Pamiętnik odchudzania użytkownika:
nadson

kobieta, 34 lat, Zakopane

163 cm, 62.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 maja 2014 , Komentarze (18)

Melduję, że żyję. I to w sumie całkiem nieźle :D
Od wczoraj staram się wrócić do dobrych nawyków, które bądź co bądź od stycznia sobie wypracowałam. Idzie mi (odpukać) całkiem nieźle, mimo @ i wzmożonego apetytu.

W sumie pomaga mi to, że jestem w pracy. Wczoraj byłam do 21 i tam zjadam tylko to, co sobie przygotuję wcześniej. Wczoraj przykładowo w pracy zjadłam 50g brązowego ryżu, pierś z kurczaka gotowaną i fasolkę szparagową, później serek wiejski z brzoskwinią (wiem, że ten wsad brzoskwiniowy jest syfiaty, ale to tak w ramach uspokojenia apetytu na słodkie) i jeszcze później kolejny serek wiejski, tym razem naturalny + 5 wafli kukurydzianych ekstra cienkich. W domu nie jadłam już nic, zresztą wróciłam o 22:00, więc na jedzenie za późno.

Dzisiaj z jedzeniem przeciętnie:

06:30 - Śniadanie:
placek owsiany z łyżeczką dżemu porzeczkowego Łowicz 100% + kiwi

10:15 - II śniadanie:
grahamka z plastrem gotowanej szynki z kurczaka + pomidor malinowy + kawa 2 w 1

13:30 - Obiad:
łosoś z puszki w wodzie 90g + 5 wafli kukurydzianych ekstra cienkich z ziołami prowansalskimi + sałata lodowa z ogórkiem zielonym

16:15 - Przekąska:
twarożek domowy grani Piątnica 200g

18:30 - II obiad? :P
mini kotlecik z piersi z kurczaka (obskubałam tyle panierki, ile się dało, ale był naprawdę mały, więc chyba nie mam się co martwić) + sałata lodowa + ketchup w bułce wieloziarnistej klik

20:30 - Ostatni posiłek:
serek wiejski lekki 200g + łyżeczka dżemu 100% owoców Łowicz

Jakoś dużo posiłków i sporo węglowodanów.
Wydaje mi się, że wyszło około 1500 kalorii.

Jeśli chodzi o majówkę, to przyznaję się bez bicia, nie odmówiłam sobie niczego. Był hamburger w restauracji z Kuchennych Rewolucji (przepyszny swoją drogą, moja TOP3 burgerów), lody (bezowe i cookies, o matko jakie dobre), gof(e)r z bitą śmietaną, truskawkami i polewą czekoladową, kiełbasa z grilla, McDonald's, piwo (sporo), kebab. No cóż, ale nawet nie żałuję.

Żeby nie było, że leniłam się okrutnie to muszę się pochwalić, że raz biegałam z K.
Oczywiście marudził, że za wolno, ale ja tam jestem z siebie dumna. Bo to mój nowy rekord na dworze! Tym bardziej, że to było po pierogach i gofrze, które chyba jeszcze do porządku mi się nie ułożyły w żołądku :p

Teraz parę fotek:

1. W końcu mam. Conversy, dobry rozmiar, ale nieco mnie obcierają, co mnie trochę denerwuje.

                                                                      2. Cheeseburger z American Home:

3. Sandomierz:

4. Wczorajsze śniadanko:

                             Przed majówką mierzyłam też bluzę i legginsy z Nike, pisałam o tym wcześniej.

Bluza prezentuje się tak: 
Kosztuje 139zł, ale jest dość cienka. Aczkolwiek baaardzo mi się spodobała. Są też inne kolory.

Legginsy natomiast kosztują 119zł, przecena ze 179zł.
Niemniej jednak mam wrażenie, że wyglądam w nich okropnie. Grubo, a tyłek wygląda wręcz koszmarnie. 
Możecie wyrazić swoje zdanie?
Ogólnie po tych zdjęciach widać jak przytyłam/jestem wydęta, ehh.

