Moim najbliższym celem jest osiągnięcie wagi 80 kg, a następnie zejście poniżej niej.
-
Dzisiejsza część wyzwania skłoniła mnie jednak do pewnych przemyśleń.
Kiedy zaczynałam, tj. 9 lutego kiedy to moja waga pokazała 100,7 kg, chciałam po prostu zejść poniżej 100 kg, moim następnym celem było 95 kg i tak w dół co 5 kg. Jednak cały czas miałam z tyłu głowy dokładny cel, wagę na której chciałabym skończyć, od początku było to 75 kg. Teraz jednak zastanawiam się, czy moim celem nie powinno być 70. Przynajmniej wg wskaźnika BMI byłabym w normie.. Ale czy to mnie zadowoli? Już teraz zaczynam myśleć, czy nie lepsze byłoby jeszcze 5 kg mniej?
.
.
.
Nie mówię, że boję się wpaść w anoreksje. Nawet teraz, kiedy to napisałam, brzmi to strasznie absurdalnie. Boję się, że zawiodę się sama na sobie. Że postawię sobie za cel 65 kg, a nie dojdę nawet do 75 kg. Że nigdy nie zejdę z tych 80+.
.
.
.
Wiem, że już coś tam osiągnęłam. Jednak nie czuję większej różnicy. Wiadomo, widzę że spodnie w które wcześniej za cholerę bym się nie wcisnęła teraz są nieco za luźne, ale nadal czuję się taka sama.. ciągle niezbyt atrakcyjna, ciągle niezasługująca na czyjeś uczucie [bo przecież komu spodoba się taki grubas?!], jest identycznie jak 10, czy 20 kg temu. Ale czy zgubienie kolejnych kilogramów mi pomoże? Łudzę się, że tak.
.
.
.
Chyba za bardzo się uzewnętrzniam. I zdecydowanie za dużo w tym momencie rozkminiam. Koniec z myśleniem o tym co będzie. Na początku tego postu zaczęłam o tym myśleć i chyba nie wyszło mi to na dobre. Co ma przyjść to przyjdzie i nie ma co teraz o tym myśleć. Teraz liczy się tylko ten dzień i to żeby go nie schrzanić.
-
Swoją drogą, nie zjadłam dziś niczego, czego bym się wstydziła. No bo tego jednego loda to się nie wstydzę. :> Jeżeli chodzi o ćwiczenia to godzina na rowerze zaliczona. Nie wierzę, że ktokolwiek przeczytał moje wypociny, ale jeżeli jest tu ktoś to serdecznie pozdrawiam i dziękuję za uwagę.