Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 128052
Komentarzy: 2269
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 13 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 72.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 września 2021 , Komentarze (5)

Wpadł ktoś kiedyś na taki pomysł? No to patrzcie! Właśnie się za to zabieram xD 

Jestem ekstremalnie zmęczona... Ten urlop należy się mi się, jak psu buda. Za mną bardzo intensywny czas, w którym nie było miejsca na mnie. Moje potrzeby, pragnienia, czy fanaberie. Żyłam na autopilocie, który mnie wywiózł... do 74 kg. Matko bosko, takiego wyniku nie miałam już ponad rok, czy więcej. To w ostatnich miesiącach tak wszystko się pokiełbasiło. Nie powiem, że nie wiem jak, ani kiedy, ale ostatnie tygodnie działy się tak poza mną, byle przetrwać.

A teraz po mału odzyskuję kontrolę nad dniem bieżącym. Poza tym, że zamierzam się w końcu wysypiać pomyślałam, że nie ma co deliberować nad odpowiednim momentem na zmianę w odżywianiu. Może teraz jest właśnie najlepszy, bo jest czas i jakaś taka chęć?

Jak już niejednokrotnie wspominałam interesuje mnie dieta niskowęglowa w celu uregulowania ciśnienia krwi, cukru oraz stanu skóry. Na takiej diecie chudnie się samo ;)

Ok, to decyzja przekazana, o szczegółach później ;) a teraz rozpoczynam pewnie przydługi, ale jakże relaksujący rytuał pielęgnacji i wyciszenia przed snem. Bo zamierzam iść spać o 22 nie dlatego, że budzik na 4, tylko ze zwykłego chcenia!



12 lipca 2021 , Komentarze (10)

Szukam i szukam, i nie mogę się na nic zdecydować. Zamierzam kupić glukometr, ciśnieniomierz oraz termometr. Najlepiej w jednym sklepie. Poza tym, że chcę ciśnieniomierz z rękawem, nie wiem nic! Przeglądam oferty, czytam opinie i z każdym dniem głupieję coraz bardziej.

Poza tym, tak się żegnam z węglowodanami, że pochłaniam je w kosmicznej ilości ;] Ciągle tkwię w tematach keto - okienkowych i dziwi mnie, że materiały w sumie łatwo dostępne są bagatelizowane, a nieprawidłowe wskazania ciągle powielane (jak np. ostatni art. na vitce o leczeniu i zaleceniach dietetycznych przy cukrzycy typu 2). Masakra.

No i muszę ponarzekać na pogodę. Upał, albo deszcze. A najgorzej jak występuje jedno i drugie. W zeszłym tygodniu był taki deszcz, że wychodząc z pracy brodziłam po łydki w wodzie. Do domu wracałam prawie godzinę dłużej niż zazwyczaj. Rozkłady jazdy totalnie rozwalone, pozalewane tunele i wiadukty, objazdy i korki. Już nigdy więcej nie będę narzekała na zimę i chłód! Nigdy!

8 lipca 2021 , Komentarze (3)

Jak sobie pomyślę z iloma specjalistami miałam do czynienia... Jakie badania, procedury i leczenia przechodziłam...Na algorytmy internetowe też jestem nieco obrażona. Jak człowiek do upadłego wyszukuje specyficznych informacji to w odpowiedzi zwrotnej dostaje treści o zbliżonej wartości. Alternatywa pojawia się rzadko. Całe szczęście rzadko to nie nigdy. W ten sposób wypluło mi przecież ostatnio wspomnianych braci R. I od tamtej pory podpowiedzi są już ukierunkowane na inną stronę obozu. Chociaż powiem szczerze sami w sobie robią tak ogromną i dobrą robotę, że wystarczy wczytać się w zamieszczone treści i wyniki badań i już człowiek ma porządny kawał rzetelnych informacji.

