Co się działo, jak mnie nie było?
Mąż się dział
Najpierw miał trochę wolnego tak po prostu, potem pochorowaliśmy się oboje (to było straszne chorować w tym samym czasie!, zero empatii dla tego drugiego, a ja jeszcze @ miałam...) w związku z czym Mój Kochany pracował z domu okupując komputer. Jak miałam możliwość w końcu skorzystania z Internetu to zwyczajnie już mi się nie chciało nic pisać w Pamiętniku. Zresztą, czas choroby głównie przespałam A potem co? Delikatny przestój w pracy, dane do projektów kapały gorzej niż krew z nosa, więc M. nie fatygował się do biura, robił z domu.. Tak oto spędziliśmy ponad dwa tygodnie razem Szkoda, że nie w górach!!!
Mimo tego wszystkiego dietę trzymałam ładnie, ale to wcale nie było takie trudne... Dlaczego?
W moim jadłospisie nie było żadnej rewolucji, nic się diametralnie nie zmieniło. Najogólniej mówiąc z obiadu wypadły węglowodany typu kasza, ryż, makaron, a zamienione zostały dodatkową porcją surówki lub brokułem/kalafiorem. Natomiast te produkty powędrowały do innego posiłku (zazwyczaj tzw.drugiego śniadania, rzadziej na kolacje). No i przestałam pić w czasie posiłków. Ot, tyle zmian ;D
Nie, przepraszam kłamię! Nie jem też chleba. Na MM pieczywo jest dozwolone, ale oczywiście te "ciemne", razowe, takie, którego mój brzuszek absolutnie nie toleruje
Oczywiście mogłabym kombinować, czy z pszennym też będę tak ładnie chudła, ale dopóki wchodzi mi owsianka, a kanapki nie śnią się po nocach, zrezygnuje z tego chleba zupełnie Druga sprawa - już naginam kilka zasad MM do własnych potrzeb.
1) Kawa - myślałam, że mogę bez niej żyć Podczas pierwszego tygodnia diety nie piłam jej w ogóle i popołudniami dopadał mnie strasznie nieprzyjemny ból głowy. Nie wiedziałam o co chodzi... do czasu, aż przegrałam z paskudną aurą i zrobiłam sobie kawę do śniadania. Ból głowy nie powtórzył się, a mnie olśniło dlaczego Także detoks od kofeiny zrobię kiedy indziej. Jestem już o tyle do przodu, że wiem, że poza zwykłą przyjemnością związaną z piciem kawy, jestem też uzależniona fizycznie.
2) Nabiał - teoretycznie powinien zawierać do 1,5% tłuszczu, ale! Mam kilka argumentów, dlaczego łamię tą zasadę. Pierwszy, bardzo prozaiczny, lubię robić zakupy w jednym miejscu. W sklepie, w którym się zaopatruję zdarzają się jogurty 0%, albo już takie "normalne". Nie ma tych pomiędzy. Nie mogę też pomijać mojego stosunku do produktów 0%. Jestem BARDZO na NIE Temat rzeka, może to nie czas na to...
No i co, no i co?
No i chudnę! W ciągu tego miesiąca zlazło ze mnie 4 kilogramy i 3 cm z brzucha cóż mogę dodać? Walczę dalej