Chyba więc nie zdecyduję się ani na bluzę, ani na legginsy. W sumie to i tak trochę się spłukałam po majówce i czekam na wypłatę :p

Tymczasem uciekam pomalować paznokcie, położyć się i poczytać Women's Health, bo kupiłam go w majówkę, a jeszcze nie tknęłam. W sumie to siedzę albo w pracy, albo na uczelni. Jutro akurat uczelnia, czwartek praca 08:00 - 17:00, piątek uczelnia (i siłownia w końcu!!!), a sobota i niedziela w pracy od 13:00 do 21:00 i 20:00 w niedzielę (szloch)
No cóż, trzeba zarabiać na wakacje i zachcianki.
Martwi mnie tylko to, że za bardzo nie mam kiedy ćwiczyć... Ale jutro wrócę do domu (mam do 15:50 zajęcia), zjem obiad i potem pójdę biegać, minimum 4km.


30 kwietnia 2014 , Komentarze (4)

No, powoli wracam na dobre tory, tak jak postanowiłam sobie wczoraj.
Menu dziś (na razie) w porządku i nawet biegałam!
I to jak, 4,5km na dworze, rekord. Na bieżni było już 7km, ale na zewnątrz jak na razie rekordem  było 4,2km. Następnym razem już będzie "piąteczka" :)

Tymczasem dzisiaj jadę na wieś. Z kuzynem i dziewczyną K., a K. dojedzie później po treningu. W ogóle nie podoba mi się ten pomysł, bo nikogo tam za bardzo nie znam i ogólnie no nie lubię takich sytuacji. Ogólnie wolałabym tę majówkę spędzić jakoś inaczej.

Bądź co bądź menu dzisiaj w porządku. Miałam wrzucić zdjęcia zakupów, które dziś zrobiłam, ale nie mam już czasu. Zastanawiam się nad zakupem legginsów do biegania Nike, przecena ze 179zł na 119zł. Fajne, ale nie wiem czy dobrze w nich wyglądam. Wrzucę zdjęcia to doradzicie :) Zastanawiałam się też nad bluzą Nike, super, ale 139zł i nie wiem czy warto, bo dość cienka. 

No nic, lecę. Udanej majówki Wam życzę :)

29 kwietnia 2014 , Komentarze (3)

Łoho, to poświętowaliśmy urodziny, aż do wczoraj, czego skutki odczuwam jeszcze dzisiaj ;) 
Mecz wygrany, wysoko wygrany. I wysoko oblany.
Czuję się zmęczona i wiem, że muszę natychmiast wrócić na dobre tory, bo za chwilę dopadnie mnie jojo.

Od jutra - come back ze zdwojoną siłą.

26 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

Jeśli nie jestem w pracy, to jestem na uczelni. I tak w kółko.
W czwartek (urodziny) pracowałam do 21, wczoraj do 18 i dziś znów do 21.

Na szczęście do 05.05 mam wolne, ale nie chcę myśleć o maju, bo od 5.05 mam 4 dni wolne. Takie wolne całkowicie, bez uczelni i bez pracy. Nie wiem jak to ogarnę, nie wiem jak ogarnę sesję, pracę magisterską (choć to akurat i tak na wrzesień) no i jak ogarnę ćwiczenia...

Ogólnie chyba przytyłam. Widzę po brzuchu, ciągle jakiś taki duży.
Mam jeszcze nadzieję, że to woda.

Jeśli chodzi o jedzenie to jest różnie.
W urodziny z niedozwolonych rzeczy zjadłam tylko muffinkę czekoladową z wiśniami (pyszna była, ale kalorii chyba ponad 500), resztę dnia jadłam grzecznie, a nawet bardzo.

Wczoraj zjadłam kebaba na pół z mamą, bo wracałyśmy o tej samej godzinie, nie było obiadu i padło na kebaba. Nie jadłam go jeszcze w tym roku, więc się tym usprawiedliwiam, że nie zdarza się to często. No, ale zjadłam jeszcze Kinder Bueno i dwie mini czekoladki Milki z prezentu.

Dziś natomiast w sumie grzecznie, oprócz pszennej półbagietki z Biedronki do śniadania, jednego migdała w czekoladzie (bardzo grubej warstwie czekolady) i batonika musli z orzechami od koleżanki w pracy. Więc nie najgorzej, ale bilans i tak koło 1700 kcal.

Jutro mecz, rozpoczęcie sezonu. Na pewno będzie alkohol.
Jednak do tej 17:00 zamierzam przynajmniej jeść normalnie. Postaram się pójść pobiegać, ale nie wiem co z tego wyjdzie, bo jestem padnięta i pewnie będę spać w nieskończoność.

