Dawno nie pisałam. Przeglądam pamiętnik, jestem tu już tyle czasu i wciąż mi się nie udało. Planuję, oznajmiam i nic z tego nie wdrażam w życie. Jedyne momenty, kiedy chudłam, to po operacjach i niezmiennie wracam do magicznej już nawet nie 80 tylko na dzień dzisiejszy 91 kg. Tak mnie to wk... Nic się nie dzieje, nie mam żadnych problemów. Jedyny siedzi w tym głupim łbie. Wpieprzam. Słodycze. Wszystko, czego nie mogę. Dosłownie. To mi szkodzi. Szkodzi mojej słabej trzustce, wątrobie, niweczy moje postanowienia, a to robię. Jakbym świadomie każdego dnia zażywała porcję trucizny i liczyła, że nic się nie wydarzy. Ale się dzieje. Mam zawsze świetny makijaż, piękne włosy, dobre perfumy. O to dbam niezmiennie. Co z tego, jeśli doprowadziłam się do momentu, że zamiast fajnej dziewczyny, stałam się grubasem, małą krępą świnką, która nie do końca zdaje sobie sprawę jak wygląda, póki nie ma jakiegoś ważniejszego wyjścia, czy spotkania i okazuje się, że we wszystkim wygląda fatalnie. I do tego te nogi. K...ludzie są grubi, nawet grubsi ode mnie, ale mam wrażenie, że tylko ja jedna na całym świecie ma tak fatalnie dziwaczne nogi. Dwie pieprzone, tłuste kolumny z jakimś zgrubieniem nad kostką. Każda, nawet gruba kobieta, włoży spódniczkę, kieckę i wygląda ok, a ja w kiecce do kolan jak cię mogę, ale od kolan do stóp- koszmar. Tu nawet nie chodzi o moje monstrualne łydki ( nie, to nie mięśnie), tu chodzi o ten przeklęty opuchnięty wał nad kostkami. Widziałam coś takiego raz. W jakimś programie o chirurgach na TVN. Ale nie mogłam obejrzeć do końca. Nie ważne. Wkurza mnie to. Kiedy mówię komukolwiek ile ważę, mówią, że nie możliwe. Łącznie z trenerem na siłowni. Jestem niska, każde 5 kg widać jakbym przytyła 15, Przybieram się do tego odchudzania już enty raz. Bardzo chcę przestać jeść. Nie. Nie zupełnie, ale bezmyślnie. Jeśli kolejny raz napiszę, że teraz zacznę i będzie cudownie, bo mam wenę, to nie będzie prawdą. Nie mam weny, nie mam siły, patrząc na siebie jestem załamana, że doprowadziłam się od już dość fajnej sylwetki do czegoś, czym jestem znowu, teraz. Cały ten tydzień jest do niczego. Jedyna regularna sytuacja w moim obecnym życiu to siłownia. cztery razy w tygodniu i dość ciężki trening, taki jaki lubię, a po nim 20 min. cardio- rower. I co z tego, skoro wpieprzam jak głupia. I co z tego, że siedzę tam prawie dwie godziny, skoro potem nażrę, głównie słodyczy wszelkiej maści i w ilościach godnych zaopatrzenia niewielkiej cukierni. A wystarczyło, że w jednym tyg. trening i dieta po ludzku i poleciało 3 kg bez trudu. No...ale nadrobiłam szybciutko. Nie wiem dlaczego taka jestem. Marudzę. Wiem. Chcę to zmienić. Rano wstaję i mam wenę. Zjadam fajne śniadanko, lekkie, ale konkretne, potem drugie i trzecie w pracy. Pięknie, co 3 godziny. A potem wracam z pracy...i się zaczyna. Już na godzinę przed wyjazdem wiem, że coś zjem, najlepiej słodkiego i że to ostatni raz. Potem trening, a po treningu to samo. Nie w ramach nagrody. Nie, żebym myślała o tym, że przecież spalę. Po prostu. Impuls. Biorę. Jak alkoholik. Już to kiedyś mówiłam.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
BridgetJones52
16 marca 2018, 18:07Czy byłaś grubym dzieckiem? Tak się zawsze zastanawiam, dlaczego niektórzy mają taki problem z utrzymaniem wagi. Ja obserwując siebie i swoje koleżanki widzę, że osoby które w dzieciństwie i w wieku nastoletnim miały nadwagę/ otyłość całe życie walczą z wagą. Spośród moich koleżanek/ kuzynek, które były grube w dzieciństwie (ja też byłam) tylko ja trzymam wagę w normie. Ale ile mnie to kosztuje, to tylko ja wiem. Chciałabym poradzić Ci coś mądrego, ale nie mam złotej rady, z resztą Ty pewnie w teorii wszystko wiesz. Coś się musi w Twoim myśleniu/ nastawieniu zmienić, żeby jedzenie i przede wszystkim słodycze nie były sensem życia. W moim przypadku pomógł "żelazny rygor" i szybka reakcja. Oczywiście, ma to swoje minusy, bo wiem, że jestem np niewolnica wagi. Kontroluje ją regularnie i jak tylko widzę wzrost od razu reaguję. Ale wole to niż wrócić do nadwagi. Zawsze zazdroscilam osobom, które całe życie były szczupłe i nie wiedzą co to odchudzanie. Przepraszam, za długi wywód ;) życzę powodzenia i trzymam kciuki :)
karaluszyca
