Wkurzyłam się na siebie ! Zamiast iść biegać, ćwiczyć, ja dalej jem... jeden dzień idealny, następny obżarstwo. Kolejny idealny, a następny znowu.
Ok, tragizmu nie ma, ale na razie odstawiam dietę na bok, nie mam dużo do stracenia (kg) więc do maja się wyrobię. Przynajmniej do 14 lutego. 12 to tłusty czwartek i nie mam zamiaru gapić się na obżerające się pączkami osoby w otoczeniu, mama ma upiec faworki, tata zawsze kupuje po 20 pączków, więc nie ma bata - zjem nawet 5 ! Trudno, dupa urośnie, ale pózniej trzeba będzie ją spiąć - do wakacji kupa czasu. A 14 walentynki, idziemy na Greya, może jakaś kolacja przed, i nie mam też zamiaru siedzieć w kinie po chudej kolacji (mleczko z łyzką platkow owsianych) i skupić się na tym żeby ściskac brzuch żeby nie burczał i żeby nie ssało. I z seansu nici, bo to krępuje.
A plan mam później taki - biegać i tak zamierzam, kiedy tylko mi czas pozwoli (dni "nieEmpiku"), np dziś idę (i tak już się ojadłam krówek), i w środę. Kupiłam nowe butki i są extra. W marcu mam zamiar schudnąć jakieś 4 kg. W kwietniu ok. 3/3,5 kg. Tak żeby do maja zobaczyć na wadze 55/56 kg.
WIEM ŻE U MNIE TO BEDZIE PRAWIE NIEDOWAGA! Ale taki mam plan i już jest zatwierdzony, potwierdzony, przemyślany itp itd przeze mnie i tylko mnie.
Chcę tyle ważyć i zmieścić się we WSZYSTKIE ciuchy jakie mi się spodobają.
Mam dziś okropny humor bo @ no i pogoda okropna, sprawy sercowe też nie najlepiej bo tyle tego się nazbierało, jeden pisze, drugi pisze, do trzeciego jade w odwiedziny do Anglii w marcu, Łukasz niby sie stara ale to juz nie to samo, chyba sie wypaliło (u mnie) przez tą kłotnię i jego chore słowa, nie wiem nie wiem co robic, wszystko zwala się na jedzenie, raz chcę rzucić to i jeść ale zaraz przychodzi otrzezwienie, bo przeciez kupilam fajowskie spodnie i musze je wcisnąc.
Wybaczcie za taki pyskaty wpis, ale chcialam się gdzieś wyżyć, "przelać" literki na ekran, postukac w nerwach w klawiaturę i mi lepiej :) Także, do MAJA ! <3 I powodzenia dla Was kobietki w dązeniu do ukochanej liczby na wadze :)