Pamiętnik odchudzania użytkownika:
alexsaskee

kobieta, 40 lat, Oslo

182 cm, 89.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 września 2013 , Komentarze (4)

Rok na siłowni. Nawet nie wiem, kiedy i JAK to zleciało. Nie przypuszczałabym że będę w stanie łazić tam po kilka razy w tygodniu! Może na maszyny, to jeszcze - w końcu to coś ciekawego...ale zajęcia fitness?? A gdzie tam! Z moją koordynacją i wieczną niechęcią? Z ciągłym krytykowaniem wszystkiego?
Tymczasem... przełamałam się w sobie! Ja! Kto by pomyślał! Maszyny stały się nudne... a podglądanie rowerowych samozwańców, drących się przez muzykę instruktorów i lasek dźwigających ciężary - imponujące! Też tak chciałam!
Więc poszłam, zobaczyć, spróbować. Choreografie na początku były, nie ma co tu kryć, nie do ogarnięcia! - a ja nie znoszę poprawiania przez kogoś (bo od razu bym pałowała...:D) Ale nawet taki niedorytmiczny głąb jak ja, się tu odnalazł

Szklana suka.Chrzanić wagę - po pasku widać, że co by nie robić, ile by nie jeść, ćwiczyć...to jest ona względnie stała...wrrr.r..ALE. Kiedy zobaczyłam zarys mięśni - największa nagroda! Na samym początku na pumpy przychodziła pewna laska. Kiedyś stałam za nią. Ależ ona miała piękne plecy - mięśnie przy napięciu ..uuu..no piękne! W ogóle całe ciało - nie tam żadna wygłodzona szkapa, jedząca sałatę czy wafle ryżowe - jak dla mnie idealne. I też tak chciałam! Czy mi wyszło? Tak sobie. Może gdybym całkowicie odrzuciła słodycze, alkohol. Wykupiła zajęcie z trenerem. Może.

Na pewno czuje się lepiej, sama ze sobą. Jasne, że brzuch mógłby zniknąć całkowicie,ale jak nie zniknie, to włosów sobie rwać nie będę! Póki co, tendencja spadkowa wróciła - waga znowu mnie kocha- ze wzajemnością. Ale jak długo to potrwa to niewiada. Grunt, że nie rośnie. I tego się będę póki co trzymać:)

Nie mogę uwierzyć, że rok tak szybko minął! A jak się zapisywałam to jeszcze sama siebie przekonywałam że nie wezmę rocznego karnetu, bo kto wie, co się przez rok wydarzy, że to taki szmat czasu... tymczasem polem lasem... przez cały ten czas, opuściłam łącznie 3 tyg. ćwiczeń ( przez wyjazdy i tydzień przez upały), co mi samej imponuje i nikomu innemu nie musi

Plany.Co przyniesie kolejny rok siłowych zmagań? Żeby tak poziom tk. tłuszczowej z orientacyjnych 22% spadł o 2% - bo o 4% to nie ma co marzyć - byłabym już chyba wniebowzięta. Gdyby ktoś kiedyś powiedział o mnie, to co ja piszę tu o lasce wyżej - to byłoby coś! Godziny na siłce, mokre koszulki..zwrot inwestycji w samą sobie Bo chyba o to głównie chodzi - żeby podobać się samej sobie i mieć frajdę! A zaczynam mieć i jedno i drugie:D

8 września 2013 , Komentarze (4)

Weekendy są takie cudne... spanie przed tv, budzi mnie mtv! Kawka w łóżku, jajecznica na śniadanie - żyć nie umierać! Tak w ogóle to miałam w tym tygodniu fazę na jaja- chyba 15 zjadłam..ciekawe co na to poziom cholesterolu..:)

Dziś proszony obiad, więc zamiast stać nad garami - uciekłam na siłkę. Oj dawno tam nie byłam w weekend. Zapomniałam, jak tam wtedy jest hmm... PRZESTRONNIE! Ludzi malutko, urządzenia na wyciągnięcie ręki...i w końcu bok na tyle rozruszałam, że przestał mnie boleć! Po 4 dniach nie możności wyciągnięcia lewej ręki, w końcu mogę się przeciągąć i obracać swobodnie. Jaka ulga!!!

