) na parze + pierś z kurczątka na parze- 15.30

SIŁOWNIA ( OBCIĄŻENIA + 15 MIN. ROWER)

5. Płatki jaglane na wodzie z 2 mandarynkami- 19.30

Ciekawostka- ja po tych płatkach nie mam napadów na słodkie, nie czuję długo głodu.

Błędy dnia dzisiejszego powszedniego- za mało wody- no tak o szklankę za mało. Lubię siebie taką...ogarniętą (swiety)

22 marca 2018 , Komentarze (26)

Mnie nie gubi to, że jestem leniwa, moje napady na słodkie nie biorą się z tego, że jem to czy tamto, mało czy dużo, z takim czy innym IG. Mnie gubi:

1. Brak konsekwencji w rozumieniu długoterminowym. Potrafię robić coś rok, dwa, a potem przychodzi czas, że głupieję. Trzymam dietę, nie jem słodyczy, ćwiczę regularnie. Chudnę spektakularnie i... nagle widzę się szczupłą, fajną, świetnie leżące ciuchy, wzrok facetów ]:> i wydaję się sobie taką fajną laską, że przecież mogę jeść co zechcę, bo jestem szczupła....i...waga wraca.

2. Brak regularności w ważeniu. Przestaję kontrolować żarcie, omijam treningi i jednocześnie przestaję się ważyć. Wchodzę na wagę po kilku miesiącach i...niespodzianka + 10 kg (swinia)

3. Brak umiaru w jedzeniu słodyczy. Ja nie umiem jak normalny człowiek zjeść ciasteczko, kawałeczek czekolady, cukierka- ja zjem ciasteczko, po czym wtrząchnę całą paczkę, choćby ważyła kg, kostka czekolady? Na jeden ząbek. A ile mamy ząbków? :D Cukierek- jeden w południe, reszta wieczorem. Po co ma się psuć. Nie umiem jeść słodyczy. Pobudzają mi ochotę na kolejne, aż mnie zemdli. Ale tak miałam odkąd pamiętam. Albo nic, albo wszystko.

jest jeszcze dla mnie nadzieja...jeśli wyeliminuję te braki :)

22 marca 2018 , Komentarze (8)

Idę jak burza. Podoba mi się moja własna energia, która mi przy tym towarzyszy. Zmodyfikowałam dietę, bo same warzywka i kurczak to jednak za mało, a może to jednak nie to. Wróciłam do podobnej diety, jak po szpitalu. Nadal muszę ograniczyć mocno mleko i eliminować ciężkostrawny chleb ciemny, ziarnisty itp. po którym rzeczywiście czuję się źle. Co śmieszniejsze mogę nawpieprzać się czekolady (czego już nie robię 8)) i nic nie czuję, a dwie kromki razowca czuję bardzo mocno. Poza tym po ostatniej sesji z codziennym jedzeniem bułeczek pełnoziarnistych była hospitalizacja i taka męczarnia, że już z racji tego ich nie tknę.

Po modyfikacji:

1. Płatki jaglane na wodzie ( papka) z owocami ( codziennie inne) genialna sprawa. naprawdę nie czuje po nich długo głodu - 6.30

2. Owoc - 9.30

3. Kanapka ( kajzerka z wędliną, kurczakiem i sałatą, warzywem- co tam akurat mam) - 12.30

4. Warzywa na parze, kurczak na parze, ryż lub ziemniaki, czasem jakieś spaghetti z indykiem, pulpeciki indycze z sosem pomidorowym w rozsąnych ilościach i tego typu lekkie dania, które mogę przygotować, poporcjować i  zamrozić na kilka kolejnych dni - 15.30

SIŁOWNIA (poniedziałek, środa, piątek, sobota)

ROWER STACJONARNY ( w domu- 20 min. + po 5 min. każdego tygodnia aż dojdę do 40-45 zobaczymy )

5. Płatki jaglane z owocami jak rano 18.30- 19.00

Wczoraj i dziś tak funkcjonowałam i napadów głodu nie było.:)

19 marca 2018 , Komentarze (22)

A dziś lekko i fantastycznie. Jaglanka na wodzi z kiwi na śniadanie po 6.00. Po 9.00 i po 12.00 po pudełku warzyw na parze z piersią na parze- rano gotowane :) po 15.00 ryż, warzywa i kurczak na parze, po 19.00 barszcz czerwony wymieszany z ukraińskim, bez niczego ( żadnych kostek itp.).

Siłownia 1.5 h (pot)

Czuję się lekko i fantastycznie, że nie uległam. Jestem z siebie dumna, a Wy jesteście cudowne. Jeszcze raz dziękuję za tyle słów wsparcia i podpowiedzi.:*

18 marca 2018 , Komentarze (30)

No cóż, po porcji smutków nadszedł czas na postanowienia. Widzę, że regularne bywanie tu, wciśnięcie tej swoistej spowiedzi w swój plan dnia, jakoś pomaga.

Waga na dziś-90 kg. Następnym razem, choćbym pękła zważę się w sobotę za tydzień. (bomba)

Miałam nie planować, ale ogólny zarys się przyda.

Postanowienia:

1. Regularność w posiłkach ----> co 3h ( 5 posiłków- ostatni do 20.00, bo to najlepsze dla mojej wątróbki )

2. Woda - min. butelka (duża 8))

3. Trening 3 x tyg. plus sobota lekki ( czyli tak, jak teraz) :<

4. Odstawiam pieczywo ( bo mogę tylko białe, już raz spróbowałam i poszła waga jak złoto(pomysl) )

5. Gotowanie na parze, zupy na kolację- moje, własne, domowe. (zupa)

6. Odstawiam słodycze ( nie mówię jeszcze, że raz w tygodniu nie przekąszę, ale coś czuję, że jeśli tydzień wytrzymam, to będzie mi żal w sobotę) Powiedzmy, że to wyzwanie miesięczne. Jutro 19, więc do 19 kwietnia nie jem słodyczy. O!

