Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 128013
Komentarzy: 2269
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 13 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 72.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 lutego 2014 , Skomentuj

Gdy ostatnio okazało się, że skrupulatne podliczanie B/T/W przerasta mnie w praktyce, postanowiłam zagłębić się ponownie w kwestie "zwykłego" zdrowego odżywiania się.

W związku z tym, że do biblioteki było mi jakoś nie po drodze, utknęłam na necie, a konkretnie rzecz biorąc na blogach (tych fit i prozdrowotnych). Początkowe pierwsze wrażenie w większości bardzo pozytywne. Widać, że autor/ka odwiedzanego przeze mnie bloga "teoretycznie wie co robi", powołuje się na ogólnodostępną literaturę, ale nagle wyskakuje jakiś kwiatek, gdzie zaczynałam się zastanawiać: "czemu, ach czemu?!". Wszystko pięknie ładnie i nagle "coś". 
Zauważyłam, że "te kwiatki" zdarzają się głównie u osób, które mają problem z wagą. Blogi, w których nie porusza się kwestii zrzucania balastu są rozsądniejsze. Jednak jeśli takiego bloga prowadzi osoba odchudzająca się, możemy spotkać poplątanie wiedzy z dobrymi chęciami. A jak wszyscy wiemy, dobrymi chęciami... itp. itd. 

Najczęstsze "cosie", które rozkładały mnie na łopatki:

- blog dziewczyny, która bardzo ładnie i rozsądnie przeprowadziła swoje odchudzanie. Jednak przy publikowaniu swoich jadłospisów zapomniała wspomnieć, że jej menu nie jest uniwersalne, że nie każdy może zaczynać swoja dietę od takiego progu kalorycznego. Było rzucone magiczne stwierdzenie "dieta 1500 kcal" i większości odwiedzających blog osób, może pomyśleć, że jest to jakaś niezmienna norma. A dobrze wiemy, że tak nie jest.... Nie widziałabym problemu, gdyby pojawiły się ogólne wytyczne co do komponowania posiłków, ale jeśli ktoś zamieszcza szczegółowy jadłospis z podliczonymi kaloriami, to niech też wyjaśni, dlaczego te kalorie są dobrane tak, a nie inaczej...

- niejedzenie kolacji. I znowu, bardzo ładnie zbilansowane posiłki, i pada stwierdzenie, że "od lat nie jem po 17/18. Jedynym zauważalnym efektem jest to, że czasem chodzę głodna spać". Komentarz chyba jest zbędny, prawda?

- oczyszczanie organizmu. Rozumiem potrzebę pozbycia się zalegających treści jelitowych (tu można nieco się dokształcić i faktycznie ulżyć ciałku). Jednak takie codzienne "usuwanie toksyn" jest co najmniej dziwną praktyką, ponieważ organizm oczyszcza się sam. 
Możemy mu pomóc nie ładując w siebie przetworzonego syfu, ale dobudowywać ideologię do wody z cytryną, octu, czy jakiś "specjalnych koktajli" - na prawdę, nie widzę sensu.

-"Na śniadanie wypijam świeżo wyciśnięty sok. Syci mnie do południa". 
Sok? Świetny pomysł! Tylko dlaczego sam??!
A potem oczywiście widzimy jakiś długi wywód na temat najczęstszych błędów popełnianych w odżywianiu się.

- ucinanie kalorii, przy aktywności fizycznej. I znowu wszystko zależy od różnych czynników, ale wydaje mi się, że najlepszą radą, dla osoby, która postanowiła "doprowadzić się do porządku" będzie zachęcenie do początkowego ograniczenia, a ostatecznie do wywalenia wysoko przetworzonej żywności i rozpoczęcia systematycznej aktywności. 
A nie od razu "musisz zrezygnować, z tego, tego i tamtego i ćwicz dopóki nie dostaniesz palpitacji serca". 
Zmiana wszystkich nawyków naraz rokuje szybką porażkę! No niestety, taka prawda.