Martwi mnie to wszystko. To, że na pewno mam kg na plusie. To, że niezbyt mam kiedy ćwiczyć. To, że niedługo majówka, a to nie sprzyja powrotom na dobrą drogę.
Muszę jakoś na to wszystko znaleźć radę. I przede wszystkim nie dawać się skusić w pracy na McDonalds'a, a z tego co widzę, to wszyscy nagminnie się tam żywią. Na razie się nie skusiłam, a to już coś. Wywalę tylko słodycze i zredukuję węgle i powinno znów być okej. Zrobiło mi się smutno, że męczę się od końca stycznia, a teraz, jak już zbliża się sezon bikini to znów nie wyglądam dobrze...


Swoją drogą kupiłam ostatnio górę od stroju, ale chwilowo, przez brzuch nie czuję się w niej dobrze. Aczkolwiek myślę czy dokupić majtki w tym samym wzorze, czy może czarne/granatowe? Góra jest taka:

Tymczasem uciekam spać, bo jest 22:35, jestem głodna, do domu weszłam 45 minut temu, a o tej godzinie jeść już nie chcę, skoro i tak zaraz pójdę spać.
Obyśmy jutro wygrali! (loser)

23 kwietnia 2014 , Komentarze (6)

Delicjom.
Wygrały ze mną, zostały ze świąt 4 ostatnie pomarańczowe.
I świadomość, że są w szafce, takie biedne, wysychają, sprawiła, że musiałam je zjeść.
4 sztuki. Były pycha :D

Teraz jest mi trochę przykro z tego powodu, że je zjadłam, ale stoczyłam też wewnętrzną walkę z Nussbeiserem i tę walkę akurat wygrałam (chociaż nie mów hop), więc zawsze jakiś plus ;)

Poza tym grzecznie.

Śniadanie:
placek owsiany z łyżeczką dżemu porzeczkowego 100% owoców Łowicz
+ kawa zbożowa Anatol z mlekiem 2%
Około: 290 kcal

Na uczelni:
sok pomidorowy 300ml, serek homogenizowany Tutti 0% naturalny + pół jabłka i 2 łyżki musli Pełne Ziarno
Około: 224 kcal

Przed basenem:
banan, 5 orzechów włoskich
Około: 244 kcal

Kolacja:
dwie kromki ciemnego chleba ze słonecznikiem, plasterek żółtego sera, dwa jajka sadzone, pomidor
+ te 4 Delicje
Około: 600 kcal

ŁĄCZNIE: około 1360 kalorii
(i zatrważająca ilość węgli 172g, co się dziwić 43g pochodzą z Delicji)

AKTYWNOŚĆ:

basen, pół godziny pływania żabką, 22 długości
mało wiem, ale ciocia się spóźniła i z godziny zrobiło się pół
aczkolwiek lepszy rydz niż nic

Ogólnie na basenie, po przebraniu się w strój uznałam, że nadal nie jestem zadowolona ze swojego ciała. Szczególnie z ud. Nadal się źle z nimi czuję. Co więcej, mam wrażenie, że nic się nie zmieniło. W dodatku po wyjściu z basenu miałam jakiś mega wydęty brzuch. Nie wiem co z tym zrobić... Rozwiązaniem jest pewnie zaostrzenie diety (tzn. zero(!) słodkiego i zero(!) innych śmieci), ale nie wiem czy to wykonalne.
Mam średni humor.

Jutro urodziny, pewnie też wpadnie ciastko, bo skoro będę kupowała dla koleżanki z pracy to głupio nie kupić dla siebie. Ehh, parszywie.

WEŹ SIĘ W GARŚĆ NADSON, WAKACJE TUŻ TUŻ!!!

