Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mileczna

kobieta, 43 lat, Holandia

170 cm, 98.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 stycznia 2014 , Komentarze (26)

Po raz kolejny odkryłam coś dietetycznego ,co dużo bardziej mi smakuje w tej wersji niż klasyczna z białej mąki. Tak ja w tytule jest to pizza razowa. Na pierwszy raz wybrałam gotową mieszankę mąki i drożdzy do chleba ,którą można dostać np. w Lidlu. Ale na pewno następne próby zrobię już z własnych mieszanek. Dla mnie to absolutny hicior! Zresztą moi goście też nie mogli się nachwalić. Jednogłośnie stwierdzono ,że to jest lepsze niż pizza z pizzeri i w ogóle dlaczego nigdzie nie można dostać w lokalu pizzy na pełnoziarnistym cieście. Dodatkowo była to moja pierwsza w życiu własnoręcznie zrobiona pizza ,więc w ogóle szał. Tak wyglądało moje cudeńko w trakcie kompletacji ,tu jeszcze przed posypaniem serem i oczywiście przed zapieczeniem.

 Korzystałam z przepisu z Lidla ,choc w zasadzie tylko na ciasto. Uprościłam sos pomidorowy (zeszkliłam czosnek i cebulę i do tego dolałam przecier pomidorowy z lidla i juz nic nie blendowałam ,doprawiłam do smaku). Moje pizze były z tuńczykiem ,oliwkami i cebula jedna ,a druga z tymi kiełbaskami kresowymi ,cebulą i prapryką normalną - nie pieczona. Generalnie to na pizze to juz można położyc na co się ma ochotę.

http://kuchnialidla.pl/product/razowa-pizza-kresowa-z-pieczonymi-warzywami-i-ziolowym-pesto 

Ser to ser ,ale użyłam Hita z Ryk ,który jest z obniżona zawartością tłuszczu. Zresztą ja sama za cały wieczór zjadłam 3 trójkaty ,które nie były zbyt duże:) I zdecydowanie potrzebuję kupić nóż do pizzy ,bo zwykłym się kiepsko kroi ,a to napewno nie była ostatnia pizza w moim życiu :)

Aktywności zaś były zgodnie z założeniem. Po pierwsze 6 i 7 dzień squat challange. W sobotę nordick walking ,w niedzielę już zwykły spacer - w sumie prawie 13 km po śniegu. Pies znowu padnięty :)

A na deser w niedzielę jeszcze basen i standardowo 1,25 km. Na koniec było kino wieczorem - pod mocnym aniołem. Zaiste mocny to film. I takie aktywne łikendy lubie najbardziej. Nie obyło sie rzecz jasna bez treningu perfekcyjenj pani domu w sobotę ,ale mąż dzielnie pomagał więc w sumie zrobił sporą częśc terningu - ja byłam za bardzo przejęta robieniem ciasta na pizze :)

Dziś siłownia. Kurcze troszkę nie wierzyłam w siebie ,kiedy w grudniu postanowiłam że już czas na ta siłownię. Faktycznie potrzebowałam jakiegoś takiego nieodwołalnego terminu aby zacząć - i zaczęłam ,a teraz bardz bardzo sie z tego cieszę. Trudno jeszcze mówic o efektach ,ale są duże efekty w głowie :) 

24 stycznia 2014 , Komentarze (55)