700 kcal spalone w ponad godzinkę... relax w saunie (po wiekach przerwy, bo zawsze ktoś tam siedzi) - owocny dzień! Parcie na bieżnie zaliczone- tylko 30min, ale dłużej na dziś nie dałabym rady..Same piękne aeroby zaplanowane i wykonane: rower, wioślarz, orbi, bieżnia. Me likes

Brak przekąsek. Brak alkoholu. A chęć jest! Od rana po głowie chodzą mi domowe gofry.. ale nie poddam się! Nie nie! Za to kolacja na wypasie - Prawn Madras! Czyli krewetki w ostrym sosie po indyjsku...uwielbiam! Wygląda to mniej więcej tak: (tu ktoś ładną fotkę zrobił, więc korzystam) i już z daleka pięknie pachnie..

Już wkrótce będę częstym gościem w małych, indyjskich take away... uuu... Pyszne curry..i pyszne placki Naan..na samą myśl zaczynam odczuwać wielki głód, więc niech się szybko gotuje! 

5 września 2013 , Komentarze (8)

Czego się boisz??Samotności? Śmierci? Ludzi? Otyłości...?

Bo każdy czegoś się boi..każdemu coś spędza sen z powiek...u mnie jest to:


Każda myśl o wizycie równa się nieprzespane noce.. albo sny, sny tak przerażające, że chyba bezsenne noce są już lepsze. Ale w związku, z wyjazdem - musiałam zwalczyć to wszystko w sobie i iść. 90 sek (założenie fleczera)........ tyle trwała wizyta 
Zęba może da się uratować..ale moje zdrowie psychiczne jest na wyczerpaniu....a gdzie tu jeszcze leczenie co najmniej 2 zębów..? Życie.... ciągła walka z wiatrakami! Upiorne wspomnienia z dzieciństwa - leczenie kanałowe bez znieczulenia, kiedy higienistka trzymała mi głowę, a dentystka wyzywała żeby się nie ruszać i wierciła...- chyba nigdy się z tym nie uporam. no chyba ze sprawię sobie, takie oto cudeńko;

A na koniec, mały żarcik tematyczny:
Mam koleżankę na stomatologii. Ostatnio opowiadała mi o swoich praktykach w gabinecie stomatologicznym:
Przychodzi staruszka (na oko 75-80 lat) i skarży się na dziwne mrowienie i łaskotanie pod sztuczną szczęką. Lekarz pyta czy używa jakiegoś kleju lub pasty i czy objawy ustępują po wyjęciu protezy. Na to babcia zdziwiona:
-Panie! Jakiego kleju? Ja od dawna jej nie wyjmuję!
Po 15 minutach przekonywania kobiecina zgodziła się na wyjęcie szczęki. Co się okazało? Przyczyną mrowienia były małe białe robaczki żywiące się resztkami pokarmu, które dostawały się pod protezę. Lekarz zwymiotował.

* * *
Chciałam skoczyć na siłkę - bieganie by pomogło, poskładać myśli we łbie...ale nie mam siły. Dziwny ból w plecach nie ustępuje..nawet iść prosto nie mogę..

Co za dzień! Ale... do odważnych świat należy!

5 września 2013 , Komentarze (1)

Piosenka dobra na wszystko!! Na humor, na niehumor..na pogode i niepogode... jaka?taka O ( klik )!

