Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 148186
Komentarzy: 2466
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 22 marca 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 72.10 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 marca 2014 , Komentarze (6)

Przez ostatni tydzień leniłam się z mężem ;)Trochę zluzowałam z ćwiczeniami na ten czas, ale to nic. Nie boję się, że po przerwie nie wrócę do tej średnio przyjemnej aktywności :D Wrócę, jak uporam się z opuchniętym ramieniem, ale to inna historia...

Centymetry z brzuszyska ładnie spadają. Powolutku, ale spadają :)

Niestety coraz bardziej dręczą mnie rozstępy na moich nóżkach. Tak je oglądam i już wiem, że będzie wewnętrzna wojna - wyjdę na miasto w szortach, czy nie? Masaże z olejkami średnio pomogły. Niby mogę sobie tłumaczyć, że skóra jest jędrniejsza i pewnie będzie mniej zwracała na siebie uwagę, niż rozdygotana galareta z cellulitem, ale... Tych fioletowych krech nie da się przeoczyć. Nie sądzę żebym czuła się dobrze mając świadomość, że ktoś będzie się gapił. Całkiem możliwe, że będzie to sezon na długie spódnice i lniane spodnie...

I stała się rzecz straszna - musiałam wyrzucić zioła ;(Wszystkie pięknie wykiełkowały, zaczęły żwawo rosnąć i... ziemia spleśniała :| Pewnie przytargałam to ze sklepu, razem z ziemią. Nie ma opcji żebym przelała roślinki, to nie było to... Nie wyobrażacie sobie co czułam opróżniając doniczkę za doniczką nad koszem....(szloch)

Szukam teraz jakiego małego sklepu ogrodniczego. Już nigdy więcej nie kupię ziemi w markecie budowlanym!

To tyle u mnie. Na razie nie ćwiczę, jem grzecznie i opłakuję zioła. 

Idę nadrabiać Wasze pamiętniki ;)

16 marca 2014 , Komentarze (4)

Ja nie chcę!!(szloch) Za jakie grzechy?

Jeszcze dobrze pamiętam ten lutowy, nie potrzebuję kolejnego...

Pewnie wyłażą te moje spacery, co się głupio krępowałam rozebrać do bluzki, bo przecież wszyscy w kurtkach i "pewnie będą się gapić". No to mam.... Od rana kicham i nadużywam chusteczek... Zaraz zaparzę sobie imbir z goździkami, może zdołam draństwo przepędzić zanim się rozgości na dobre...

14 marca 2014 , Komentarze (6)

Zdarza Wam się mieć fazę na jedno danie? 

Ja już od tygodnia wcinam codziennie omlet na słodko i nie mogę się odjeść ;D

***

Dzisiaj coś mi się ćwiczyło bez entuzjazmu... W ogóle jakaś osłabiona jestem. Coś jakby przesilenie..?(możliwe?) bo nie chorobowo słabo, a zwyczajnie słabo...

***

Pogoda ciągle wspaniała, aż trudno uwierzyć, że to jeszcze marzec :) Chciałoby się wybrać gdzieś na tripa :)

***

Nie mam co pisać. Ostatnio jestem zatrważająco regularna i grzeczna. Nic, tylko czekać na spadki ;D

11 marca 2014 , Komentarze (3)

Założenia akcji "do wiosny" padły* już dawno, tylko jakoś nie mogłam się do tego przyznać. Tzn. padły pod względem technicznym, praktycznie jest dobrze ;) Ćwiczę i staram się być grzeczna ;)

Natomiast mój "prozdorowtny świr", zaczyna mnie nieco przerażać... Oto co się zmieniło u mnie w ciągu miesiąca:

- kiełki - ich hodowle mam już obcykaną ;) tyle co się naczytałam o odróżnianiu pleśni od włókienek to moje :D

- ziółka posiane w zeszłym tygodniu zaczynają kiełkować ;) Przyznam szczerze, że nie bardzo wiem czego się spodziewać po takiej doniczkowej hodowli... zobaczymy, jak się rozbujają.

- naprodukowałam domowych kostek rosołowych i pomroziłam (nareszcie!)