- produkty typu light lub 0% i argumentacja, że jak mocno przyciśnie chęć na słodkie to można...
Nie, nie i jeszcze raz nie! Nie można!! 
Jak przyciśnie chęć na słodkie możemy wypić kakao osłodzone miodem, zaopatrzyć się w gorzką czekoladę, zjeść sałatkę, owocową, zrobić kisiel lub upiec ciasteczka owsiane z bakaliami. Opcji jest mnóstwo!

- Rzecz, która denerwuje mnie najbardziej. Dlaczego ktoś, kto obnosi się jako mentor w kwestiach związanych ze zdrowym odżywianiem się, używa w kuchni kostek rosołowych??!! Gotowych sosów z torebki, jakiś dziwnych "kucharków"??? No dlaczego?! 
Jest to syf, nad syfy. "Gotowe przyprawy" zostały przebadane w każdym kierunku, wyniki tych badań są jednoznaczne, a jedyny wniosek, który się nasuwa to - NIE JEŚĆ!!
Tym bardziej, że taką "kostkę" można bardzo łatwo zastąpić....
No fakt, danie będzie się robiło pół godziny dłużej...


Mam jeszcze więcej do powiedzenia na ten temat, ale widzę, że zrobiła mi się straszna epopeja.
Może dodam jeszcze tylko to, że wychwycenie tych wszystkich "niedociągnięć" zajęło mi ponad rok. Gdybym swoją drogę z odchudzaniem rozpoczęła od zagłębienia się w zdrowe odżywianie, a nie szukanie i wypróbowywanie kolejnych "popularnych diet" już dawno byłabym laska Jestem tego bardziej niż pewna.


23 lutego 2014 , Komentarze (4)

I kiszka! Jestem strasznie zła na siebie 

Jedyne co, to nie odpuściłam ćwiczeń. Bez jakiegoś większego entuzjazmu, ale lecę z rozpiską.

A cała reszta? 

Jedna wielka porażka.

Odpuściłam masowanie rozstępów. Produktów potrzebnych do tego mam nakupionych na zapas... leżą i zaczynają się kurzyć 
Nie pamiętam kiedy ostatni raz robiłam maseczkę na buźkę 

A jedzonko? 
Makaron rządzi  A już myślałam, że mam to pod kontrolą...
Jadam o dziwnych porach, strasznie nieregularnie...
I raczej monotonnie.. 
Warzyw tyle co kot napłakał....
Było trochę alkoholu... 

W efekcie wymiary stoją....

Nie ma szans żebym w 3 tygodnie zrzuciła 7 centymetrów z brzucha....

I wszystko moja wina... Bo się nie mogę odessać węglowodanów. Ograniczanie nie wyszło. Czy muszę je zupełnie wyeliminować, żeby odzyskać kontrolę??  
Mądre to to nie jest 
Tylko, czy mądre jest nakładanie sobie podwójnej porcji "niby przypadkiem"? 


Jestem jedną wielką makaronową porażką... 

EDIT:
Dziewczyny, makaron wcinam durum - jest smaczniejszy  Problemem jest to, że potrafię się nim nawtykać pod nos i nie mam dosyć... Niektórzy mają tak ze słodyczami, ja z "kluchami"...