22 kwietnia 2014 , Komentarze (9)

No, w końcu znalazłam czas na dłuższy wpis.
Święta minęły mi sama nie wiem kiedy, w niedzielę obiad u cioci, wróciłam z mamą do domu bardzo późno. Wczoraj ja zapraszałam na ciasto i kawę w ramach moich urodzin (które wypadają za dwa dni). Potem byliśmy u K. z kumplem, zrobiliśmy grilla w towarzystwie piwa :p

Dzisiaj nie śpię już od 7, ale dzięki temu udało mi się pobiegać przed burzą i deszczem, która właśnie trwa. Śliczny dzień był dzisiaj, ale było bardzo duszno i byłam przekonana, że burza nas nie ominie. Miałam rację. Z biegania udało mi się wrócić 10 minut przed ulewą. Biegałabym może więcej, ale chyba zaczyna nękać mnie jakaś alergia, a że nie wzięłam ze sobą chusteczek to musiałam wracać do domu, żeby nie pociągać nosem co chwilę ;) Bądź co bądź dzisiejszy dystans jest moim najdłuższym dystansem na razie jeśli chodzi o bieganie na zewnątrz. Na bieżni zrobiłam ostatnio 7km i było o wiele łatwiej niż w plenerze, hmm...

Do dzisiejszej aktywności mogę zaliczyć jeszcze 5km spaceru (do centrum i z powrotem). Postanowiłam, że przy ładnej pogodzie nie będę jeździła autobusami/tramwajami. No chyba, że do pracy, bo w jedną stronę mam prawie 9km ;)
Może podczas oglądania Pierwszej Miłości zrobię jeszcze Mel B pośladki i brzuszki.
[EDIT: zrobiłam! mimo lenia ;) 10 min Mel B pośladki + 40 brzuszków]

Tak jak pisałam wcześniej, w Święta sobie pofolgowałam. Jedyne czego udało mi się uniknąć to majonezu, nie jadłam go wcale w czasie Wielkanocnego śniadania. W niedzielę był jednak kawałek babki drożdżowej, kawałek sernika, 5 krówek, sooolidny obiad (ja akurat jadłam pierś z indyka i uważałam z sosem) no i wino, sporo wina ;) Jeśli chodzi o poniedziałek to też niezbyt, na śniadanie jajecznica na maśle (mama robiła), na obiad schabowy z ziemniaczkami (nie jadłam schabowego od stycznia, to zawsze jakiś plus :D), no i potem kawałek sernika mojej roboty, jedna muffinka z nadzieniem jagodowym, jedna delicja, kilka Toffifee i u K. kawałek karczku z grilla i zżarłam (nie wiem po co aż tyle) 4 kromki chleba tostowego + dwa piwa.

No cóż, najadłam się wszystkiego, co zabronione. Dziś jeszcze na śniadanie zjadłam kawałek sernika, który został, bo był zbyt dobry aby wyrzucać, a nikt już by go nie dojadł.
Zdjęcie nie do końca oddaje uroku sernika. To w sumie mój pierwszy udany sernik, na spodzie z herbatników, masa serowa z kajmakiem + masa kajmakowa u góry <3 Następnym razem zamiast orzechów włoskich posypię podprażonymi płatkami migdałów. Mi smakował baaardzo i wbrew pozorom nie był wcale taki słodki. Mniam!

Dziś byłam na zakupach, w sumie nic konkretnego nie chciałam kupić, ale skorzystałam z Rossmannowskiej promocji -49% na wszystkie róże, podkłady i pudry. Podkład akurat kupiłam w piątek przed świętami, więc tym razem skusiłam się tylko na puder. W przyszłym tygodniu będzie promocja na tusze, cienie i kredki do oczu, a za dwa tygodnie na lakiery do paznokci i błyszczyki. Zamierzam kupić jakiś fajny lakier, bo ostatnio mam bzika na tym punkcie ;)

Kupiłam jeszcze koszulkę. House ma fajną (a przynajmniej mi się podoba) festiwalową kolekcję. Spodobało mi się parę innych rzeczy jeszcze, ale na razie się wstrzymałam, może niedługo będą jakieś bony rabatowe ;)

Kupiłam jeszcze bransoletki w Sinsay'u, takie na sznureczku, ale z normalnym zapięciem. Nie założyłam w sklepie, a w domu okazało się, że są za duże na mój nadgarstek :( Szkoda, bo ładne.

