Najtrudniejsze pierwsze 3 dni już za mną. Teraz powinno już iść samo. Pomysłów na posiłki nie brakuje chociaż w pracy zazwsze dziwią się na wszystko, co nie jest kanapką. Trudno, niech podziwiają 😂
A ostatnio było tak.
Placuszki z kaszy gryczanej i skyr. Tak dla jasności - nie jestem zwolennikiem nabiału zero procent, bo może i on nie ma tłuszczu, ale węglowodany szybują, a jeśli chodzi o dietetyczne szpeje to powinniśmy ograniczać to drugie, a nie tłuszcze. Ale! Metoda Montignaca polega na niełączeniu tłuszczów z węglowodanami, więc nabiał do 1,5% do placuszków jak znalazł. Do tego kalarepa, już poza kadrem.
Oto breja, na której nic nie widać. A są tam pomidory ze szczypiorem, fetą i śmietaną. Fajna rzecz zarówno do mięcha w roli głównej, jak i na pomniekszy posiłek.
Kokosanki wyszłyby zdecydowanie lepiej gdybym miała więcej wiórek. No cóż. W wersji nieco udziwnionej, bo z calego jajka, a nie samego białka, posłodzone erytrolem. Przepis wart powtórzenia.
Sałatka z resztek. Pieczony schab, wędzony serek typu zakopiańskiego, mix papryk, ogórek kiszony i sałata lodowa. Utyltane w oliwie z przyprawami.
Śledzik w sosie "salsa", czyli paprykowo-pomidorowym.
I tak to się jakoś toczy... 😉