Cześć Laseczki!
Już od dłuższego czasu mam problem ze wstaniem z łóżka (i to nie tylko chodzi o poranek!) po prostu jak już się położę to siłą trzeba mnie ściągać z tego łóżka, a gdyby nie fakt, że muszę pracować, to wstawałabym chyba o 11:00 (kładąc się ok. 22-23 spać). Co jest??? To wina pogody? Przemęczenia i stresu?
Dziwię się jak się dziś wyrobiłam rano... wstałam 7.05 i zdążyłam się wyszykować, umalować i nawet rano placki z serka wiejskiego smażyłam he he, wypiłam herbatkę z cytryną i miodem i ruchy na autobus o 7.40, tak więc 35 minut na wszystko... myślę, że niezły wynik... A wy ile się szykujecie do pracy/szkoły?
Wczoraj nie miałam siły już ćwiczyć, wiedziałam, że jak spróbuję nawet Tiffany to zrobię jedno ćwiczenie i wysiądę... do 21 byliśmy na zakupach, potem robiłam sobie obiad na dziś (wysilić to się nie wysiliłam za bardzo) pierś z kurczaka (obtoczona w papryce słodkiej i ostrej) i na odrobinie smalcu (domowego!!!) do tego słoik sałatki od teściowej. Zabrałam do pracy też serek waniliowy i pomarańczka.
Jak wrócę to dokończę smażyć placki i to będzie kolacja, a potem ćwiczenia. Nie ćwiczyłam od czwartku więc ZA długo!
edit. do kolacji dodałam miskę zupy kalafiorowej (bez żadnej chemii, żadnych kucharków itp.) która była prze przeboska!
Ćwiczyłam choć mi się nie chciało i nie czułam powera... niecałe 40 min z Mel B i Tiffany (boczki, ramiona, pośladki, brzuch - i tu wymiękłam na ostatnim ćwiczeniu)