AVICII - WAKE ME UP

Brzmi tak dobrze..idealnie na taki poranek jak dziś! Kiedy ledwo co mogę wstać - nie ma to jak spanie przed tv na rozkładanej sofie, gdzie plecy nie leżą na jednym poziomie.. chodzę jak pobita..no ale co pooglądałam Greys Anatomy, to moje.. No bo Drogie Panie, dla Niego:
.. Dla Niego, to bym i na podłodze mogła spać, byle sobie popatrzeć .. taka moja mała słabość 

Wczoraj, ktoś na forum wrzucił menu - z pytaniem czy nie za dużo zjadł.. Spojrzałam na to..przeczytałam 2 razy..i tak pomyślałam, oj biedna laska musi chyba tynk ze ścian zgryzać .. więc ładnie napisałam, że na pewno nie za dużo, jak już to za mało - ale inne osoby, uznały, że super że w sam raz! Nie czaje... wzajemne napędzanie się na głodowanie..ehh.

4 września 2013 , Komentarze (3)

Ostatnio wpadłam w wir słodko-piwny - jak nie batonik, to pifko.. tymczasem weszłam na wagę, a tam drgnięcie w dół. A nie w górę!! Szoook! I wielka motywacja! Nie do wpierniczania wszystkiego, co jest w zasięgu ręki, oj nie nie..

Żegnajcie więc ...

Przynajmniej na jakiś czas. Wracam do rządzenia w kuchni na 2 tygodnie. Wolność. Wolność wyboru!! Nic tłustego, ziemniaczki i sosy odchodzą... Surówki..masa surówek i mięcho! Me likes

Na dziś zaplanowałam większy atak na siłce...orbi, wiosełko.. i body pump..jak dowlokłam się do domu po tym wszystkim, to tylko ja wiem nie wiem - ale dziś obudziłam się (poza tym że z kacem(wiem wiem...agrr..) to z takim powerem!! Moc była!!I chęć ruszenia dupska poza strefę komfortu..więc trzeba było  korzystać! 1000 kcal wyparowało!! 
Tym bardziej, że to mój ostatni miesiąc na siłowni. Na jakiś czas. Bo.... mam już bilecik! 

Za 3 tygodnie, pakowanko i fruuuu. Życie w stresie popłaca..waga drży! Grunt, że w dobrym kierunku jest to drżenie..tak jak panienkom poniżej


3 września 2013 , Skomentuj

Co się stało, to się stało...

Ciągle słyszę, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki... że wisły kijem nie cofniesz. I wiem, przecież wiem. Mimo to, ZAWSZE można mieć nadzieję..chyba można? Chociaż nadzieja to matka głupich (i potrzebujących:D)... a nadzieję mieć się powinno. Ale. Po kolejnej rozmowie z S (bohaterem cyklu " czy urzekła Was moja historia"), w końcu dotarło do mnie że się wyleczyłam. Patrzyłam na niego, słuchałam co mówi, ale .. to już nie było tak naiwne..Wspominanie fajnych chwil (multum), fajnych momentów i poznanych ludzi.. tego należy się trzymać - i iść do przodu. Żadnych dwuznacznych gadek..może wrócimy do przyjaźni, bo tego mi chyba najbardziej brakuje. Tego kim był dla mnie, zanim wszystko poszło w cholerę...przyjaciela. Zobaczymy...a rzeka życia płynie dalej.. 

Dziś złożyłam wniosek do prezesa o urlop bezpłatny i do szefa o płatny...ciekawe jak szybo ten pierwszy raczy się ustosunkować do mojej prośby..bo Ł. juz się wypytywał gdzie daleko mnie niesie tym razem - Ł. to wymarzony szef! Kontaktuje się ze mną bardzooo rzadko, co się da załatwiamy przez emaila..idealnie się współpraca układa! I oby mój następny szef był równie fajny..

Przez weekend przespałam wiele godzin..poleżałam, pomyślałam. Nic mądrego oczywiście nie wymyśliłam. Ciągle gdzieś tam we łbie, jak zaczynam mieć wątpliwości czy dobrze robię - znowu pakując manatki -  coś mówi mi, że tutaj nie będzie lepiej. Nie będzie po prostu i aż. Nie będzie. Z kolejnego złożonego podania - nic nie wyszło.