17 lutego 2014 , Komentarze (4)

Wczoraj wyleźliśmy na spacerek i w rezultacie szlajaliśmy się przez prawie 6 godzin  Nóżki i bioderka bolały, ale:
- w końcu spałam jak dziecko. Po prawdzie to nawet nie bardzo pamiętam jak się kładłam, pewnie zasnęłam zanim zdążyłam zamknąć oczy  A dzisiaj czuję się bosko! Nareszcie wyspana, nie dogorywałam w łóżku do południa, no co tu dużo mówić - jeśli komuś zdarzyło się mieć problem z zasypianiem przez caluśki tydzień to pewnie wie, jak się człowiek czuje po takiej pierwszej pełnoprawnej nocy 
- efektem ubocznym spaceru był zakup kiełkownicy. Długo się na nią czaiłam, ale zawsze było nie po drodze i w ogóle. A teraz mam dylemat - niby kełkownica ma trzy poziomy, a ja nie wiem co najpierw wysiać. Za dużo mi się chce wszystkiego 

A dzisiaj kupiłam hantle w Biedronce. Śmiałam się, że ciut skoro świt stałam przed drzwiami sklepu, ale tak strasznie mi zależało na tym zakupie... No i kupiłam  Nie wiem ilu by się znalazło amatorów na hantle 10 kg, ale wolałam nie kusić losu...  Wystawionych było jakiś 10 zestawów, z czego 2 są już moje 
Początkowo chcieliśmy kupić hantle po 20 kg, ale stwierdziliśmy, że skoro pojawia się taka fajna okazja (również cenowo, nie ma co ukrywać) to weźmiemy te, a dodatkowe obciążniki zawsze przecież można dokupić 

Siedzę i uśmiecham się sama do siebie  Fajno mi tak jakoś 

15 lutego 2014 , Komentarze (3)

Od kilku dni mam problem z zasypianiem  Kładę się masakrycznie zmęczona i nic! Muszę swoje przemęczyć.... A jeszcze Mój miał w tym czasie wolne, więc mnie nie budził rano. W efekcie zwlekałam się o 11... Późne śniadanie, późne ćwiczenia... tak właściwie ogarniałam się dopiero w okolicach godziny 15 
Dzisiaj wstałam z budzikiem po 7, czuję się trochę jak zombie...
Mam nadzieję, że jak dzisiaj wymęczę się tak do granic możliwości, to w końcu zasnę normalnie...

Ćwiczę grzecznie, zgodnie z rozpiską.... Zastanawiam się nad założeniem grupy wsparcia dla osób, które nienawidzą ćwiczyć  Początkowo nie zastanawiałam się nawet, czy mi się chce... Wiadomo, że nie, więc nawet nie dopuszczałam tego pytania do myśli. Przebierałam się i robiłam swoje. Kiedy ta metoda zaczynała zawodzić, przypominałam sobie wszystkie złośliwości, które słyszałam na temat mojego zapału, odchudzania itp.... ale też jakoś przestaje działać... Potrzebuję kogoś, kto mnie będzie pilnował. Ktoś,co porządnie opieprzy, jak zacznę marudzić, że mi się nie chce....

11 lutego 2014 , Komentarze (3)

Po tygodniowej przerwie, powrót do ćwiczeń okazał się być bardziej niż ciężki...
Zero chęci, zero entuzjazmu....
Czemu aż tak bardzo nie lubię ćwiczyć??
Jednak założone treningi wykonałam, wczoraj baaaardzo lelawo, dziś nieco żwawiej.

Co do jedzonka.
Kombinowałam, czytałam i liczyłam... W między czasie przeklinałam Opatrzność, że stworzyła mnie humanistką. No, ale poradziłam sobie - udało mi się wyliczyć zapotrzebowanie na Białka, Tłuszcze i Węglowodany...
I co z tego?
Popatrzyłam na przykładowy jadłospis (stworzony przez siebie) i trochę mnie zemdliło. Nie jestem w stanie zjeść tyle porcji białka co teoretycznie powinnam... Nie jestem też w stanie wmusić sobie podwieczorku (nawet, jeśli miałaby to być lekka sałatka)...
Myślałam o MM, ale nie wszystkie założenia udało mi się wcześniej wprowadzić do dnia codziennego. Bardziej niż prawdopodobne jest to, że tym razem też się nie uda... A korzystać z jednej wytycznej olewając cały koncept to nie ma co się ośmieszać.