16 marca 2018, 21:50Zazdroszczę takim dziewczynom jak Ty, które jak już osiągną odpowiednią wagę, to potrafią być konsekwentne i uparte i wyglądają świetnie. To oznaka siły, umiejętności kontrolowania siebie i tego co robi się ze swoim ciałem a w konsekwencji i z życiem, bo wielokrotnie zauważyłam, że mój wygląd, kiedy jestem coraz szczuplejsza, podnosi moją pewność siebie, żyje mi się znacznie lepiej. Jeśli chodzi o nadwagę, to pierwszy raz przytyłam kiedy zaczęły mnie dopadać pierwsze symptomy astmy. A dzieckiem byłam szczupłym, nie wychudzonym szczupakiem, ale normalna szczupła dziewczyna, w wieku dojrzewania schudłam jeszcze bardziej. Ale u mnie w domu zawsze jadło się normalnie. Słodycze i chipsy weszły dopiero na studiach. Ale mimo to do około 25- 26 roku życia ważyłam 55 Kg, a kiedy dochodziłam do 58 to już sama sobie wydawałam się pulchna. Przygoda z astmą zaczęła się od kataru siennego. Męczył mnie długo, potem duszności i ledwo chodziłam. pamiętam pierwsze wakacje, kiedy choć pewnie trudno uwierzyć, musiałam rzucić palenie i przytyłam 30 kg. Bo jadłam i się nie ruszałam, a nie ruszałam się, bo nie miałam siły. Co ciekawe nie jadłam słodyczy, ale np. zajadałam się chlebem razowym ze słonecznikiem i pomidorem. i od tego czasu do około 30-stki ciągle borykałam się z nadwagą. Chudnę 36 kg, 20 kg i w ciągu pół roku tyję. Z powodu słodyczy. Bo choć kiedyś ich nie jadłam aż tak, to teraz mam jakieś cholerna napady. I zamierzam się kontrolować. Chcę się tego nauczyć.
BridgetJones52
17 marca 2018, 01:21Twoja historia jest kompletnie inna od mojej, ale łączy nas jedno, problem z jedzeniem. Ja nauczyłam się nad tym panować, ale nie oznacza to, że problem zniknął. Pewnie do końca życia będzie istniał. Mam nadzieję, że i Ty znajdziesz sposób na samą siebie. Bardzo Ci kibicuję , bo wydajesz się być bardzo pogodnąi i poukladana babką, zupełnie jak ja ;) I wiem, że samoocena jest zupełnie inna, gdy się siebie akceptuje i jest się zadowolonym ze swojego wyglądu. Walcz, nie masz nic do stracenia, a tyle możesz zyskać:)
karaluszyca
18 marca 2018, 15:50Dziękuję za słowa wsparcia. To prawda, nie mam pstro w głowie. Ale problem z jedzeniem widzę. Może ktoś z boku widzi to, czego sama nie dostrzegam. Wiem już, że muszę zmienić podejście do jedzenia, bo ochota zaspokojenia zachcianki zmienia się w plan i świadome go realizowanie. Chyba zajadam stres, szczególnie taki z pracy, który z siebie wypieram, udając, że go nie ma, a on jest i budzi się w postaci głodu, szczególnie na niezdrowe żarcie i słodycze.
monia_79
16 marca 2018, 08:28Widzisz, ja mam nogi od kolan w dół ok, w łydce 36-37, a i tak nigdy żadnej sukienki nie ubieram bo od kolan w górę tragedia, żaden fason nie pasuje :( Trzymam kciuki, by tym razem się udało. U mnie ostatnio tez niestety słodycze górą...
karaluszyca
16 marca 2018, 21:55Wiesz, ja mam koleżankę, która zawsze chodzi w spódniczkach i sukienkach typu ołówkowa, a ma figurę jabłko, czyli góra od kolan okrągła, a łydeczki i kostki jak 15 letnie dziewczę :) I wygląda świetnie i choć jest grubsza ode mnie, to te nogi robią świetną robotę i wygląda szczuplej. Wolałabym mieć świetne łydki i szczupłą kostkę niż to co mam, nawet gdybym nie miała idealnej góry...
Berchen
16 marca 2018, 06:29to samo jest , a raczej bylo u mnie , oprocz nog, mimo wszystko lepiej czuje sie w kiecce niz spodniach. I przestalam chodzic na silownie - bo czuam sie zbyt "oslabiona", nie mialam po prostu sily na to - okazalo sie ze wyniki krwi byly bardzo zle, byraki witamin ogromne - nie dlatego ze zle jadlam a dlatego ze organizm tak sie pogubil ze nie przyjmowal tych witamin zz jedzenia,to co dostal to wydalal - zrozumiaam ze tak sie dzieje sluchajac wykadow na youtube Iwony Wierzbckiej na temat insulinoopornosci. Nie bez powodu masz te napady na slodycze czy inne rzeczy, organizm jest mimo jedzenia glodny. Po zmianie diety , dostosowaniu do warunkow insulinoopornosci i hashimoto czuje sie duzo lepiej, wyniki sa dobre, jeszcze nie chudne wiec szukam dalej drogi wyjscia. Tobie zycze tez znalezienia swojej drogi i nie odpuszczaj.
karaluszyca
16 marca 2018, 21:57Któregoś dnia trener zasugerował mi, że moja figura i ciało mogą sugerować insulinooporność. Badałaś się pod tym kątem?
Berchen
16 marca 2018, 22:26tak, mam zdiagnozowane i dlatego od dlugiego czasu dostosowuje jak moge to co jem do tych warunkow. Powodzenia.
agulek1978
16 marca 2018, 06:18Skąd ja to znam.:)
karaluszyca
16 marca 2018, 23:54Właśnie.... ehhhhh...