Dzisiejsze menu: 

1. Śniadanie (mistrzów) - 8:30:
kawałek sernika
Około: 500 kalorii

2. II śniadanie - 13:00:
placek z płatków owsianych z łyżeczką dżemu porzeczkowego Łowicz 100% owoców (super skład, cena nieco gorsza :p)
Około: 225 kalorii

3. Obiad - 16:00:
sałata masłowa, pomidor malinowy, ogórek zielony, 1 jajko na twardo, ugotowana pierś z kurczaka (ok. 170g) + grzanka z ciemnego chleba ze słonecznikiem
Około: 390 kalorii

4. W międzyczasie - 18:00:
kawa zbożowa Anatol o smaku waniliowym z mlekiem 2%
Około: 40 kalorii

5. Kolacja - 20:30:
jajko na twardo, plasterek szynki, kromka chleba ze słonecznikiem + serek wiejski 150g
Około: 320 kalorii

ŁĄCZNIE: na oko jakieś 1500 kalorii.
Mimo tego sernika nie tak najgorzej.

Jutro uczelnia do 15:50. Potem mam iść z ciocią na basen, a przynajmniej tak się umawiałyśmy :D
Basen jest na 18:00, więc nie wiem jak ogarnąć to jedzeniowo, bo na uczelni zjem około 13:00.
Chyba po prostu jak wrócę do domu to zjem jakiegoś banana + orzechy, a po basenie obiadokolację.

No, a w czwartek, piątek i sobotę praca... W czwartek (w urodziny) od 13 do 21, w piątek na 8 do 18 i w sobotę od 13 do 21. Całe szczęście, najprawdopodobniej udało mi się załatwić wolną majówkę. Swoją drogą taka majówka to kolejny "zły czas" na dietę. Ehh, a po drodze w niedzielę jeszcze mecz, długo wyczekiwany. Na pewno będzie alkohol (oblewanie mam nadzieje wygranego meczu + moich urodzin), także do niedzieli muszę obejść się bez wpadek (no może małe ciacho w urodziny :x)

Jeszcze parę fotek ze Świąt i lecę pozmywać, poćwiczyć może i ogarnąć paznokcie.

Moje pisanki :D Poszłam na łatwiznę w tym roku.

Poobiedni niedzielny spacer z psem. Nikt więcej nie chciał ze mną iść ;)

Po drodze napotkałam takie widoki. Tak ślicznie teraz na zewnątrz (zakochany)

22 kwietnia 2014 , Komentarze (8)

Dobra, przyznaję się.
Odpuściłam TOTALNIE w Święta, totalnie :p
I jedzeniowo i pozwoliłam sobie na alkohol (wino, ale sporo, a wczoraj 2 piwa)

Dziś w ramach śniadania dojadłam kawałek sernika (bo został ostatni, żal go było wyrzucić), ale już będzie grzecznie!

Teraz lecę pozałatwiać sprawy, a potem na miasto (wydać urodzinowe pieniądze :D)
a jak wrócę to idę pobiegać. Pokuta musi być :D

A jak tam Wasze Święta?

19 kwietnia 2014 , Komentarze (15)

Ratunku, przepadam!

NIENAWIDZĘ ŚWIĄT :p

Ze "złych" rzeczy dziś już:

- Lion Peanut (ale w ramach II śniadania, więc jeszcze jeszcze)
- gryz bagietki z żółtym serem
- trochę kajmaku wylizanego z puszki :P
- gryz krokieta
- 5 herbatników Petit Beurre

(Poza tym menu ujdzie, na śniadanie owsianka, na obiad makaron razowy z chudym twarogiem i łyżeczką cukru)

Właśnie wstawiłam do piekarnika sernik z kajmakiem, potem pewnie spróbuję.
No nic, we wtorek będę się martwić (i lamentować)

EDIT: sernik pyszny, jutro wrzucę zdjęcia.
tego, co zjadłam do końca dnia komentować już nie będę, bo szkoda zachodu.
od wtorku będę się martwić :D

18 kwietnia 2014 , Komentarze (8)

No i mamy już prawie Święta. 
W zeszłym roku właśnie w Wielki Piątek moja dieta legła w gruzach.
W tym roku bardzo nie chcę zaprzepaścić tego, co osiągnęłam, bo wiem, że jest całkiem nieźle.

Jednak dzisiejszy dzień szału nie robi.
To był jeden dzień z serii "chodzę caaały dzień głodna i mogę zjeść WSZYSTKO".