Wczorajszy spin -  jak zwykle było mega! Zakwasy nienajgorsze, ale leżakowanie po obiadku być musi...oj wygodna kanapa, wygodna...:D

30 sierpnia 2013 , Komentarze (7)

tak taaak....byłam w biedronie...a tam,przede mną w kolejce pojawił się ON! Piękny niczym z obrazka..i wysoki...ajj jaki wysoki...z moim 182 cm..stałam tam i dosłownie się śliniłam  czując się jak ... KURDUPEL! Dosłownie nie dosięgałam mu nawet do końca pleców...! Piękny to był widok... Blondyni nie są niby zbyt namiętni,ale ten naprawdę wyglądał na namiętnego...:D

A ja, jak to po siłowni...bez makijażu, w rozwianych włosach...w starym podkoszulku i podartych, wygodnych jeansach...bez szans na podbijanie...a szkoda..WIELKA szkoda, bo mama już się cieszyła - jak weszłam i powiedziałam, co za ciacho widziałam 

Tydzień zamykam zakwasami, które mimo dzisiejszych pumpów i próbą rozbiegania na bieżni, nie odpuszczają...oj będzie się dobrze spało:D


29 sierpnia 2013 , Komentarze (5)

Po weekendzie spędzonym poza domem, przegadanej nocy z kimś kogo dopiero co właściwie poznałam, stwierdzam, że coś się zmieniło.W sensie we mnie. Jak patrzę na to jaka byłam jeszcze rok temu, i jaka jestem teraz. Poszłam do przodu. Małymi kroczkami,ale poszłam. I to cieszy niesamowicie:) Coraz mniej obchodzi mnie, co ludzie o mnie pomyślą, coraz mniej obchodzą mnie inni. Stawiam na siebie.W końcu.Wszystko co się wydarzyło, miało w tym jakiś cel.Jaki to jeszcze nie wiem,ale pewnie kiedyś się dowiem. Kiedyś..Tak więc idąc ulicą czasami uśmiecham się do ludzi...i wiecie co? to nie jest takie straszne:D

Jest tak( klik ) , a właściwie będzie tak już za 3 tygodnie..ja we właściwym miejscu i z właściwym nastawieniem

Właściwe nastawienie - no właśnie...Nie ma bata! Leżeniem chudego dupska się nie osiągnie! Więc tyłek w troki.... wczoraj wielka akcja na działce z wycinaniem badyli, a potem siłka. Robota na powietrzu, a potem w zamknięciu!Me likes! 

Ledwo dowlokłam się do domu.....13kg na plecach, 13kg na nogach....mokra koszulka może nie do końca,ale nogi i ręce - dosłownie się trzęsły - a droga do domu długa... prawie 3km, można iść i iść ... 





26 sierpnia 2013 , Komentarze (4)

To był ciężki weekend .. moja wątroba będzie długo dochodziła do siebie:D 2 imprezy, przegadane noce, kac gigant. Super czas:D

Opowiadania z cyklu - "Czy urzekła Was moja historia?", uznaje za zakończone..przynajmniej na razie.. Bo był ciąg dalszy, ale nie było to już tak hmm..nazwijmy to wciągające:D Tak czy siak, dzięki Wam że mogłam się tym podzielić..!

Wracając do codzienności.. - właśnie dostałam emaila, że nici z pracy, na którą się napaliłam. Miało to być co prawda w mieście obok, więc musiałabym dojeżdżać,ale płacili naprawdę nieźle.. spełniałam wszystkie warunki, nawet ang CV wysłałam (miała to być praca w tym języku) ...i dupa!! Odrzucili mnie. Dziś jeszcze składam jedno CV,u siebie. Ostatnia szansa (żeby potem nikt mi nie mówił, że nie próbowałam) Jeśli i z tego nic nie wyjdzie, nie mogę dłużej już zwlekać - kupuje bilet.