Fakt, o tym, że węglowodany mogą przyczyniać się do stanów zapalnych w organizmie to gdzieś mi się po oczach obiło, ale jakoś nie potrafiłam tak przetrawić tej informacji, żeby przetworzyć ją dalej. Przecież stan zapalny nie odnosi się tylko do stawów, czy też poszczególnych organów takich jak np. trzustka. Kompletnie nie ogarniałam, że skóra jest naszym największym organem! Tzn. wiecie - wiedzieć o czymś, a zdawać sobie z tego sprawę to czasem dwie różne rzeczy ;) 

Absolutnie żaden z lekarzy, rozmawiając ze mną na temat odżywiania i tego jak ono może wpływać na moje stany chorobowe, nie zająkną się nawet na temat węgli. Sama przecież wiem, jak mamie zdiagnozowali cukrzycę typu 2 i wgryzałyśmy się w temat i zalecenia to przecież wszystko na węglach stało. A gdy podpasowałyśmy dla niej jedzonko w oparciu o Metodę Montignaca to bardzo szybko udało jej się ograniczyć ilość łykanych tabletek. A jak teraz sobie myślę sporo węglowodanów jej wtedy odpadło, a raczej ta specyfika niełączenia węgli z tłuszczami zrobiła robotę. Generalnie bodźców do ruszenia łepetyną miałam wiele, ale jak widać nie bardzo potrafiłam z tego skorzystać.

Cel jest prosty - ograniczyć ilość spożywanych węgli do minimum. Realizacja - mega trudna xD Wstyd się przyznać, ale największy problem węszę w zrezygnowaniu z piwa.. ;] Ale jak sobie myślę, że mogłoby mnie w końcu nic nie boleć, nic nie swędzieć, a ustabilizować cukier i ciśnienie, a przy okazji wygładzić i wyszczuplić - to ja serio mam jeszcze jakieś dylematy?! ;)

Nie ma co czekać na idealny moment. Z doświadczenia wiem, że zazwyczaj nie nadchodzi. Zasze gdzieś kiedyś będzie w perspektywie jakiś urlop, długi weekend, uroczystość rodzinna itp, itd.

Stopniowo powyjadam makaroniki i inne tego typu wiktuały, a jednocześnie staram się przygotować do IF stopniowo wydłużając czas pomiędzy ostatnim, a pierwszym posiłkiem. Potem to już pójdzie z górki. Ja to wiem! :)

6 lipca 2021 , Komentarze (7)

Poniedziałki zdecydowanie nie nadają się na startowanie z czymkolwiek ;]

No cóż... od czego mamy wtorki? ;)

Zczekałtowałam wagę i.. w sumie to nie mam jakiś głębszych przemyśleń na ten temat. 71 kg. Czyli nieco więcej od ostatniego logowania. Na razie staram się wskoczyć w grzeczność. Bez presji, wyrzutów, skrupulatnych planów na najbliższy czas. Całą energię staram się skupić na regularnym zażywaniu siemienia lnianego. W chwili obecnej jest to, co drugi dzień, a i tak uważam to za spory sukces. Bardzo liczę na jego nawilżające właściwości. 

W ogóle moja skóra woła o pomstę do nieba. Trądzik, przebarwienia, tkliwość, przesusz, świąd. Ech, neverending story. Także punkt pierwszy - nawilżam się od środka wcinając rozdrobnione w moździerzu zalane wrzątkiem nasiona. Punkt drugi - kontynuuję przyzwyczajanie skóry do kwasów. Ale tak właściwie to nie chciałabym teraz rozpisywać się za bardzo co już robię, a co dopiero zamierzam wyczyniać z moją skórą. Chciałam podzielić się z Wami faktem, który mnie dzisiaj znokautował. 

