W końcu wzięłam się za siebie! :)
Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać!
Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.
Trochę tu, trochę tam. Znowu obiad w fast foodzie.
Oficjalne tygodniowe ważenie robi wrażenie! Ja wiem, że to początek i woda, ale zważywszy, że jestem chwilę przed okresem to i tak jedno wow.
Odnotowałam spadek prawie dwukilogramowy! (1,7 kg). Zaciesz ogromny 😁 i najgorsze objawy ograniczenia węgli też już za mną. Swoją drogą geniusz jestem zaczynać coś takiego przed miesiączką... 🥴
Śniadanie lekko się zezeliło 😅
Na mieście sałatka, jak ostatnio, tylko tym razem do wzięłam ser. Wniosek? Mięsa dają więcej 😅
Później wjechało podwójne espresso z mlekiem. A po powrocie schab smażony z mizzerią.
Teraz jeszcze opiłam się kefirem, bo coś suszy po tym wietrze.
Postanowiłam wypróbować przepis na keto gofry. To był spektakularny niewypał. Niezjadliwe totalnie. Chyba wiem, jak to poprawić, ale na chwilę obecną dostarczyły mi zbyt wielu wrażeń.
Za to obiadokolacja ugłaskała moją niepocieszoną duszę. Pieczone udko z ziemniakami. Mniam.
Właśnie raczę się kakao z prądem (o zdjęciu nawet nie pomyślałam). Jutro "pochwalę się" tygodniowym wynikiem, tylko najpierw zmienię baterie w wadze, bo spadki są tak duże, że aż podejrzane 😅
Smażona kiełbasa na śniadanie. Smażona wątróbka na obiad.
Jakoś szybko zrobiłam się głodna i zjadłam kefir z siemieniem, ale się nie nasyciłam, więc dojadłam camembertem z oliwkami i kabanosem. I to był błąd, bo pyszną kolację ledwo dziubnęłam.
A był to kurczak z duszonymi warzywami w sosie z fety i koperku. Zostawiłam przeszło połowę tego co na talerzu...
Tak do mnie dziś dotarło, że nie mam ni krzty aspiracji do diety keto. Ani nie zamierzam sprawdzać, czy jestem w ketozie, ani nie skupiam się na skrzętnym liczeniu ile węgli pochłaniam (poza faktem, że oczywiście zależy mi, żeby ich było mniej niż więcej). Ba, do jutrzejszej szczawiówki zamierzam wykroić ziemniaka i nie spędzi mi to snu z powiek 😉 Na samym początku walnęłm, że to keto, a nie prawda. Pewnie dlatego tak wyszło, że jeszcze przed wakacjami bardzo chciałam dołączyć tutaj do bardzo fajnej grupki i ni hu hu mi to nie szło, ale ciągle trwało z tyłu głowy...
Także mam problem z nazwaniem na jakiej diecie jestem. Nie mam jednak, żadnego problemu, żeby stwierdzić, że na diecie jestem i mam się dobrze! 🎉
No dobra, wczoraj łeb bolał jak nie wiem, ale czego się spodziewać po ucięciu węgli...
Podczas tej diety przede wszystkim pracuję nad zmniejszeniem porcji, nie żarciem pączków/drożdżówek oraz rezygnacją ze słodkich (oraz gorzkich 😝) gazowańców. To ograniczanie węgli to tak z rozbiegu wyszło? Na bazie poprzednich doświadczeń wiem, że takie rozwiązanie mi bardzo służy, a i momentu lepszego nie mogłabym sobie zażyczyć, więc czemu by nie?
Dobra, to już się wytłumaczyłam z zakresu, że "nie bardzo wiem, co robię" 😅 ale wydaje się dobre, więc działam.
Dziś pojedzone:
sałatka z pekinki, papryką i wczorajszym schabem umiziane w majonezie. Na deser pół camemberta.