- włosy:

- maseczka z lnu - bardzo przyjemniutka, będę powtarzać ;)

- peeling z kawy - równie przyjemny, ale znacznie bardziej denerwujący..miałam problem z wypłukaniem ziarenek :/ ale ładnie przetrzebił łupież, nie podrażniając przy tym skóry... hmm... Czynność raczej powtórzę ;)

- odstawiłam szampon (ostatnia deska ratunku dla mojej skóry głowy - walczę z łupieżem i przetłuszczaniem - wszystkie inne ewentualne przyczyny tych problemów zostały wyeliminowane, zatem stawiam na detergenty nawet tych "łagodnych" środków myjących...) Z różnych opcji "no poo" wybrałam mycie włosów odżywką z mąką ziemniaczaną. Wczoraj zastosowałam miksturkę po raz pierwszy :) Włosy bardzo ładnie się domyły, a dzisiaj rano miałam standardowy tłuszczyk, tak jak po szamponie. Niektórym już po 3 tygodniach reguluje się wydzielanie sebum... Rety, jakbym nie musiała myć włosów codziennie.... to bym znowu mogła je zapuścić! :) Za dzieciaka miałam kłaki do kolan... ;D

Przymierzam się do:

- wypieku nadziewanych bułek (głównie z myślą o małżonku, coby mógł zabrać do pracy coś innego niż kanapki),

- poszukiwań trzypoziomowego garnka do gotowania na parze,

- kupna (lub wycyganienia) od kogoś grzybka tybetańskiego :D

- zrobienia pierwszych zakupów na "zrób sobie krem" lub innych "mazidłach", ale lista zakupów mnie trochę przytłacza ;) Muszę ją jakoś zminimalizować...

- no i buty sportowe... jakoś nie mam weny na szukanie... ;(


To tak w wielkim skrócie :D

* nie umiem/nie lubię/ nie potrafię... przeprowadzać akcji z godziną zero, stawiać sobie deadlinów, skrupulatnie prowadzić dzienniczka internetowego (o dziwo z papierowym nie mam problemów ;P), denerwowało mnie to i frustrowało. Już wiem, że na więcej "odliczanek" się nie skuszę ;)

6 marca 2014 , Komentarze (5)

Nie, zdecydowanie nie mam serca do odliczanek... Jakoś takie skrupulatne notowanie wszystkiego (i to jeszcze w jakże szlachetnej założonej przez siebie samą "akcji do wiosny"...) wcale mi nie pomaga. Nie zawsze mam czas, nie zawsze chęci do pisania w pamiętniku. A gdy tego nie robię, wpędzam się w "głupie" poczucie winy? A czemu głupie? Bo niby sobie coś obiecałam i się z tego nie wywiązuję. Żeby było śmieszniej to nie nawalam w realizacji planu, tylko z jego uwiecznianiem, więc skąd te poczucie winy??

Eh...

Zasiałam ziółka, ciekawe co z tego wyrośnie...

Kiełki też mają się dobrze

Ćwiczenia na plus.
Dietka względnie przyzwoita...
Jest ok

3 marca 2014 , Komentarze (2)

Było trochę alkoholowo, dlatego nie będę się kompromitować wstawiając wczorajsze menu... Do ćwiczeń też się nie zebrałam, no cóż...
Dzisiaj już grzecznie, z powrotem na dobre tory :)

Co do tematu. Kilka dni temu, czekając w kolejce w aptece, moją uwagę zwróciła ulotka oleju lnianego. Chociaż ulotka to złe słowo, to bardziej kilkunastostronicowa broszurka dotycząca roli kwasów OMEGA-3 w prawidłowym funkcjonowaniu organizmu.
Jest też kilka słów o wspomnianej pani doktor, która zaleca wprowadzenie do codziennego menu pasty zrobionej z białego sera i oleju lnianego. Oczywiście obiecując cuda na kiju 
W broszurce można znaleźć jeszcze kilka zaleceń dietetycznych wybranych schorzeń i cudowną bibliografie składającą się z 36 pozycji (przy najbliższej wizycie w bibliotece z pewnością się za nimi rozejrzę). 

Do czego dążę? 
Reklama reklamą. Bardzo estetyczne wykonanie broszurki, oraz przewaga treści nad obrazkami, skłoniły mnie do poszukania informacji o dr. Budwig i jej lnianej diecie.
Krążące po necie jadłospisy i niektóre artykuły nie zachwycają mnie już tak jak broszurka z apteki  Pani doktor jest przedstawiana raczej jako jakiś fenomen i magiczny plaster w walkach z poważnymi chorobami.