Od zawsze powtarzano mi, że w kategoriach jedzeniowych na trądzik może szkodzić nabiał, kawa, czekolada, ostre przyprawy itp itd, pewnie znacie tą formułkę. A dziś słuchając kolejnych filmików braci Rodzeń trafiam na niusa - to węglowodany! No tak, kiedyś mając znacznie gorszy wysyp chwytałam się każdej deski ratunku, więc i eliminacje niektórych produktów przeszłam z wielkim bólem. Dlaczego z tak wielkim cierpieniem? Bo chyba z jeszcze większym rozczarowaniem po wszystkim. Jednakże węglowodanów nigdy nie miałam na tapecie. Muszę kwestię przemyśleć. Teraz przymierzam się do Montignaca, a będą na nim węgle złożone zazwyczaj jadałam do jednego posiłku, a tak to warzywka i owoce, to może... może pójść za ciosem i zrobić eksperyment? Miesiącami żyłam bez sera żółtego i kawy, więc z węgli chyba też dałabym radę zrezygnować?

A tak w ogóle na wspomnianych braci trafiłam przez "efekt brzasku". Nie wiem, czy pamiętacie, ale miewałam problemy u orzeczników medycyny pracy, przez podwyższony cukier na czczo. Wynik z palca po posiłku był już spoko. I straszyli mnie zawsze tym cukrem, jak końcem świata, a tymczasem okazuje się, że zjawisko jest dosyć częste. Ba, podobno zakłócony sen może mieć bardzo duży wpływ na wyniki, a jako, że takie wizyty przebiegają u mnie z przygodami to nocki mało spane. Także ten...

I tak oto niby wróciłam, niby już prawie na diecie, ale jeszcze nie do końca w 100% zaangażowana. Nic to. Będzie lepiej!

4 lipca 2021 , Komentarze (9)

Chociaż nie mam pojęcia z jaką wagą... Ale tak sobie myślę, że skoro ciuchy nie uwierają to chyba nie zdążyłam porządnie narozrabiać ;)

Dużo się działo. Bardzo dużo. Już trochę okrzepłam w nieco innej rzeczywistości zawodowej, ale widzę ile jeszcze pracy przede mną, żeby móc wykonywać nowe obowiązki zupełnie bezstresowo. Na razie to marzy mi się urlop, ale muszę jeszcze trochę na niego poczekać. Zbiega mi się z planowym oddaniem kluczy do mieszkania i zastanawiam się, czy uda się trochę wypocząć, czy to będzie gonitwa po budowlanych. Ostatecznie może być też tak, że tych kluczy w terminie nie będzie i chociaż nie będzie to jakaś wielka katastrofa to jednak wolałabym zamieszkać na swoim jeszcze w tym roku.

No, ale o odchudzaniu tutaj rzecz trzeba podjąć. Zastanawiam się nad Montignaciem, czyli nie łączeniu tłuszczów z węglowodanami, a okienkiem żywieniowym. Oba systemy mi bardzo odpowiadały stąd dylemat. Może najlepiej byłoby połączyć je oba? Hehe.

Przekornie zaczynam od poniedziałku. Babcia powtarzała, żeby niczego nie zaczynać z początkiem tygodnia, bo będzie opornie szło. Teściowa natomiast przestrzega przed piątkami, bo to początek weekendu i nic nigdzie nie idzie załatwić, bo się już ludziom zwyczajnie nie chce. To tak trochę mało tych dni zostaje, żeby z czymś ruszyć...

Naszykowane do pracy:

- biała kasza gryczana ze skyrem truskawkowym, kalarepa,

- danie jednogarnkowe z mieloną wołowiną, fasolą czerwoną, miksem papryk, cebulą i koncentratem pomidorowym.

Kolacja niewiadoma. Zobaczymy, co Mój przytarga z zakupów.

Powodzenia Wam i sobie! ;)

12 marca 2021 , Komentarze (7)

Raczej wszystkim bardzo dobrze znany. Najpierw z entuzjazmem trzymam się założeń jedzeniowych, jest fajnie, rozkręcam się, a potem "życiowy cuś" wszystko rozwala. I nie chodzi mi tutaj o sytuację, gdy wpadamy na pomysł dziwnej diety, że już od początku obiektywnie wiadomo, że to nie może się udać. Mówię, o tym, gdzie komponowanie posiłków przychodzi z łatwością, a wiedza i nawyki są już na wysokim poziomie.