Umówiłam się dziś z babcią, bo nie może przyjść w poniedziałek na moje urodziny, więc dziś chciała mi dać prezent. Umówiłyśmy się na mieście, po czym jak przyszłam okazało się, że babcia jest już w McDonaldsie i coś zamówiła.
Zamówiła po dużej białej kawie i (niestety po ciastku). Zjadłam je więc, no bo cóż miałam zrobić, miałam sezonowe z malinami i budyniem, smaczne. Ale kawa + ciastko = 380 kalorii.

Potem byłam umówiona z K. w końcu na te lody tradycyjne. Już nie chciałam sobie ich odmawiać, bo mieliśmy na nie iść już chyba od dwóch tygodni. Zjadłam więc dwie gałki - nutellową (mistrzostwo świata!) i śmietankową w takim dużym wafelku = jakieś 400 kalorii. Lody przepyszne, czuć, że bez konserwantów i spulchniaczy, no po prostu MNIAM.

Pozostałe menu:

Śniadanie:
owsianka z kostką gorzkiej czekolady i kiwi na mleku 2%
+ kawa zbożowa Anatol o smaku waniliowym z mlekiem
Około: 340 kalorii

II śniadanie:
jogurt typu greckiego 0% z truskawkami, kawałek banana
+ garść pistacji (około 12g) i kosteczka gorzkiej
Około: 275 kalorii

Obiad:
dwa jajka sadzone na odrobince masła, puree (z odrobiną masła i mleka) z 3 małych ziemniaczków z koperkiem + 2 ogórki kiszone
Około: 290 kalorii

ŁĄCZNIE: jakieś 1700 kalorii myślę

No nie ma tragedii, ale dobre menu to to nie jest.
"Za karę" dziś już bez kolacji, bo po lodach czułam się strasznie pełna.
Teraz (po 21) zgłodniałam, ale już nie jem, tylko zielona herbata.

Wczorajszy dzień pod względem jedzenia ok - około 1300 kalorii.
W pracy nie podjadam (bo nie mam jak i co), więc jest w porządku.

Dziś nie poćwiczyłam, bo nie miałam kiedy (i generalnie nie chciało mi się trochę muszę przyznać). Ale do miasta szłam pieszo i potem z K. na lody i potem po lodach do siebie do domu też piechotą, więc zrobiłam ponad 5km, zawsze coś.

Ogólnie jestem przerażona tymi Świętami, bo nie chcę przytyć, a wiem, że z ciastami nie wygram. Na moje urodziny na poniedziałek będą muffinki z konfiturą + sernik na herbatnikach z polewą czekoladową. Postaram się resztę, która zostanie porozdawać innym, aby nie dojadać po Świętach. Dziś już oddałam K. bombonierkę, którą dostałam od babci, jemu nie zaszkodzi, więc niech je :D

Wszystko co się da - będę odchudzać. Np śledzie jutro robię w jogurcie naturalnym 1% dla mnie, a dla mamy w śmietanie. Tak samo z mizerią na drugi dzień Świąt - dla mnie w jogurcie. Swojego schabowego obtoczę w otrębach, a nie bułce tartej.
W pierwszy dzień Świąt mam indyka - zjem pierś, bo uwielbiam, więc w porządku.
Tylko te ciasta...
Koniecznie w niedzielę na spacer! Ma być ładna pogoda. Może nie będzie tak źle.

Pomierzyłam resztę spodenek na lato - WSZYSTKIE, totalnie wszystkie są mi za duże, spadają mi i jestem w stanie zdjąć je bez rozpinania.
Muszę iść na zakupy, ale znając życie - kupię mniejsze i do końca lata będą mi za małe, bo tu lody, tu piwko i pewnie tak poleci...

W przyszłą niedzielę będzie mega cheat - mecz + świętowanie moich urodzin.
Będzie alkohol (pewnie dużo :p), pewnie jakieś żarcie z grilla albo jakaś inna śmieciówka. Ale nie piłam tak długo, że chyba mi wolno w ramach urodzin.

No nic, koniec tych smętnych wywodów.
Życzę Wam wszystkim zdrowych i wesołych Świąt.
I dietetycznych! :D
Nie objadajcie się za bardzo, żeby potem nie żałować,
pamiętajmy, że wszystko jest dla ludzi, ale w umiarze!