I niech się dzieje co chce. Jak mają mnie wywalić wkrótce, to czas próbować gdzie indziej i co innego:D A jak nie wyjdzie - 2 m-ce wakacji na diecie z oszczędności a potem podkulony ogon, i znowu powrót do domu.

* * *

Wraz z poniedziałkiem powrót do ćwiczeń..Spin zaliczony.Szczerze mówiąc, po weekendzie wszystko mnie boli, więc było ciężko... Ostatnio zauważyłam też, że mój ukochany Pump zaczyna mnie zwyczajnie nudzić. Chodzę, bo chodzę. Ekscytacja powoli mija.A to BARDZO niedobrze..bardzo. 

* * *

Emocjonalna nowość - oświadczył mi się przystojniak z Rzymu. Związek na odległość nie wchodzi w grę...a nie rzucę wszystkiego dla kogoś, kto jest po prostu fajny i o zgrozo ma taki angielski, że tylko butelka wina pozwalała mi przetrwać jego dukanie...!! Chyba pisane mi życie solo..:D

Idealnie oddaje to ta piosenka! Więc klikamy i nastrajamy się na wieczór ( klik )

25 sierpnia 2013 , Komentarze (5)

Po tej akcji, coś we mnie pękło. Drań był z niego zawsze - zawsze też kłóciliśmy się o to samo. Zawsze o jego żonkę. Dla mnie to było proste. Wybierasz. Albo albo. Skoro tam Ci się nie układa, idziesz dalej. (Tym bardziej, że pożyczyłam mu pieniądze..* )Widocznie dla niego nie. Ale po jego pseudośmierci nie miałam siły się już kłócić. A on płakał w telefon, że jest całkiem sam (jak leciał do stanów, mogłam lecieć z nim ..ale nie zniosłabym tego), że skoro go kocham to powinnam tu siedzieć przy jego łóżku etc. Było coraz gorzej.Był online coraz rzadziej.

Znowu przestał się odzywać. Myślałam, że umarł. Tym razem naprawdę. Jakaś część mnie (tym razem:) była na to gotowa. W końcu wypłakałam już swoje...Ale nie, odezwał się. Już nie ze Stanów. Lekarze stwierdzili, że nic już nie można zrobić, że umrze. Dali mu wybór - powrót do domu, do rodziny (Indie). Albo śmierć w małym pokoju w nowoczesnym szpitalu w Arizonie. Więc poleciał spowrotem. Wrócił do rodziców.Do Delhi.

Większość dni przesypiał otępiały lekami. Jak nie spał, rozmawialiśmy. Właściwie to ja mówilam, bo to ja miałam jakieś tam życie. On siedział, a właściwie leżał w łóżku...Jakiś znajomy pożyczył mu kamerkę - w końcu mogłam go zobaczyć.A minęło tyleee czasu.

Oczywiście - pierwsze co - rozryczałam się. Bo szczerze to myślałam, że raczej się już nie zobaczymy. Wyglądał dziwnie. Niby tak samo,ale inaczej. Leżał na łóżku, na głowie miał zawiązaną białą bandanę..Gadaliśmy, gadaliśmy...

Na przestrzeni kilku tygodni temat mojego przyjazdu był wałkowany wielokrotnie.. Nie przeszkadzało mi, że był kaleką. Że przyjazd tam wiązałby się z byciem jego 24h/ dobę opiekunką. Jego rodzice najmłodsi nie byli, a on sam miał trudny charakter..Tu nie trzymało mnie nic. Nie miałam pracy, mieszkałam z rodzicami, więc nie musiałam się przejmować się wypowiedzeniem umowy, opłatami.. nie miałam nawet telefonu na abonament. A wyjazd tam kusił i nęcił. Wiedziałam, że umrze wkrótce, ale na swój sposób się z tym pogodziłam, a chciałam jeszcze choć raz tam być. 