Bieg z truchtaczami w czwartki jest dopiero o 20:30 ,więc czy chcę czy nie przez całe popołudnie obserwuję termometr żeby się dobrze ubrać. Jak mi wczoraj temperatura przekroczyła -13 stopni to już troszeczkę zabałam. Ale moja motywacja do wczorajszego biegania była tak wielka ,że nawet jakby było -23 bez namysłu bym się wybrała. A źródło tej motywacji jest proste :Salomon Speedcross 3 :))) Przyszły buciki!!! Zresztą co ja mówię buty ,to są żywcem spełnione marzenia! W życiu się tak z nowych butów nie cieszyłam. Normalnie jak dziecko z klocków lego - choć nie wiem czy to jest jeszcze atrakcyjny towar w tych czasach. Jak ja byłam dzieckiem to był najcenniejszy. Tak po prawdzie ja to nawet nie miałam odwagi marzyć ,że sobie kiedyś takie mercedesy spawie. Są cudowne ,wygodne ,wprost stworzone do biegania po śniegu. Z lekkim niepokojem wychodziłam wczoraj bez kolców ,no ale musiałm moje nowe cuda wytestować saute  :) Oblodzenia u mnie nie ma ,ale mimo superhiper podeszwy myślę że na lodzie by się ślizgały. Nawet jeśli to i tak są piękne ,niewyobrażalnie wygodne i ciepłe. Kolor wylosował się przypadkiem ,z przyczyn praktycznych wolałabym ciemniejsze ... ale te są słodkie :)

Bieg tak jak przewidywałam musiałam skrócić ,ale tylko do niecałych 8 km więc i tak poszło nieźle. Płaszczka dokuczała umiarkowanie ,ale chłopakom było zimno przy moim tępie więc żeby nie zamarzli odłączyłam się zanim wbiegliśmy w krzaki. Wróciłam sobie spokojnie wzdłuż głównej ulicy. I byłam pewna ,że bez nich moje tempo szybko spadnie do standardowych 7 min/km ,a tu nie. Utrzymałam 6:40 :) Szok!

Kurcze jak by mi ktoś powiedział rok temu ,że sobie będę biegała w kilkunastostopniowym mrozie z absolutnie pełną radością to naprawdę bym go wysłała do lekarza. I jedno jest pewne - WARTO nie odpuszczać!

Wczoraj niestety znowu byłam jedyną dziewczyną na tym biegu. Ale tym się nie przejmuję. Miło było usłyszeć ,że twarda jestem jak się na taki mróz wybieram :) No raczej ,że twarda jestem :)

23 stycznia 2014 , Komentarze (24)

Tak najbardziej do szczęścia to mnie są potrzebne tylko buty do biegania. Ale jak się od czasu do czasu usłyszy "ale Pani to pięknie schudła" ... no to już jest masakra nie szczęście ,tzn. szczęście masakryczne. Wczoraj mnie tak pani na stoisku mięsnym skomplementowała. Robię tam zakupy od jakichś 3 lat tydzień w tydzień i to cholernie miło coś takiego usłyszczeć od obcej osoby. Generalnie już od poniedziałku taką czuje radość znowu z tego ,że ćwiczę ,że biegam i trzymam dietę. Jakbym na nowo uwierzyła ,że mam takie możliwości jakie sobie tylko wymyślę. Będę miała dokładnie takie ciało jakie chcę. Gdzieś mi taki power po tych świetach uleciał. Ale jest to tylko dowód na to ,że po pierwsz potrafię sobie radzić z kryzysami ,a po drugie - sport/ruch to dla mnie lekarstwo na wszystko. Jak w Kabarecie Starszych Panów "piosenka jest dobra na wszystko" u mnie "bieganie jest dobre na wszystko" ... rozmarzyłam się całkowicie :)))

Rozwikłałam także zagadkę tego uroczego wzrostu wagi z zeszłego tygodnia - przyszła @ ,o dobrych pare dni wcześniej niż powinna dlatego nie skojarzyłam :) Ale za to jak się tylko pojawiła ja natychmiast wkląkłam ,tzn. od razu na całym ciele się czuję mniejsza. Durna @ mi wodę nagromadziła ,dodatkowo się to zbiegło z treningiem siłowym i bęc rozterki gotowe. Czyli kryzys uważam za nie były.

