Robiąc dziś obiad nieoczekiwanie uderzyła mnie dobitnie myśl, że za 4 tygodnie wakacje. I że niestety znów nie wykapię się w jeziorze, które mam pod nosem na co dzień, bo nadal nie będę miała odwagi pokazać się na plaży z moim cielskiem. Przez to jak się zapuściłam i przez chorobę już 17 lat nie pływałam w jeziorze. Kiedyś to wręcz uwielbiałam - słońce, plaża, woda - to był mój żywioł, mogłam przebywać w wodzie godzinami. Nie miałam wtedy problemów z sylwetką. Ktoś powie: "Nie przejmuj się ludźmi, plaża jest dla wszystkich". Ja to wiem, ale gdyby problemem były tylko nadmierne kilogramy, to byłoby pół biedy. Osoby z hirsutyzmem zrozumieją, ile wysiłku czasem kosztuje ubranie lżejszych ciuchów, które odsłaniają to, co wolałybyśmy ukryć, a co dopiero stroju kąpielowego. Nie wspomnę już o całej dodatkowej zabawie w postaci różnych zabiegów przed. Mam nadzieję, że niedługo zrobię to, za czym tęsknię od lat - bez skrępowania zamoczę tyłek w jeziorze.
Na razie o wakacjach przypomina mi ten kawałek
Póki co pcham to odchudzanie do przodu. Naczytałam się ostatnio sporo o occie jabłkowym, że niby wspomaga odchudzanie i dziś z ciekawości przed obiadem wypiłam szklankę wody z octem jabłkowym. Smak do ogarnięcia, ale ciekawi mnie, czy faktycznie pomaga jakoś. Próbował ktoś z Was?
Śniadanie (placek żytnio-kukurydziany z serkiem wiejskim, musem jagodowym, serkiem jagodowo-malinowym, bananem i prażonym słonecznikiem, herbata zielona)
II śniadanie (mandarynka, babeczka biszkoptowa z galaretką morelową, inka piernikowa)
Obiad (makaron pełnoziarnisty ze szpinakiem, woda)
Podwieczorek (orzechy brazylijskie, nerkowce, gorzka czekolada)
Kolacja (bułka z ziarnami, pasta z makreli, pomidor, żółta papryka, rzodkiewka, koperek)