Nazbierało mi się kilka rzeczy "nie do przeskoczenia"

Co nie znaczy, że olewam "dietę", ale spróbuję działać bardziej pod siebie, bardziej po swojemu. Pociągnę tak akcje "do wiosny". Może samo to, że ruszyłam cztery litery wystarczy?
Bo prawda jest taka, że nie przytyłam przez żadne słodycze, fast foody, czy inne takie, tylko przez KOMPLETNY BRAK RUCHU.
I chyba w końcu dojrzałam do tego, żeby to zmienić... 


7 lutego 2014 , Komentarze (4)


Nie bardzo wiem, co zrobić ze swoimi "treningami"... To ciągle są ćwiczenia dla "początkujących", bardziej na rozhulanie kondycji, niż porządne "spocenie materiału".
Jest to:
- rozgrzewka,
- ćwiczenia z hantlami,
- przysiady,
- twister,
(całość zajmuje mi ok 30 - 40 min.)
- rowerek stacjonarny - 45 min
- rozciąganie.

Jak powinnam rozłożyć te ćwiczenia na przestrzeni tygodnia?
Dwa dni ćwiczeń, dwa dni przerwy? Co proponujecie?
Czy widzicie jakieś przeciwwskazania do codziennych ćwiczeń na rowerku? A może od niego też powinnam robić jakieś przerwy?
Wszelkie sugestie mile widziane

Ułożyłam sobie menu na najbliższy tydzień. Mam nadzieję, że uda mi się "trzymać rozpiski" i nie popłynę z makaronem

6 lutego 2014 , Komentarze (1)

Już się czuję nieco żywsza

Sporo czasu spędzam na porządkowaniu swojej wiedzy na temat zdrowego odżywiania i komponowania zbilansowanych posiłków.
Niby takie proste, a zarazem takie trudne....

Jakby nie patrzeć straciłam już tydzień, a odliczanie do wiosny trwa....

Strategia niemalże dopięta na ostatni guzik. Teraz tylko trzeba wcielić ją w życie i pilnować

5 lutego 2014 , Komentarze (3)

Nie było piwa - nie ma kaca

Dzisiaj i jutro odpuszczam ćwiczenia z premedytacją. Nie ma sensu wmawiać sobie, że mam na nie siłę. Przeczekam końcówkę kataru, przestanę krwawić i dopiero wtedy wrócę do swoich wygibasów

Wczoraj wieczorem znalazłam stary kalendarz z czasów mojego pierwszego przytycia. Według zapisków ważyłam wtedy niecałe 60 kilogramów,  a w obwodzie brzucha miałam jakieś 90 centymetrów. Jak sobie przypomnę, jak bardzo się sobie wtedy nie podobałam... Jaki to był szok i przykrość....
A teraz jest mnie znacznie więcej.... To jak teraz muszę wyglądać??
Wtedy zrzuciłam tą wagę bardzo szybko (przeprowadzka, nowa praca, mało jedzenia, stres, stres i stres...) Teraz jest to znacznie większe wyzwanie....

Jedzonko:
- 2 jajka na twardo w sosie majonezowo- musztardowym, 2 kanapki z polędwicą
- indyk z "mieszanką chińską" (przyprawiony na ostro z dodatkiem imbiru i cynamonu) + ryż
- warzywa na patelnię (jeszcze nie wiem z jakim sosikiem....)