Dziś znowu bieg z Truchtaczami. Wytyczyłam sobie co prawda krótszą trasę ,ale mam cichą nadzieje że dam sobie rady z tą 11. Dla mnie najgorszy jest taki śnieg ,w którym trochę się zapadam. Niestety mięsień płaszczkowaty ciągle czuję. Wiem ,że nie można się mazgać ale z drugiej strony myśl ,że przez jakąś płaszczkę musiałabym zbastować z bieganiem jest .. no nie do pomyślenia po prostu :)

22 stycznia 2014 , Komentarze (42)

Śnieg sypał jak szalony ,wiatr umiarkowany ,lodu praktycznie brak. Odziałam się skrzętnie od stóp do głów. Kolce sprawdziły się jak cholera!

Jakby kogoś interesował zakup ,jest tego pełno na allegro: http://allegro.pl/sport-i-turystyka?string=nak%C5%82adki+na+buty

Ja akurat mam z Lidla ,dzięki uprzejmości kochanego gruszkina :)

Nawet w moich biedniuszkich Kalenji ,które nie za wiele słyszały o amortyzacji ,kolców nie było praktycznie czuć. Na odcinkach gdzie wiatr ściagną śnieg z chodnika uczucie miałam takie jakby mi w podeszwę kamyczek wszedł. Z tym ,że kolce są równo rozłożone na całej stopie więc naprawde to nie przeszkadza. Gdybym miła lepsze podeszwy nie było by ich czuć w ogóle. No fakt - słychać je trochę na tych trotuarach. Po śniegu suną wybornie. Generalnie nie ma szans na poślizg. Nie trafiłam na typowe oblodzenie ,ale jestem przekonana że dały by radę. Mają tylko jedną maluszką wadę :) Założyłam je już w domu i ... na klatce schodowej i w mieszkaniu się czułam jak łyżwiarz poza lodowiskiem :) Ale pomalutku się wydostałam na zewnatrz ,a tam już pełnia szczęścia. I tu zima sprawiła mi spora niespodziankę. Po świeżym śniegu biega się jak po suchym piasku - baaardzo ciężko :) Trasę którą normalnie pokonuję w 35 minut ledwo przebiegłam w 46 minut. Generalnie planowałam robić wczoraj interwały i w sumie tak wyszło. Z tym ,że te minuty "odpoczynku" były mi potrzebne bo normalnie nie dawałam rady z nadwyrężeniem łydek. A dokładnie jak ustaliłam z mięśniem płaszczykowatym. Serio ,czułam się trochę tak jakbym pierwszy raz wyszła pobiegać :) I mam dziś zakwasy w tym płaszczykowatym mięśniu mimo bardzo dokładnego rozciągnięcia go po biegu - zresztą w połowie tej mojej szalonej trasy też go troszkę rociągnęłam ,bo normalnie pierwszy raz spięcie było tak duże ,że mnie mięsień troszkę kłuł. Ale co by się nie działo ,ja byłam i tak szczęśliwa. Za pare tygodni będę tą trasę śmiagać znowu w 35 minut ,a płaszczykowaty sabotażysta będzie super wyćwiczony. Słabo widzę ten jutrzejszy bieg z Truchtaczami ,a jestem już oficjalnie Truchtaczem! Tzn. jeszcze pozostało mi opłacenie składki rocznej. Póki co mam taki plan żeby jutro z nimi przebiec tylko pół trasy ,ale nie ma co krakać na zapas :)

Edit: ten mięsień jest płaszczkowaty :))))

Wczoraj tez po raz kolejny doceniłam skompletowane przeze mnie ubranko do biegania. Szczególnie bieliznę termoaktywną. Bez bicia przyznaje ,że wykorzystałam skrzętnie świateczne prezentowisko żeby się zaopatrzyć :))) Bo raczej bym się sama na komplet góra dół za ponad 200 zł nie szarpnęła :) Ale już kolejny raz widzę ,że świetnie się rzeczy sprawdzają. Koszulkę mam Brubeck. Świetnie ociepla i odprowadza wilgoć ,choć jej wada jest niestety to że w miejscach gdzie się silnie ociera - u mnie np na pasku - szubko się mechaci.