Jednak ciągle jestem zaintrygowana ta pastą  Poszperam, poczytam i kto wie? Może zagości w moim jadłospisie na trochę?

2 marca 2014 , Skomentuj

Jedzonko:
- jajecznica z dwóch jajek, kromka chleba,
- kawa z mlekiem,
- 2 kanapki, z pastą jajeczną, polędwicą sopocką, sałatą lodową i kiełkami,
- jabłko,
- wczorajsze klopsiki, tym razem z ryżem,
- szproty w sosie pomidorowym

Aktywność:
- hantle (3 kg), 9 ćwiczeń po 10 powtórzeń, 2 serie,
- twister 20 min,
- rowerek 30 min.

1 marca 2014 , Komentarze (2)

Postanowiłam skrupulatnie dokumentować te ostatnie tygodnie do wiosny, coby później nie mieć do siebie żalu, że znowu odstawiłam fuszerkę.

Z tym, że będzie tu małe przekłamanie  Każdy opisywany dzień, będzie podsumowaniem dnia poprzedniego, a nie planem na aktualny. 

Niby jak człowiek planuje to mu lepiej wychodzi. U mnie jest na odwrót - wiem, że coś mi tam jeszcze zostało w "things to do", a dzieje się coś, co mi realizację ostatniego punkciku udaremnia i jest mi tak strasznie źleeeeee...

Menu:
- "owsianka" (5 łyżek mieszanki płatków owsianych z otrębami, 200 ml jogurtu nat., 5 łyżek owoców mrożonych - porzeczka, wiśnia, malina, truskawka)
kawa z mlekiem
- omlet z dwóch jajek, sałatka z sałaty lodowej, pomidora, oliwek i fety
- klopsiki w sosie pomidorowym z ziemniakami tłuczonymi i fasolką szparagową
- 2 kanapki z krakowską i kiełkami 

Muszę zacząć liczyć wypijaną wodę na szklanki. Wczoraj było jej coś mało...

Aktywność:
spacer (jakieś 3 godzinki) w czasie którego rozwaliłam większość pęcherzy na stopach i mam ranki... zaczyna się  

28 lutego 2014 , Komentarze (1)

Tak, to już całe 4 miesiące od kiedy waga waha mi się w granicach 68 - 70 kg....
Cały styczeń reanimowałam kondycję, żeby wprowadzić regularne treningi. Natomiast luty zaczął się od małego choróbska i był strasznie w kratkę. Czyli coś tam robiłam, ale nie tak, jak sobie założyłam.
Zostały 3 tygodnie do wiosny, czasu w którym założyłam sobie, że zejdę w obwodzie brzucha do setki. 3 tygodnie na zrzucenie 6 centymetrów? Mało realne... A 2?? To już chyba bardziej, nie? 

Działam dalej, wierzę, że i waga, i centymetry zaczną w końcu spadać 

27 lutego 2014 , Skomentuj

Gdy ostatnio okazało się, że skrupulatne podliczanie B/T/W przerasta mnie w praktyce, postanowiłam zagłębić się ponownie w kwestie "zwykłego" zdrowego odżywiania się.

W związku z tym, że do biblioteki było mi jakoś nie po drodze, utknęłam na necie, a konkretnie rzecz biorąc na blogach (tych fit i prozdrowotnych). Początkowe pierwsze wrażenie w większości bardzo pozytywne. Widać, że autor/ka odwiedzanego przeze mnie bloga "teoretycznie wie co robi", powołuje się na ogólnodostępną literaturę, ale nagle wyskakuje jakiś kwiatek, gdzie zaczynałam się zastanawiać: "czemu, ach czemu?!". Wszystko pięknie ładnie i nagle "coś". 
Zauważyłam, że "te kwiatki" zdarzają się głównie u osób, które mają problem z wagą. Blogi, w których nie porusza się kwestii zrzucania balastu są rozsądniejsze. Jednak jeśli takiego bloga prowadzi osoba odchudzająca się, możemy spotkać poplątanie wiedzy z dobrymi chęciami. A jak wszyscy wiemy, dobrymi chęciami... itp. itd. 

