hej
Wiecie czasami człowiek wie, że jest źle (78kg - jak w zaawansowanej ciąży), widzi zmiany na gorsze (wylewający się tłuszcz z rzeczy które były już za duże) i NIC ...nic z tym nie robi. Pogrąża się dalej w obżarstwie i błogim obijaniu się. Aż przychodzi taki dzień taka chwila niepozorna rozmowa z mężem i dostaje się WIELKIEGO KOPA DO DZIAŁANIA.
Już piszę jak to było.....wieczorkiem rozmawialiśmy tak o pracy, o znajomych i tak samo zeszło na ocenianie pod względem fizycznym znajomych.....okazało się ,że jedna znajoma uzyskała 9/10 punktów u mojego męża.(który raczej jest krytyczny). Wiecie zwyczajnie w świecie zrobiło mi się przykro....mimo,że mąż powiedział ,że ja to nie mieszczę się w skali taka jestem super. Nie mam stresu, że on z tą dziewczyną pracuje to coś do niej ma , nie o to chodzi...chodzi o mnie. Wiem ,że mnie kocha, że akceptuje mnie taką jaka jestem.....ale na pewno byłoby mu miło jakbym wyglądała szczuplej (jak mnie poznał byłam laską szczupłą). Chciałabym widzieć ten błysk zachwytu u męża......Nie chcę konkurować z jego koleżanką bo nie mam szans :młodsza, wyższa, blondynka i z delikatnie zbudowana maksymalnie ma 52kg - ja w czasach studiów miałam 56kg i raczej niemożliwe aby się do tego zbliżyć....CHCĘ DOBRZE CZUĆ SIĘ W SWOJEJ SKÓRZE. (jak przy okazji dodatkowo zrobię wrażenie na mężu to będzie tylko dodatkowo mnie motywowało).
Pewnie powiecie ,że powinnam zmieniać się dla siebie a nie dla męża.....macie racje....ale ja już próbowałam i z wagi 72kg mam teraz 78kg nie wytrzymałam.....może wersja dla męża bardziej mnie zmotywuje ale co najważniejsze WYTRWAM !!!!
od jutra zmieniam swój tłuszcz na mięśnie........