Jeśli chodzi o leginsy to dostałam od "Mikolaja" leginsy Tagart. Generalnie są dedykowane dla myśliwych oraz do sportów extremalnych - z tym drugim to się bardziej zgadza :))) I powiem jedno ,wiele już miałam typów leginsów - te biją wszystkie na głowę. Oczywiście nie biegam w samych kalesonach :))) Ach jeszcze wczoraj testowałam kominiarke - sprawdza się rewelacyjnie ,w sumie nawet wczorajsze 6 stopni mrozu to było na nia za mało w sensie dużo większy mróz bym w niej spokojnie przetrzymała. Była całkowicie bezcenna na tych odcinkach ścieżki gdzie wiatr ładował mi śniegiem w twarz.

A po treningach mam nową zajawkę - herbatki ziołowe. A to moja ostatnio namiętnie wychylana mieszanka :)))

 

 

21 stycznia 2014 , Komentarze (33)

Bardzo wam dziękuje za wiele rad i mądrych słów. Generalnie to naprawdę olewam tą durną wage ,ale z drugiej strony takiego numeru to mi przez cały rok nie wyrkęciła. Nie patrząc na to dałam sobie wycisk na siłowni. Rzecz jasna wszelkie wątpliwości i rozterki minęły jak ręką odjął już po paru minutach na bieżni :) Co prawda całość zabawy musiałam tym razem skrócić do 60 minut bo tuż przed 18:00 zrobił się dziki tłum na tej siłowni. Już nawet nie chodziło o to ,że problem był z dostepnością urządzeń czy hantelek ,ale nawet przemieszczanie się stało się mocno utrudnione. Jednak konsekwentnie mam pozytywne podejście do tematu. Zatem słowa skargi nie wykrzesam. Była zatem bieżnia ,a potem komplet maszyn na nogi ,potem sztanga na ręce i w między czasie brzuchy na dwa sposoby. Podoba mi się bieganie na bieżni ,szczególnie że w oknie mogę obserwować czy "ładnie" biegnę. W sensie czy wyprostowana ,czy ręce machają równo ,nie jestem tylko w stanie ocenić pracy nóg. Ale wczoraj doszłam do wniosku ,że moja postawa jest niczego sobie. Na bieżniach obok mnie truchtali faceci ,ale nie biegacze tylko ciężarowcy - no cóż oni mają postawę przy bieganiu co najmniej "inną". Ale budowę ciała mają też inną.W zeszłym tygodniu oczu nie mogłam oderwać od faceta na bieżni ,ale to był właśnie biegacz. On tak biegł ,że sprawiał wrażenie jakby w ogóle nie dotykał stopami bieżni tylko frunął. W zasadzie gapiłam na jego buty - czy dotykaja tej bieżni czy nie :))) I uznałam ,że to już jest biegaczowe zboczenie.

Dziś już u mnie prawdziwa zima. W zeszłym tygdoniu to moje bieganie zimowe to było takie mocno wstępne. Tak naprawdę to praktycznie nie było śniegu na chodnikach. Dziś zima w pełnym wymiarze: sypie snieg, wieje wiatr - i co ? I nic ,testuję dziś nakładki antypoślizgowe :) Chciaż powiem wam naprawdę szczerze ,że ja tej zimy nie zamawiałam i w ogóle to głosuję za wiosną. Wczoraj 20 minut po przyjściu z pracy dygałam z zimna. Kompletnie się nie mogę do tych temperatur przyzwyczaić. Ja zdecydowanie nie jestem wielbicielką upałów ,ale zdaje się że mrozów też nie. Jedno jest jednak pewne - ten "gupi" śnieg mnie nie zatrzyma. A moja zbroja wygląda tak: turbohiper termoaktywne kalesony + koszulka z rękawami ,ciepłe podkolanówki, warstwa wierzchnia: spodnie biegowe z wstawkami z softshelu ,bluza ciepła i na nią softshel. Czapka i rekawiczki to chyba oczywiste. W zeszły czwartek z truchtaczami było mi w tym trochę za ciepło - dziś to napewno nie będzie za ciepło. A ,kupiłam jeszcze kominiarkę właśnie od wiatru ,to też dzisiaj sprawdzę :) Bo przecież nie może tak być ,że pogoda rządzi treningiem!