7. Z racji nieznacznego zaostrzenia astmy, muszę zrezygnować częściowo z mleka. Dlatego poranne płatki jaglane na wodzie. jak rzygi, ale z owocami da się to przełknąć. Mąż mówi, że się przyzwyczaję. (wymiotuje)

No i...do roboty grubasko. Udało się tyle razy. W końcu musi być ten ostatni, kiedy mi się w tym baniaku poprzestawia wreszcie. Trzymajcie kciuki.<3 I jesteście kochane...

17 marca 2018 , Komentarze (12)

A dziś przemyślałam sprawę i nie będę ważyć się codziennie tylko raz w tygodniu w sobotę rano. Więc jutro rano ważenie.  Kombinuję nad jedzeniem. Biorę się za siebie.

15 marca 2018 , Komentarze (12)

Nudne to, po raz kolejny mówić o tym samym, ale robię to chyba przede wszystkim dla siebie samej. Wezmę kąpiel, zrobię sobie małe spa...peeling, maseczka...no i co, że przed północą. Potrzebuję tego. Zrobię siebie od nowa. W tyłku mam, że setny raz. Dziś rano nie wiedziałam jak się ubrać, żeby nie wyglądać na krowę w ładnym makijażu. Źle mi z tym. Każdy kolejny raz jest trudniejszy. Ale zrobię to. Chce być fajną dupą, a nie grubą dupą. Waga na dzień dzisiejszy 91 kg. Ostatni raz taka. Teraz tylko w dół.

15 marca 2018 , Komentarze (11)

Dawno nie pisałam. Przeglądam pamiętnik, jestem tu już tyle czasu i wciąż mi się nie udało. Planuję, oznajmiam i nic z tego nie wdrażam w życie. Jedyne momenty, kiedy chudłam, to po operacjach i niezmiennie wracam do magicznej już nawet nie 80 tylko na dzień dzisiejszy 91 kg. Tak mnie to wk... Nic się nie dzieje, nie mam żadnych problemów. Jedyny siedzi w tym głupim łbie. Wpieprzam. Słodycze. Wszystko, czego nie mogę. Dosłownie. To mi szkodzi. Szkodzi mojej słabej trzustce, wątrobie, niweczy moje postanowienia, a to robię. Jakbym świadomie każdego dnia zażywała porcję trucizny i liczyła, że nic się nie wydarzy. Ale się dzieje. Mam zawsze świetny makijaż, piękne włosy, dobre perfumy. O to dbam niezmiennie. Co z tego, jeśli doprowadziłam się do momentu, że zamiast fajnej dziewczyny, stałam się grubasem, małą krępą świnką, która nie do końca zdaje sobie sprawę jak wygląda, póki nie ma jakiegoś ważniejszego wyjścia, czy spotkania i okazuje się, że we wszystkim wygląda fatalnie. I do tego te nogi. K...ludzie są grubi, nawet grubsi ode mnie, ale mam wrażenie, że tylko ja jedna na całym świecie ma tak fatalnie dziwaczne nogi. Dwie pieprzone, tłuste kolumny z jakimś zgrubieniem nad kostką. Każda, nawet gruba kobieta, włoży spódniczkę, kieckę i wygląda ok, a ja w kiecce do kolan jak cię mogę, ale od kolan do stóp- koszmar. Tu nawet nie chodzi o moje monstrualne łydki ( nie, to nie mięśnie), tu chodzi o ten przeklęty opuchnięty wał nad kostkami. Widziałam coś takiego raz. W jakimś programie o chirurgach na TVN. Ale nie mogłam obejrzeć do końca. Nie ważne. Wkurza mnie to. Kiedy mówię komukolwiek ile ważę, mówią, że nie możliwe. Łącznie z trenerem na siłowni. Jestem niska, każde 5 kg widać jakbym przytyła 15, Przybieram się do tego odchudzania już enty raz. Bardzo chcę przestać jeść. Nie. Nie zupełnie, ale bezmyślnie. Jeśli kolejny raz napiszę, że teraz zacznę i będzie cudownie, bo mam wenę, to nie będzie prawdą. Nie mam weny, nie mam siły, patrząc na siebie jestem załamana, że doprowadziłam się od już dość fajnej sylwetki do czegoś, czym jestem znowu, teraz. Cały ten tydzień jest do niczego. Jedyna regularna sytuacja w moim obecnym życiu to siłownia. cztery razy w tygodniu i dość ciężki trening, taki jaki lubię, a po nim 20 min. cardio- rower. I co z tego, skoro wpieprzam jak głupia. I co z tego, że siedzę tam prawie dwie godziny, skoro potem nażrę, głównie słodyczy wszelkiej maści i w ilościach godnych zaopatrzenia niewielkiej cukierni. A wystarczyło, że w jednym tyg. trening i dieta po ludzku i poleciało 3 kg bez trudu. No...ale nadrobiłam szybciutko. Nie wiem dlaczego taka jestem. Marudzę. Wiem. Chcę to zmienić. Rano wstaję i mam wenę. Zjadam fajne śniadanko, lekkie, ale konkretne, potem drugie i trzecie w pracy. Pięknie, co 3 godziny. A potem wracam z pracy...i się zaczyna. Już na godzinę przed wyjazdem wiem, że coś zjem, najlepiej słodkiego i że to ostatni raz. Potem trening, a po treningu to samo. Nie w ramach nagrody. Nie, żebym myślała o tym, że przecież spalę. Po prostu. Impuls. Biorę. Jak alkoholik. Już to kiedyś mówiłam.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.