Pamiętam że była końcówka września. Nie widzieliśmy się wtedy już 6 miesięcy. Podjęłam decyzję- Jadę. Plan zakładał pobyt na 3 miesiące.Pozostało zdobycie kasy na bilet (2300zł). Nie miałam takich pieniędzy (o pieniądzach na sam koniec), i nie było opcji żeby tyle zarobić w krótkim czasie. Angielskie konto wyczyściłam do zera...polskie też. Pozostała rozmowa z ojcem. On mniej więcej orientował się w sytuacji, w odróżnieniu od mojej matki - nie skomentował niczego. Spytał tylko na kiedy chcę pieniądze i kiedy chce lecieć. Kochany tatuś:D

Zalogowałam się na skype, on już był..chciałam mu powiedzieć, że w końcu rozmawiałam z rodzicami, że mogę przylecieć za 2 tygodnie, że wszystko załatwione...tylko się pakować..i załatwiać wizę. Jezuuu jak ja się cieszyłam..

I wtedy on powiedział, że musi mi coś powiedzieć. Zdjął bandanę z głowy - a tam włosy, zrzucił kołdrę - a tam nogi. Siedziałam tam, patrzyłam na niego - czułam, że zaraz eksploduje mi łeb - jakby przyjebała we mnie wielka ciężarówka i mózg miał wylecieć na zewnątrz..Uczucie dosłownie nie do opisania... 

Jak już odzyskałam mowę, spytałam tylko dlaczego? 
Dlaczego mi to zrobił. I wiecie co powiedział? 
Że to była kara. Kara za to, że go zdradziłam**. 

Zatrzasnęłam laptopa, i tak siedziałam..i siedziałam...i ryczałam. 10 m-cy trzymania mnie w zawieszeniu od życia przez jego widzi mi się.. 10 m-cy ciągłych kłamstw.

Nagle do pokoju weszła moja mama, spojrzała na mnie i spytała co się stało...wydukałam (dosłownie), że to wszystko było kłamstwem, że nigdy nie miał raka, nigdy nie amputowali mu nóg, nigdy nie był w Arizonie..A moja mama na to (na cały głos): A TO CHUJ JEDEN!!!! (to było całkiem zabawne;D). Przyniosła mi drinka..potem całą butelkę. Piłam i piłam i piłam..żeby zapomnieć.

I tym oto zabawnym akcentem kończy się moja niezabawna historia..taki scenariusz na film. Czasami jak to opowiadam znajomym (bo dziwią się że przecież jestem taka super-zabawna i ładna-), to pytają czy to jakiś film? Bo tak to wszystko brzmi...tyle że definitywnie bez happy endu, a jak nie lubie takich filmów..:D 4 lata wyjęte z życiorysu i kolejne 2 po tym wszystkim na lizanie ran.Usłyszałam gdzieś, że jak dochodzi się do siebie po związku, przez połowę czasu w jakim się w nim było. U mnie ta reguła też mniej więcej się potwierdziła..więc może coś w tym jest?

* - potrzebował pieniędzy na przeprowadzkę/wynajem domu/depozyt - skoro się znaliśmy, pożyczyłam mu oszczędności - które potem co miesiąc mi spłacał. Kiedy oddał wszystko, chciał pożyczyć znowu. Skoro oddał raz, czemu miałby nie oddać? No właśnie... nie oddał. Całe oszczędności, kilka tysięcy funtów, przepadły.

** - on miał manię na punkcie tego, że mogłabym znaleźć sobie kogoś. jak już tu pisałam, wyrzucał kolesi, z którymi świetnie się dogadywałam..Włamał mi się na fb..Chciał mieć pewność .. Ja zawsze tłumaczyłam mu, że nie jestem nim. Że wcale nie muszę być z nim, po prostu tego chce.. a po co miałabym go zdradzać? Przecież wystarczyłoby go zostawić i znaleźć sobie kogoś nowego. Normalnego. Bez zobowiązań.Obrączki. Dzieciaka. Ale on zawsze szukał dziury w całym. I coś sobie zwyczajnie ubzdurał.




© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.