20 stycznia 2014 , Komentarze (53)

Już powszechnie wiadomo ,że jakiegoś szczególnego przywiąznia do wagi nie mam no ale jednak raz w tygodniu w sobote na nia włażę. Nie spodziwałam się na ten tydzień spadku ,no ale k**** bez jaj. 1 kg na plusie!! No za co ??? Tydzień mega aktywny. Dzień w dzień 1,5 h ćwiczeń ,było różnorodnie i w ogóle. No już sama nie wiem co się dzieje. No nie powiem tym razem mnie to już zdenerwowało. Z tego wszystkiego się nie pomierzyłam ,ale tak po ubraniach czuję że co najwyżej nie zwiększyłam się - bo zmaleć to napewno nie zmalałam. Nie myślcie ,że takie wieści zmieniają w jakikolwiek sposób moje "plany" ,ale cholera jasna co jest grane. Póki co moje podejrzenia skierowałam ,na zbyt duże obiady. Muszę tu jakoś zmienić strategię. Bo jak wpadam do domu po treningu to jestem głodna jak wilk. Oczywiste jest ,że przezd samym treningiem nie jem ,ale nie myślcie że ide na głodno. Wymyśliłam ,że sobie zrobię takie batoniki z płatków owsianych i orzechów. Taki jeden batonik przed trenigiem nie obciąży mi żołądka ,a powinien dostarczyć wystarczajacej ilości inergii żebym potem nie chciała zjeść słonia. Bo generalnie nie chce mi się wierzyć ,że po zwiększeniu aktywności fizycznej mój organizm zareagował zwiększeniem masy. W tym tygodniu będę bardziej pilnowała wielkości posiłków - bo może bezwiednie zwiększyłam wielkość michy i stąd problem. Postanowiłam też w przyszłym tygodniu wykupić dietę vitaliową. Okoliczności zaczynają być drastyczne to i środki należy takie zastosować. A właśnie w zeszłym tygodniu doszłam do wniosku ,że pora przestać się tak spinać - i proszę gdzie mnie to rozluźnienie doprowadziło. Piesa krew i tyle. Spięcie dupeczki podkręcam zatem maksymalnie i generalnie "nie ze mną takie numery" !!!! 

EDIT: jesteście nieocenione!!!! wielkie dzieki dla papuni : http://potreningu.pl/kobieta/artykuly/2571/pulapka-lazienkowej-wagi

Z monitoringu diety mnie to nie zwalnia ,ale napewno baaardzo mocno uspokaja. Więc właśnie kończę miseczke sałatki nie martwię sie ani odrobinę. Zamiast smuteczków ,lepiej pomyślec o popołudniowej siłowni :))))

17 stycznia 2014 , Komentarze (35)

No cóż, to co ja miałam wczoraj w głowie nie miało nic wspólnego z ciszą :)) To była regularna walka o życie. I chociaż zostawałam cały czas z tyłu to pobiłam wszystkie swoje rekordy. Najdłuższy dystans ,najlepszy czas na kilometr, i jeszcze 6 innych endo podało. Ale najważniejsze ,że dobiegłam!!! Moje termoreaktywne odzienie pierwszy raz miało co robić. I przyznam szczerze ,że nie wierzyłam w to całe odprowadzanie wilgoci - a odprowadzało jak cholera. Fakt troche koszulka wewnetrzna byla wilgotna ,ale najbardziej była mokra kurteczka na zewnątrz - normalnie niemal szron :) Tempa 6:20 min /km to ja nawet na tym biegu w Otwocku nie miałam - a wiadomo ,że na imprezie biegowej tempo zawsze jest wieksze niż normalnie. Nie będę ściemniać - było ciężko ,ale jak już dotarłam do domu byłam tak nakręcona ,jakbym wzięła coś naprawdę mocnego. Oczywiście w grupie sami faceci - 3 na 6 biega ultramaratony i biegi górskie ... i ja z moimi szalonymi rekordami pt. 10 km. No troche śmiech ,dla nich to był raczej spacer a nie bieg. Ale postanowiłam się tym w ogole nie przejmować! Napisali na stronie ,że zapraszaja wszystkich ,że będa dostosowywac tempo i w ogóle - więc nie miałam podstaw żeby czuć się nie sfojo ,i nie czułam się! Kurcze naprawde było super. Biegliśmy zakamarkami godzina 20:30 ,momentami trasaq nie oświetlona - no cudo po prostu. Sama nigdy bym sobie na coś takiego nie mogla pozwolić - bo gdzie kobita nocą po jakichś zagajnikach.  No nic jedno jest pewne - chcę tego więcej!!!!

