hej
Strasznie dawno mnie nie było.....wakacje to u mnie czas ciągłych podróży i zmian....niestety nie mam warunków na wymyślanie co jem i kiedy- muszę się dostosować do innych....nadal waga to masakra....
Ale wróciłam już do domu, jeszcze najbliższy weekend poza domem a potem już szara rzeczywistość domowa. Chociaż trochę się już cieszę bo zmęczona jestem życiem na walizkach. Mała od poniedziałku chodzi do przedszkola na zajęcia zapoznawcze. Ja po 1,5 miesiąca nie bycia w domu i przywiezienia ze sobą sterty brudnych rzeczy, starych zabawek itd walczę w domu o skrawek czystego miejsca. Pewnie to zajmie mi z 2 tygodnie....
Co do wagi i ćwiczeń ...byłam teraz w weekend na weselu i spotkałam tam kuzynkę mojego męża która też ma problemy z tarczycą (zdecydowanie mniejsze ale ma) i jak widziałyśmy się ostatnio to była dużo grubsza niż ja a teraz......oczu nie mogłam od niej oderwać....schudła ale co najważniejsze to co jej zostało (jeszcze trochę ma) ma ślicznie umięśnione.....4 miesiące po 3 razy w tygodniu z trenerem osobistym na siłowni.....POZAZDROŚCIĆ. Mnie na trenera nie stać ale kluczem są jednak ćwiczenia. Wiem, że Chodakowska mówi 70% dieta a 30% ćwiczenia ale.....był u mnie taki okres że ćwiczyłam codziennie i jadłam w miarę ok i ciało było fajniejsze - mniejszy cellulit na nogach i mniej się wszystko trzęsło....jak ostatnio byłam na diecie 1000 kalorii to nie miałam siły na ćwiczenia a ciało tragedia.
Od 1 września zabieram się za ćwiczenia i rozsądne jedzenie. Dlaczego dopiero wtedy? Bo dostanę od męża karnet na ćwiczenia i nie będzie już tłumaczenia że nie miałam czasu, możliwości.......i 1000% różnych wymówek. Znowu zaczynam być marudna, ciągle zmęczona i bolą mnie plecy.....
Posprzątam....a potem zabieram się za siebie !!!! Chociaż to sprzątanie mogę zaliczyć już do ćwiczeń bo łatwo nie jest.....Pozdrawiam