Nadszedł długo wyczekiwany piątunio
i długi weekend.
Dzionek rozpoczęty pobudką o 5:30
zjedzeniu pysznych płatków zbożowo-truskawkowych
z mlekiem i pyszna zielona herbatka.
O 7 wyszłam do pracy i maszerowałam do
niej na piechotkę,
a spory kawałek to jest.
Godzinka drogi szybkim marszem.
Po drodze spotkałam nowo poznaną
koleżankę i tak razem
sobie maszerowałyśmy.
niestety pogoda dzisiaj nie dopisała i lał strasznie deszcz,
a parasolkę wzięłam,
ale jej żywot skoczył się po 5 minutach na dworze.
Silny wiatr połamał cała parasolkę.
Przemokłam cała,
kapało ze mnie jakbym spod prysznica wyżla.
A tu teraz tyle godzin pracy przede mną
w tych mokrych ciuchach.
Najpierw poszłam do toalety trochę się
ogarnąć i wysuszyć chociaż trochę
żeby się nie przeziębić.
W pracy dzisiaj byłam krócej bo piąteczek do 15.30,
niestety Mężyk jeszcze pracował więc po mnie
nie przyjechał.
Maszerowanie po pracy też było,godzinkę.
Na moje szczęście rozpogodziło się chociaż trochę
i udało się tym razem nie zmoknąć.
Po powrocie do domku,zjadłam
szybko obiadek i leciałam na
miasto a dokładnie na siłownie.
Byłam umówiona z bratanicą.
Niestety nie dotarłam na siłownie,
z tego względu,że bratanica dzwoniła,że się poparzyła i jej nie będzie.
Czekałam za Mężykiem żeby mnie zabrał z miasta.
Nasze Motywacje
Nam też może się udać!!!
Tylko musicie w to uwierzyć ;-)