Dziś już piatek ,aż nie do uwierzenia jak zleciał ten tydzień i jaki był cudownie aktywny. Sobota i niedziela spacery z psem ,poniedziałek bieg 6 km, wtorek siłownia 1,5h, środa basen 1,25 km, a czwartek bieg 11 km!!! No i taki rozkład zamierzam powtarzać do nastepnego stycznia :))) Dziś bedzie odpoczynek ,a jutro zapene znowu spacer z psem.

Dziwczyny może ktoś poradzić jakie buty na zimowe bieganie są dobre? Po wczorajszym poważnie rozważam taką inwestycję.

16 stycznia 2014 , Komentarze (28)

Jak dzisiaj trafiłam na tego demota to aż mi oczy zwilgotniały. Naprawdę bardzo często zwyczajnie nie chce mi sie wyjść z domu. Szczególnie kiedy wracam z pracy i szczękam zębami bo zimno ,i głowa mi huczy po całym dniu. Wysypuje sie cala litania powodów dla których właśnie dziś nalezy odpuścić trening. Ale za każdym razem kiedy to przezwycięże ,to po pierwsze jestem sobie niewypowiedzianie wdzięczna ,a po drugie juz po kilkunastu sekundach biegu nie mam bladego pojecia jakie to były wymówki. Już się zaczyna liczyć tylko bieg. Zresztą mam tak w zasadzie z każdą moja codzienna aktywnością. Wyglada na to ,że dla mnie aura jednak stanowi jakąś barierę. Generalnie jak już wyjdę z tego domu to kompletnie tych rozterek nie rozumiem. Jak ja mogłam nie chcieć? Generalnie wszystkie aktywności wolę uskuteczniać zaraz po pracy. To pokłosie zeszłego roku ,bo żeby uniknąć przyciagania lodówki tuż po pracy od razu wychodziłam na spacer. Po 30 - 40 minutach ,zwłaszcza kiedy już miałam na tyle siły żeby sobie chociaż mały wycisk zrobić potrafiłam tylko zjeść posiłek ,a nie nawciskać do paszczy wszystko co pod ręką. Bo jak wracałam nieco przymęczona ,zazwyczaj mokra jak szczur to oczywista niedorzecznością byłoby cała ta pracę zniwelować łakomstwem bez pamięci. Ale wiadomo jak to jest po pracy - nierzadko jestem tak zmęczona ,że marzę tylko o zalegnięciu na kanapie ,teraz już bez przekąsek tylko z kocykiem:) W każdym razie prawie codziennie wchodze do domu z myślą ,że może dzis odpuszczę. I wiecie co - dużo lepiej się czuję kiedy nie odpuszczam. Wczoraj ten basen. I oczywiście sie zaczeły wykluwać argumenty. Już praktycznie podjęłam decyzje ,że odpuszczam ... ale... ale się chwilke pokręciłam po mieszkaniu i jednak stwierdziłam ,że idę. I oczywiście jak juz wlazłam do tej wody to niemogłam sie tym faktem nacieszyć :) Tylko przy pierwszych 5-ciu basenach czułam każdy mięsień ramion. Nawet pomyślałam ,że dziś to szans nie ma na standardową ilość basenów. Ale jakoś po tych 5ciu długościach się rozruszałam. Wieczorem za to usnęłam jak osesek o 22 :)) Jak dla mnie to w ogóle nie ma lepszego środka nasennego. Godzina ruchu dziennie i śpie jak marzenie. A dziś długo wyczekiwany trening z Truchtaczami. Ciekawe czy się w ogóle odbędzie :) Generalnie takie małe to postanowienie jest dla mnie na ten rok - zostac Truchtaczem:)