Dlaczego więc zawsze to sobie robię? Za każdym razem gdy pojawia się stres, widmo dużej zmiany na horyzoncie, czy też inne tego typu życiowe atrakcje - nagle głupieję. Coś co było już niemalże rutyną, nagle staje się fizyką kwantową. I zamiast jeść jak do tej pory, zaczynam odkopywać stare przepisy i przyzwyczajenia. 

Nie mam pojęcia dlaczego to robię. Czy te inne jedzenie pełni funkcję nagrody, rozweselacza, terapii, czy jeszcze czegoś innego? Ta niemożność postępowania "dla własnego dobra" jest tak przytłaczająca, że aż wstyd.

I nie, nie chodzi mi o to, że obawiam się przytycia, czy też zniwelowania dotychczasowych efektów. Raczej wkurza mnie ta bierność i niemożność podjęcia wysiłku co zmiany i poprawy. Przy całej świadomości, że to się dzieje. Jakoś tak pokornie akceptuję swój brak formy, a jednak nie jest to pozbawione też pewnej dozy irytacji...

Tak oto wyglądają moje ostatnie dni.

Ten rok z założenia miał być lekko stresowy przez przeprowadzkę. I raczej spodziewałam się, że pewnie wyskoczy coś jeszcze, ale chyba miałam nadzieję, że może dopiero pod koniec roku xD

Rzecz się tyczy zmiany stanowiska w pracy. Dużo rozmów z górą, przyszłych szkoleń, nauki i ogólnie pojętej reorganizacji. I nie, to nie jest awans. A jeszcze zdałoby się zgłosić do chirurga na kolejną kontrolę (powinnam to robić co pół roku i jeszcze się mieszczę w tym zakresie), a i pewnie czekają mnie kolejne badania okresowe, a już myślałam, że na dwa lata mam z tym spokój.

A z wolnego też nici... Ech...

6 marca 2021 , Komentarze (5)

albo przynajmniej się nie powinno. To co teraz wyprawiam bardziej przypomina wygodne utrzymanie, a nie zrzucanie ostatnich kilogramów 😅 które chociaż są ostatnie, to ciągle trochę tego jest...

Nie wiem dlaczego, ale siada mi konsekwencja. Tzn wiem dlaczego, ale chmielowe chcenia mnie pokonują. No nic to. Dobrze, że chociaż jedzonko takie, jak być powinno.

Janzja, tego makaronu nie kupuj! Ten jest fuj! Burak i marchewka dominuje nad wszystkim, przez co całość jest ledwo zjadliwa. Namieszałam sałatkę z tuńczykiem, ale nie... To było straszne 🤣

Owoce, jak owoce. Sztuk dwie pod postacią jabłka i kiwi.

Zupka ala czerwone curry. Bardzo "ala" 😅 i proszę, niech fani oryginalnego dania się nie burzą 😉 jest to smak podłapany od okolicznego chińczyka i nie mogę się od niego uwolnić. Mięsko z pomidorami z puszki z furą różnych warzyw i mleczkiem kokosowym, przyprawione na ostro.

Giga burgera już kiedyś pokazywałam. To duży kotlet z wołowiny pod żółtym serem, tutaj wędzonym. Mizzeria tym razem klasyczna, tylko ze śmietaną i koperkiem. Za to ten tajemniczy sosik to jest sztos! Posiekane pikantne korniszony z czosnkiem ze śmietaną. Przyprawione solą i pieprzem. Normalnie odkrycie życia 😉

2 marca 2021 , Komentarze (14)

Trafiłam dzisiaj na podkast "od poniedziałku" właśnie z takim (między innymi) wyzwaniem. Rzecz polega na nauce świadomego sięgania po słodycze. Przez najbliższy miesiąc należy zjadać przynajmniej jeden "zdrowy" posiłek dziennie, 2 owoce i właśnie coś słodkiego. I tak sobie pomyślałam jakie to szczęście, że ktoś próbuje odczarować konieczność bycia fit na miliard procent, albo wcale. Nie słucham dziewczyn regularnie, ale jak już to robię, to strasznie żałuję, że nie rozpoczęły działalności tak z 10 lat temu 🤣 Ułatwiłoby mi niesamowicie nie tylko odchudzanie, ale i życie. Żeby nie było, zrozumcie mnie dobrze, nie o słodycze tu się rozchodzi, ale stary, dobry rozsądek, który bardzo często zdycha naturalnie kiedy próbujemy zmienić coś w głupi sposób. W sumie temat rzeka... 😉

A na talerzu było tak.