Najczęstsze "cosie", które rozkładały mnie na łopatki:

- blog dziewczyny, która bardzo ładnie i rozsądnie przeprowadziła swoje odchudzanie. Jednak przy publikowaniu swoich jadłospisów zapomniała wspomnieć, że jej menu nie jest uniwersalne, że nie każdy może zaczynać swoja dietę od takiego progu kalorycznego. Było rzucone magiczne stwierdzenie "dieta 1500 kcal" i większości odwiedzających blog osób, może pomyśleć, że jest to jakaś niezmienna norma. A dobrze wiemy, że tak nie jest.... Nie widziałabym problemu, gdyby pojawiły się ogólne wytyczne co do komponowania posiłków, ale jeśli ktoś zamieszcza szczegółowy jadłospis z podliczonymi kaloriami, to niech też wyjaśni, dlaczego te kalorie są dobrane tak, a nie inaczej...

- niejedzenie kolacji. I znowu, bardzo ładnie zbilansowane posiłki, i pada stwierdzenie, że "od lat nie jem po 17/18. Jedynym zauważalnym efektem jest to, że czasem chodzę głodna spać". Komentarz chyba jest zbędny, prawda?

- oczyszczanie organizmu. Rozumiem potrzebę pozbycia się zalegających treści jelitowych (tu można nieco się dokształcić i faktycznie ulżyć ciałku). Jednak takie codzienne "usuwanie toksyn" jest co najmniej dziwną praktyką, ponieważ organizm oczyszcza się sam. 
Możemy mu pomóc nie ładując w siebie przetworzonego syfu, ale dobudowywać ideologię do wody z cytryną, octu, czy jakiś "specjalnych koktajli" - na prawdę, nie widzę sensu.

-"Na śniadanie wypijam świeżo wyciśnięty sok. Syci mnie do południa". 
Sok? Świetny pomysł! Tylko dlaczego sam??!
A potem oczywiście widzimy jakiś długi wywód na temat najczęstszych błędów popełnianych w odżywianiu się.

- ucinanie kalorii, przy aktywności fizycznej. I znowu wszystko zależy od różnych czynników, ale wydaje mi się, że najlepszą radą, dla osoby, która postanowiła "doprowadzić się do porządku" będzie zachęcenie do początkowego ograniczenia, a ostatecznie do wywalenia wysoko przetworzonej żywności i rozpoczęcia systematycznej aktywności. 
A nie od razu "musisz zrezygnować, z tego, tego i tamtego i ćwicz dopóki nie dostaniesz palpitacji serca". 
Zmiana wszystkich nawyków naraz rokuje szybką porażkę! No niestety, taka prawda.

- produkty typu light lub 0% i argumentacja, że jak mocno przyciśnie chęć na słodkie to można...
Nie, nie i jeszcze raz nie! Nie można!! 
Jak przyciśnie chęć na słodkie możemy wypić kakao osłodzone miodem, zaopatrzyć się w gorzką czekoladę, zjeść sałatkę, owocową, zrobić kisiel lub upiec ciasteczka owsiane z bakaliami. Opcji jest mnóstwo!

- Rzecz, która denerwuje mnie najbardziej. Dlaczego ktoś, kto obnosi się jako mentor w kwestiach związanych ze zdrowym odżywianiem się, używa w kuchni kostek rosołowych??!! Gotowych sosów z torebki, jakiś dziwnych "kucharków"??? No dlaczego?! 
Jest to syf, nad syfy. "Gotowe przyprawy" zostały przebadane w każdym kierunku, wyniki tych badań są jednoznaczne, a jedyny wniosek, który się nasuwa to - NIE JEŚĆ!!
Tym bardziej, że taką "kostkę" można bardzo łatwo zastąpić....
No fakt, danie będzie się robiło pół godziny dłużej...


Mam jeszcze więcej do powiedzenia na ten temat, ale widzę, że zrobiła mi się straszna epopeja.
Może dodam jeszcze tylko to, że wychwycenie tych wszystkich "niedociągnięć" zajęło mi ponad rok. Gdybym swoją drogę z odchudzaniem rozpoczęła od zagłębienia się w zdrowe odżywianie, a nie szukanie i wypróbowywanie kolejnych "popularnych diet" już dawno byłabym laska Jestem tego bardziej niż pewna.


© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.