15 stycznia 2014 , Komentarze (30)

No wychodzi na to ,że ja się zdecydowanie z tą siłownią zaprzyjaźnię :))) Wczoraj to nie był mój pierwszy raz ,było to podejście nr 4. Ale pamiętajmy ,że miałam spora przerwę od ćwiczeń w ogóle oraz fakt ,że poprzednie 3 razy w ogóle mi się nie podobały. Wczoraj było cudownie. Miałam być 45 minut ,a po 1h30' sie zorientowałam że przekroczyłam czas. Tzn. nie chodziło o kase czy coś tylko takie miałam założenie ,że jestem pierwszy raz po dobrych paru tygodniach i w ogóle. I jak zwykle to co tym razem zmieniłam to zwyczajnie moje podejście do tematu. Oprócz tego ,że juz od zeszłego tygodnia sie nastrajałam na ta siłownię. Nastrajałam czyli w kółko sobie powtarzałam ,że tam chodza także takie osoby jak ja, dopiero zaczynające. Nie każdy recytuje z głowy anatomie oraz przypisane nazwy ćwiczeń do patii mięśni. Znowu ta chora ambicja ,że jak coś zaczynam to od razu mam być mistrzu - kurde już to tyle razy przerabiałam i za każdym razem to samo :))) Na fitnesie nie miałam takich rozterek ,bo bardzo dawno temu po prostu uczyłam się i nauczyłam się jak to wszystko działa. Ale tak po prawdzie gdybym tego nie wiedziała to napewno po tych zajęciach ,na które chodziłam moja wiedza by się nie zwiększyła. Bo niestety trenerka ma czasami ponad 30 osób na sali więc jak ona ma każdemu tłumaczyć prawidłowa postawę ,jaki mięsień pracuje itp. Czułam się na tych zajęciach bardzo komfortowo bo ja to już wszystko wiedziałam. I jak już mi to Eli84 wyjaśniła ,moje wszelkie obawy i złości na tą siłownię wynikały zwyczajnie z niewiedzy. Bo faktycznie najprościej jest wyjść z domu i pobiegać. Fakt wypada jakieś podstawy przyswoić ,ale jest ich zdecydowanie mniej na poczatek niż przy treningu siłowym. Sporo mi czasu zajęło przepracowanie tego w sobie. Ale chyba się udało :))) Wczoraj pierwszy raz poszłam z takim nastawieniem na tą siłownię ,że nawet jakbym miała 45 min na skakance skakać to by mi się i tak nieziemsko podobało. No ale akurat na skakance nie skakałm :) Absolutnie ja się tego wszystkiego dopiero zaczynam uczyć ,ale to mnie właśnie tak nakreciło - UCZYĆ. Dziękuję bardzo maniaa123 oraz gruszkinowi kochanemu - dostałam piękną kapsułe wiedzy ,która uprzyjemniła mi piewszą udana wizyte na siłowni ,a jednocześnie uruchomiła już bezpowrotnie zapał do wiedzy na ten temat i do ćwiczeń!! Jestem nakręcona jak cholera :) I jeszcze mi sie taki akcencik na koniec tej wizyty trafił. Jak już wychodziłam z szatni weszła dziewczyna ,raczej sporo młodsza odemnie ,szczupła tez raczej. W każdym razie do mnie przestraszona się zwraca jak tam jest bo ona pierwszy raz. Oczywiście na wszystkie pytania odpowiedzaiłam. Ale nie to najważniejsze jest ,tylko to że dzieki niej uświadomiłam sobie że to nie jest nic dziwnego że zaczynasz. Czy ja sobie o niej coś dziwnego pomyślałam - NIE. Było mi niezmiernie miło ,że mogę pomóc. I tak już później doszłam do wniosku ,że to ona mnie bardziej pomogła jak ja jej :))