Tak, tam jest majonez 😆

Śmietana z masłem orzechowym i cynamonem. Jakby posłodzić to prawie jak lody 😁

Pieczony schab z mizerią. Chyba już kiedyś mówiłam, ale bardzo lubie dodać do ogórków trochę chrzanu. Polecam, spróbujcie!

I sałatka z tuńczykiem, którą już znacie 😉

28 lutego 2021 , Komentarze (12)

Jestem na diecie już kilka dni, ale dopiero teraz zdecydowałam się stanąć na szklanej. Dlaczego? Okres, opuchniecie, co tu dużo mówić, nie chciałam się zbyt mocno demotywować na starcie ;)

Wynik? 67,8 kg, czyli lekko ponad kg na plusie od ostatniego, kontrolnego ważenia w listopadzie. Uważam, że całkiem zacnie. Paska nie zmieniam. Zaraz go dogonię. Chociaż... Za dwa tygodnie mam kilka dni wolnego i chciałabym je spędzić typowo urlopowo :D zobaczymy jak to wyjdzie, jestem dobrej myśli, bo nawet jeśli jedzenie wymknie się nieco spod kontroli to planuję dużo aktywności.

A jak było na talerzu ostatnio?

Zdjęcie, na którym gucio widać, a tak chciałam pokazać mix kasz. Dostępne nawet w biedrze ratują sytuację, gdy się bardzo mocno nie chce kombinować coby tu wciągnąć. U mnie do tego trochę nabiału, bo lubię. Warzyw zazwyczaj więcej, ale tu zgarnęłam totalną resztówkę.

Zdjęć owoców postanowiłam nie robić. Staram się zjadać ze dwa owocka dziennie.

Następna znienawidzona przez wielu i równie mocno uwielbiana przez innych - wątróbka!

Ze smażoną cebulą, ogorkiem kiszonym i domową musztardą. Wiedziałyście jak łatwo robi się musztardę? Bo ja, jak się tylko dowiedziałam to moment zorganizowałam produkty. Nie spodziewałam się tylko, że nawet biała gorczyca jest taka ostra. Trzeba dać jej trochę pooddychać przed wsadzeniem do lodówki, bo nawet, jak ktoś lubi ostre żarcie to i tak jest to wysoki level.

Orzechom włoskim też odpuściłam zdjęcie ;)

A tutaj kolejne autorskie dziwadło. Nazwijmy to zupą ze schabu z pekinką i porem. Przyprawiona pieprzem cayenne, imbirem i cynamonem ;) Raz użyliśmy karkówki i wtedy chyba była lepsza.

Nom, na razie to tyle.

Pozdrawiam!

26 lutego 2021 , Komentarze (17)

Bo ja przeżyłam szok kulturowy, kiedy mi taką po raz pierwszy zaserwowano. Jadłam bez przekonania, ale nie powiem, że mi nie smakowała... Teraz regularnie gości w mim menu.

Obowiazkowo owocka.

Na obiad tym razem zapiekanka z mięsa mielonego i kalafiora. Też fajna, chociaż kurczak z brokułami to mój zdecydowany faworyt.

A na kolację sałatka z salaty rzymskiej, tuńczyka, oliwek, fety i pomidora.

Chciałam zrobić domowe czekoladki, ale ile się z tym umęczyłam! Oczywiście nic mi z tego nie wyszło. Smuteczek. Najpierw erytrol nie chciał mi się rozpuścić. Potem wszystko blyskawicznie zgęstniało na beton. Chyba udało mi się zrobić landrynki... Masakra. Nigdy więcej!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.