4 lutego 2014 , Komentarze (1)

"Próbowałam" dzisiaj poćwiczyć. Biorąc pod uwagę wczorajszą akcję z rowerkiem stwierdziłam, że żadne spływające gluty mi nie straszne 
Jakże się myliłam....
Z hantlami poszło nawet, nawet (i tak co serię robię przerwę, żeby pomachać łapkami, więc mogłam w tym czasie opróżniać nosek)
Przysiady były sporym koszmarkiem. Musiałam często przerywać. I tak cud, że zrobiłam ich 60.
Twister? Nie ma mowy... nie dało się zupełnie. Przepustowość mojego nosa osiągnęła apogeum.
Na rowerek siadałam spokojna, bo wczorajsza konstrukcja (pudełko chusteczek przyklejonych taśmą do kierownicy) okazała się być bardzo stabilna i praktyczna. Zaczęłam pedałować i co? Na to odezwała się szanowna macica, fundując mi taki skurcz, jakiego daaaawno nie miałam. Znieruchomiałam, starałam się przeczekać i zacząć znów oddychać. Dobra, przeszło. Pedałuje dalej. I co? Powtórka z rozrywki. Po 20 minutach takiej jazdy mieszanej stwierdziłam, że nie ma sensu. Oczywiście po tym jak się umyłam i zasiadłam z herbatką przed kompem, macica zaprzestała sadystycznych zabiegów....

No, ale niech mi ktoś spróbuje zarzucić, że nie próbowałam! 

Pielęgnacja ciałka ze względu na problemy techniczne leży i kwiczy.

Jedzonko:
- jajecznica (2 jajka+kromka chleba),
- sałatka (makaron, tuńczyk, kukurydza, ananas, por, majonez)
- kotlety sojowe (namoczone w curry) z warzywami na patelnię + surówka z kiszonej kapusty
- 3 kanapki z twarożkiem i rzodkiewką

I nie wiem, czy dobrze wyczułam intencje małżonka co do spędzenia późnego wieczorka. Mówił, że posiedzi dzisiaj w pracy do oporu, to jutro zrobi sobie wolne. I teraz na dwoje babka wróżyła: albo zwyczajnie wróci bardzo późno i moje podejrzenia są błędne, albo wróci bardzo późno razem z piwem....A ja mężowi nie odmawiam 

Oooooo, chyba sobie odpowiedziałam na pytanie z tematu.
Co może być gorszego od kataru i okresu??
Ano katar, okres i.... kac!!

No, zobaczymy co się jutro będzie działo....

3 lutego 2014 , Komentarze (5)

Mówi się, że nie odchudzamy się dla innych, tylko dla siebie. I prawda, zawsze lepiej być bardziej sprawnym fizycznie niż mniej. Zdrowe ciało to podstawa podstaw, a nadwaga zdrowiu nie służy.... Ale! Jak słyszę złośliwe i lekko drwiące komentarze w stylu: "ale jak to zaczęłaś ćwiczyć? Żartujesz!!", "Pewnie zaraz Ci przejdzie", "Nie wierzę, że wytrzymasz choćby 2 miesiące", "To na jakiej jesteś znowu diecie?", "Co, nie jesz parówek?...o wybacz nie chciałam Cię rozdrażnić przecież się odchudzasz i zdrowo się odżywiasz"..... 
Kurna, noooo!!!

I doszłam do głupiego wniosku, że ja mi jeszcze pokażę. Odchudzanie się dla siebie, dla własnego zdrowia i samopoczucia, zeszło jakoś na dalszy plan.
Pojawiły się myśli, o chęci zaimponowania, pokazania na co mnie stać. Nie jestem przecież słabeuszem!! Mogę wypracować świetną sylwetkę, przeszkadza mi w tym jedynie lenistwo, które skutecznie zaczęłam zwalczać.
Poradzę sobie!
Na pewno się uda!!!
A ci wszyscy "bliscy" mi komentatorzy będą zbierać szczenę z podłogi!
O!!!

***

Ciągle smarkam, ale już nie tak intensywnie... 
Pojeździłam na rowerku 40 minut. Widok to musiał być przedni... W związku z brakiem miejsca na chusteczki pod ręką, przykleiłam pudełko taśmą do kierownicy  I tak pedałowałam sobie, co jakiś czas opróżniając nosek i rzucając chusteczki na podłogę.... Dobrze, że nie miałam widowni!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.