Uff ... dziś bedzie odpoczynek ,czyli basen. Generalnie mam przyjemniuszkie zakwasy mniej więcej we wszystkich partiach mięśni. Przyjemne bo wyczuwalne ,ale nie przesadziałam - czyli moge się swobodnie poruszać :))) Na jutro mam znowu ekscytujące plany ,a mianowicie pierwszy mój grupowy trening biegowy z Truchtaczami :))) Co prawda oni biegaja w czwartki 11 km ,ale postanowiłam nie pękać. Ustalę z nimi trasę i po prostu się w którymś momencie odłączę ,bo chyba nie dam rady tyle zrobić. Ale nie można wiecznie od tego uciekać. Zresztą jestem tak na to wszystko mega pozytywnie nastawiona ,że grzechem było by zmarnować ten zapał :)) Bałam się jeszcze tydzień temu ,że ja już takiej zajawki i szaleńczej ekscytacji żadnymi ćwiczeniami nie złapię. A złapałam jak cholera!

14 stycznia 2014 , Komentarze (26)

Jak sobie wczoraj uświadomiłam ,że zafundowałam sobie 3 tygodnie przerwy w bieganiu to ja sie wcale nie dziwię tym wszystkim noworocznym rozterkom itp. Kto to widział się od tak silnego narkotyku odstawiać z dnia na dzień i to na tak długo!!! Na szczęście już sobie wczoraj dałam ... w kośc troszkę :) Spodziwałam się w sumie gorszej formy , nie było tak źle. Co prawda dystans malutki - 6 km. Pierwsze 5 biegłam wręcz z przekonanie ,że w ogóle na mnie nie zrobiła wrażenia ta przerwa - hihi. Ale na ostatnim kilometrze taka mnien iemoc ogarneła ,że szok. Naszczęście na tyle byłam w stanie nad głową zapanowac ,żeby mi jakieś marszu nie odstawiała. Raczej uważam ,że to głowa głupia zaczęła sobie wymyślać ,bo pojawiły się pierwsze wyraźne oznaki zmęczęnia. Ale oprócz takich rozterek to naprawdę przez cała trasę takiego miałam banana na twarzy :)))) Rozpływałam się w muzyce ,po prostu pełna ekstaza. A jak już mi  Night Nurse Siply Reda poleciało to normalnie miałam ochotę zamknąć oczy i biec w jakimś czymś takim nie wiem czym :) Ale biorąc pod uwage ,że biegam brzegiem rzeczki ,a nie wszędzie są barierki to dałam spokój :)) W każdym razie było jak zwykle ,w domu kilka myśli pt. ale jest zimno ,ale nie biegałam już dawno i w ogóle ...a jak tylko stanęłam przed klatką ,włączyłam muzuczkę to aż wszystko zawirowało. I to naprawdę można porównać z jakimś narkotykiem - tak sobie wyobrażam :)

Dobra dość już tych biegaczowych podniet - ale seryjnie jeszcze mnie trzyma :). Dziś jest mocne postanowienie pójścia na siłownię. Od tygodnia się do tego nastrajam. Żebym sie juz głupia niczego nie bała. I faktycznie na chwile obecna nie boję się niczego. Chociaż niestety widzę ,że ta przerwa pogorszyła troche moja sprawność. Ale to właśnie i dobrze ,że zaczynam cos nowego w sensie siłownię. Bo gdybym akurat na fitness teraz wróciła oczekiwałabym od siebie formy jak z przezd urlopu - a była niezła. Więc teraz piszemy nowy rozdział.

O rety jak ja się tym jednym biegiem nakręciłam :)))

 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.