Melduję, że żyję. I to w sumie całkiem nieźle
Od
wczoraj staram się wrócić do dobrych nawyków, które bądź co bądź od
stycznia sobie wypracowałam. Idzie mi (odpukać) całkiem nieźle, mimo @ i
wzmożonego apetytu.
W sumie pomaga mi to, że jestem w pracy. Wczoraj byłam do 21 i tam zjadam tylko to, co sobie przygotuję wcześniej. Wczoraj przykładowo w pracy zjadłam 50g brązowego ryżu, pierś z kurczaka gotowaną i fasolkę szparagową, później serek wiejski z brzoskwinią (wiem, że ten wsad brzoskwiniowy jest syfiaty, ale to tak w ramach uspokojenia apetytu na słodkie) i jeszcze później kolejny serek wiejski, tym razem naturalny + 5 wafli kukurydzianych ekstra cienkich. W domu nie jadłam już nic, zresztą wróciłam o 22:00, więc na jedzenie za późno.
Dzisiaj z jedzeniem przeciętnie:
06:30 - Śniadanie:
placek owsiany z łyżeczką dżemu porzeczkowego Łowicz 100% + kiwi
10:15 - II śniadanie:
grahamka z plastrem gotowanej szynki z kurczaka + pomidor malinowy + kawa 2 w 1
13:30 - Obiad:
łosoś
z puszki w wodzie 90g + 5 wafli kukurydzianych ekstra cienkich z
ziołami prowansalskimi + sałata lodowa z ogórkiem zielonym
16:15 - Przekąska:
twarożek domowy grani Piątnica 200g
18:30 - II obiad? :P
mini kotlecik z piersi z kurczaka (obskubałam tyle panierki, ile się
dało, ale był naprawdę mały, więc chyba nie mam się co martwić) + sałata
lodowa + ketchup w bułce wieloziarnistej klik
20:30 - Ostatni posiłek:
serek wiejski lekki 200g + łyżeczka dżemu 100% owoców Łowicz
Jakoś dużo posiłków i sporo węglowodanów.
Wydaje mi się, że wyszło około 1500 kalorii.
Jeśli chodzi o majówkę, to przyznaję się bez bicia, nie odmówiłam sobie niczego. Był hamburger w restauracji z Kuchennych Rewolucji (przepyszny swoją drogą, moja TOP3 burgerów), lody (bezowe i cookies, o matko jakie dobre), gof(e)r z bitą śmietaną, truskawkami i polewą czekoladową, kiełbasa z grilla, McDonald's, piwo (sporo), kebab. No cóż, ale nawet nie żałuję.
Żeby nie było, że leniłam się okrutnie to muszę się pochwalić, że raz biegałam z K.
Oczywiście marudził, że za wolno, ale ja tam jestem z siebie dumna. Bo to mój nowy rekord na dworze! Tym bardziej, że to było po pierogach i gofrze, które chyba jeszcze do porządku mi się nie ułożyły w żołądku
Teraz parę fotek:
1. W końcu mam. Conversy, dobry rozmiar, ale nieco mnie obcierają, co mnie trochę denerwuje.
2. Cheeseburger z American Home:
3. Sandomierz:
4. Wczorajsze śniadanko:
Przed majówką mierzyłam też bluzę i legginsy z Nike, pisałam o tym wcześniej.
Bluza prezentuje się tak:
Kosztuje 139zł, ale jest dość cienka. Aczkolwiek baaardzo mi się spodobała. Są też inne kolory.
Legginsy natomiast kosztują 119zł, przecena ze 179zł.
Niemniej jednak mam wrażenie, że wyglądam w nich okropnie. Grubo, a tyłek wygląda wręcz koszmarnie.
Możecie wyrazić swoje zdanie?
Ogólnie po tych zdjęciach widać jak przytyłam/jestem wydęta, ehh.
Chyba więc nie zdecyduję się ani na bluzę, ani na legginsy. W sumie to i tak trochę się spłukałam po majówce i czekam na wypłatę
Tymczasem uciekam pomalować paznokcie, położyć się i poczytać Women's Health, bo kupiłam go w majówkę, a jeszcze nie tknęłam. W sumie to siedzę albo w pracy, albo na uczelni. Jutro akurat uczelnia, czwartek praca 08:00 - 17:00, piątek uczelnia (i siłownia w końcu!!!), a sobota i niedziela w pracy od 13:00 do 21:00 i 20:00 w niedzielę
No cóż, trzeba zarabiać na wakacje i zachcianki.
Martwi mnie tylko to, że za bardzo nie mam kiedy ćwiczyć... Ale jutro wrócę do domu (mam do 15:50 zajęcia), zjem obiad i potem pójdę biegać, minimum 4km.