hej
Weekend bardzo udany sobotę opisałam a w niedzielę byliśmy na zajęciach tworzenia obrazów z materiału....było super. W poniedziałek i wtorek zamieniłam się z mężem na role....on siedział w domu i ogarniał dzieci a ja poszłam na kurs dokształcający. U mnie męcząco (bo wiele godzin) ale jestem bardzo zadowolona bo i jest co wpisać do cv, tematy bardzo mnie interesowały a i przebywanie wśród ludzi dorosłych też ma swoje uroki. Czyli u mnie zadowolenie w pełni !!!! Co u męża.....powiem Wam ,że sama takiego scenariusza bym mu nie wymyśliła aby pokazać mu, że siedzenie z dziećmi w domu to nie wakacje !!!! W poniedziałek rano spokojnie poodwoził dzieci gdzie trzeba było i nawet mnie wysadził pod budynkiem kursu. Wrócił do domu to wydzwaniali z pracy (przecież bez niego wszystko leży), pozagarniał w domu, wywietrzył pościel syna (sam na to wpadł bo alergik). Obiad mu przygotowałam więc miało być już spokojnie. Ale po powrocie córki ze szkoły okazało się ,że swędzi ją od rana ciało, dał jej wapno, pojechał po syna odebrać go ze szkoły i zawieźć go od razu na angielski a potem szybko do przedszkola odebrać najmłodszą pociechę. Gdy wszedł do domu okazało się ,że córka ma niesamowitą pokrzywkę wszędzie nawet na twarzy, wyglądała jak poparzona. Tak jak stali pojechali biegiem do przychodni tam początkowo dali jej syrop i kazali czekać potem dali jej zastrzyk i dalej czekali. Starsza córka wystraszona i w złym stanie a młodsza zmęczona i głodna po przedszkolu. Mała nudziła się więc wymyślała i jeszcze mu się całkowicie zesikała (nie wiem dlaczego podobno pytał się jej 3 razy). W trakcie siedzenia musiał jeszcze pojechać i odebrać syna z angielskiego. W sumie starsza dostała skierowanie do szpitala....Wrócili do domu po 17 wykończeni, wściekli i zmartwieni. Ja wpadłam do domu po 18 i ogarnęłam temat.....(bez szpitala się obyło). Powiem Wam szczerze, że żal mi go było do wieczora był przegrany ten mój mąż......Już nie będę tak szczegółowo opisywać wtorku ale też działo się (zapomniany flet z domu, zgubione okulary w poniedziałek na angielskim, Mała 38,5 gorączki....). Najgorsze jest to że najmłodsza znowu chora....podejrzewa ,że te godziny spędzone na czekaniu w przychodni gdzie sami chorzy (małe pomieszczenie i z lewej chore dzieci a z prawej dorośli). W sumie udało jej się pójść do przedszkola na 2 dni. Dzisiaj mają pasowanie na przedszkolaka umówiłam się, że jak będzie w dobrym stanie to wpadniemy na sekundę do przedszkola odbierzemy dyplom zrobią nam zdjęcie przy pasowaniu i do domu....ale im bliżej wyjścia tym mam większe wątpliwości.....zobaczę...
Co do diety to przez zmianę grafiku nie było ale jadłam zdrowo, ćwiczeń też nie udało mi się wcisnąć. Ale dzisiaj już normalnie ja w domu z dziećmi (jedno chore) a mąż w pracy....miałam wrażenie ,że z chęcią poszedł ......odpocząć pracując !!!!