Jeśli nie jestem w pracy, to jestem na uczelni. I tak w kółko.
W czwartek (urodziny) pracowałam do 21, wczoraj do 18 i dziś znów do 21.
Na szczęście do 05.05 mam wolne, ale nie chcę myśleć o maju, bo od 5.05 mam 4 dni wolne. Takie wolne całkowicie, bez uczelni i bez pracy. Nie wiem jak to ogarnę, nie wiem jak ogarnę sesję, pracę magisterską (choć to akurat i tak na wrzesień) no i jak ogarnę ćwiczenia...
Ogólnie chyba przytyłam. Widzę po brzuchu, ciągle jakiś taki duży.
Mam jeszcze nadzieję, że to woda.
Jeśli chodzi o jedzenie to jest różnie.
W urodziny z niedozwolonych rzeczy zjadłam tylko muffinkę czekoladową z wiśniami (pyszna była, ale kalorii chyba ponad 500), resztę dnia jadłam grzecznie, a nawet bardzo.
Wczoraj zjadłam kebaba na pół z mamą, bo wracałyśmy o tej samej godzinie, nie było obiadu i padło na kebaba. Nie jadłam go jeszcze w tym roku, więc się tym usprawiedliwiam, że nie zdarza się to często. No, ale zjadłam jeszcze Kinder Bueno i dwie mini czekoladki Milki z prezentu.
Dziś natomiast w sumie grzecznie, oprócz pszennej półbagietki z Biedronki do śniadania, jednego migdała w czekoladzie (bardzo grubej warstwie czekolady) i batonika musli z orzechami od koleżanki w pracy. Więc nie najgorzej, ale bilans i tak koło 1700 kcal.
Jutro mecz, rozpoczęcie sezonu. Na pewno będzie alkohol.
Jednak do tej 17:00 zamierzam przynajmniej jeść normalnie. Postaram się pójść pobiegać, ale nie wiem co z tego wyjdzie, bo jestem padnięta i pewnie będę spać w nieskończoność.
Martwi mnie to wszystko. To, że na pewno mam kg na plusie. To, że niezbyt mam kiedy ćwiczyć. To, że niedługo majówka, a to nie sprzyja powrotom na dobrą drogę.
Muszę jakoś na to wszystko znaleźć radę. I przede wszystkim nie dawać się skusić w pracy na McDonalds'a, a z tego co widzę, to wszyscy nagminnie się tam żywią. Na razie się nie skusiłam, a to już coś. Wywalę tylko słodycze i zredukuję węgle i powinno znów być okej. Zrobiło mi się smutno, że męczę się od końca stycznia, a teraz, jak już zbliża się sezon bikini to znów nie wyglądam dobrze...
Swoją drogą kupiłam ostatnio górę od stroju, ale chwilowo, przez brzuch nie czuję się w niej dobrze. Aczkolwiek myślę czy dokupić majtki w tym samym wzorze, czy może czarne/granatowe? Góra jest taka:
Tymczasem uciekam spać, bo jest 22:35, jestem głodna, do domu weszłam 45 minut temu, a o tej godzinie jeść już nie chcę, skoro i tak zaraz pójdę spać.
Obyśmy jutro wygrali!
Ancur90
28 kwietnia 2014, 13:12Ładna ta góra od stroju, też mam ostatnio fazę na stroje :) Kochana zastanów się trochę, czy aby nie przesadzasz... Masz świetną figurę, jesteś szczupła, tak, SZCZUPŁA :) żyj a nie licz każdego migdała bo zwariujesz.
kawomania
27 kwietnia 2014, 21:03Oj może tylko Ci się wydaje, że przytyłaś. :) A strój super, ja bym postawiła na granatowe majteczki. :)