16 kwietnia 2014 , Komentarze (21)

Nie pisałam wczoraj, bo zwyczajnie nie miałam kiedy ;)
Zamykałam wczoraj sama sklep, chyba zrobiłam wszystko ok, bo nikt do mnie nie dzwonił rano, że katastrofa czy coś. Przyjechał po mnie K., poszliśmy jeszcze do Carrefoura na zakupy, a potem do niego. Tam zjadłam 3 (albo 4) - [150 lub 200 kalorii] ciasteczka Oreo i dwie kromki chleba mieszanego (mąka pszenna i graham) - [140 kalorii] z dwoma plasterkami sera żółtego i z odrobiną serka do smarowania z ziołami - [jakieś 160 kalorii.]

Więc władowałam w siebie jakieś 500 kalorii na noc, bo było późno. No trudno.
Bilans wyszedł jakoś około 1700 kalorii, więc bez tragedii.


Dzisiaj natomiast miałam na 8:30 na uczelnię, więc od 7:00 jestem już na nogach. Wróciłam około 11 i od razu poszłam na siłownię. Chciałam porządnie pobiegać. No i udało się! Pobiłam swój dotychczasowy rekord 6km.
Dzisiaj przebiegłam 7km bez żadnej przerwy
Czas: 51 minut. 

Zdjęcie zrobione po "cool down", dlatego dystans i czas dłuższe.

Zrobiłam też małą rozgrzewkę na rowerku - 5km w 10 minut.

Na siłowni też się zważyłam. Moje ostatnie ważenie było 31 marca, więc trochę czasu już minęło. To, co ujrzałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania:

50,3 kg! Ostatnio było 53,1 :D
Gdyby nie to, że zbliżają się święta i urodziny mogłabym powiedzieć, że osiągnęłam już prawie założony cel, a tak to wiem, że będę musiała nieźle się postarać aby tę wagę utrzymać.

Z racji tego, że byłam sama w szatni mogłam zrobić parę fotek :p
Niestety oświetlenie jest dość słabe, więc jakość nie powala.

DZISIEJSZE MENU:

1. Śniadanie - 07:30:
owsianka z kostką gorzkiej czekolady na mleku 2%
+ pół kawy zbożowej z mlekiem 2% (nie miałam czasu dopić)
Około: 310 kalorii

2. Po siłowni - 13:00:
serek Tutti 0% owoce leśne + banan
Około: 200 kalorii

3. Obiad - 16:00:
125g wędzonego łososia z piekarnika, mrożone brokuły
+ 2 pieczone ziemniaczki
Około: 440 kalorii

4. W międzyczasie - 18:00:
kawa zbożowa Anatol o smaku waniliowym z mlekiem 2%
+ 20 sztuk pistacji (około 12g)
Około: 90 kalorii

5. Kolacja - 20:00:
dwa jajka (na miękko lub omlet), dwie kromki ciemnego chleba ze słonecznikiem
+ 3 cieniutkie plasterki schabu bez konserwantów
Około: 350 kalorii

OGÓLNIE: około 1400 kalorii

EDIT: No i właśnie przypomniało mi się jak PYSZNE są pistacje :(
Zjadłam garstkę i na razie więcej nie zamierzam, ale chyba popełniłam błąd otwierając całą 400g paczkę.
I byłam w sklepie przed chwilą i znów przeżywałam wewnętrzną walkę z ciastkami i batonikami. Wygrałam! :D Ale prawie pokonały mnie nowe lody Big Milk w kubełku z ciasteczkami. Nie wzięłam, ale czuję, że w najbliższym czasie i tak będą moje :p

Jutro znów do pracy. Od 13:00 do 21:30, bo przyjmuję dostawę. Mam nadzieję, że K. będzie mógł po mnie przyjechać, bo jak nie to będę musiała prosić kuzyna. Zanim dojdę na autobus i dojadę nim do domu to mnie już późna noc zastanie. Muszę przygotować na jutro też jedzenie na cały dzień do pojemników. BŁAGAM O POMYSŁY :D
Wczoraj miałam kurczaka z makaronem razowym i jak nic nie wymyślę odkrywczego, to jutro obiad będzie podobny.
Potem do pracy dopiero po świętach, 24.04 w urodziny :(

Dzisiaj muszę pomalować paznokcie, bo już trochę wołają o pomstę do nieba, a potem odpoczywam, oglądam mało ambitne rzeczy w TV, a wieczorem czytam książkę. O, taki jest plan :D


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.