Drugi posiłek trochę na jednej nodze. Spędziłam dziś z pół dnia z pędzlem w garści i jedzeniowo nie do końca tak planowałam, ale wyszło zgrabnie.
Kolacja wygląda śniadaniowo, ale już drugi dzień ślinie się na ten boczek, więc wyszło, jak wyszło.
Na koniec kefir z siemieniem dokładnie jak wczoraj, więc bez zdjęcia. Chciałabym żeby wskoczył w jedzeniową rutynę, bo i smacznie i zdrowo. Chciałabym dogodzić jelitom, a z kiszonkami ostatnio u mnie słabo.
Skoro postanowiłam zamieszczać wszystko jak leci, żeby mieć łatwy podgląd, to jest nadzieja, że tych wpisów trochę będzie 😁
Szykując śniadanie trochę się zdenerwowałam. Przed odchudzaniem lubiłam szykować takie niby omlety (z mąką pszenną). Jakoś dopełniało mi to ich smak. Poza tym oczywiście jajka i dodatki (ser żółty, kiełbasa, cebula, papryka - no co tam miałam i chciałam - pokrojone w kostkę, dodane do masy i usmażone z obu stron). No i żeby móc danie kontynuować kupiłam mąkę bambusową. Ile się naczytałam, że takie to chłonne i ochy i achy. Zabieram się do roboty, a to jak było rzadkie, tak jest. Przecież nie w tym rzecz, żeby tego używać nie wiadomo w jakiej ilości. Ratowałam się internetami. Postanowiłam zagęścić twarogiem. Wyszło mi takie coś
Nie dało się tego przewrócić po ludzku. Ciągle nie miało zadowalającej gęstości. No byłam już u kresu... Ale! Wyszło przepysznie. Nie ze względu na ten bambus, no na pewno nie. To ten twarożek wyniósł danie na inny poziom! I nie wiem, czy szukać form sylikonowych na patelnię, czy też od razu zamienić sposób przygotowania na piekarnik... cdn 😉
Na obiad był bigos
A na kolację schab z warzywami w oliwie
A po jakimś czasie jeszcze świeżo zmielone siemię lniane z kefirem
Dzisiaj większość dnia poza domem. Obiad w fast foodzie i mrowie lodziarni po drodze. Nie dałam się :)
pielęgnacja ciała - nic poza minimum
aktywność - przedreptane 13 km
zjedzone
szkoda, że nie zrobiłam zdjęcia jak wymieszałam to wszystko. Były strączki i trochę się przelękłam, ale okazało się, że jest 32 g węglowodanów na porcję, więc luz.
po powrocie pieczone pałki z kurczaka z pekinką i szczypiorkiem w śmietanie. Czyli na kolację też miałam kurczaka z surówką 😅 aj dobra, dobrze wyszło.
Jestestwo też w miarę poukładane, czyli mogę zaczynać! Wracam na keto.
Dziś było tak:
pomidorowa z dwoma jakjami na twardo
serek typu włoskiego z pomidorami i szczypiorkiem
"burger" z mielonego wieprzowo - wołowego pod serem z czarnuszką plus surówka z pekinki i czerwonej papryki
gotowana kiełbasa śląska z serkiem żółtym wędzonym.
Docelowo chciałabym w październiku zrobić jak najwięcej dla siebie, czyli pielęgnacja ciała i aktywność na tapecie. Dziś ogarnęłam tylko maseczkę oczyszczająca, ale jak na dzień zero i tak całkiem zgrabnie.
będę bezrobotna 😵 I jest mi z tym faktem zaskakująco dobrze...
Wiem, wiem. Zanim rzuci się aktualną pracę, dobrze byłoby mieć już nagraną nową, ale... Zanim wskoczę w nowe obowiązki muszę odpocząć. Tak zwyczajnie i po prostu. Nie zdecydowałam też czy zamierzam kontynuować "karierę" na analogicznym stanowisku, czy też spróbować czego totalnie nowego.
Przed finalnym rozwiązaniem umowy wpadnie krótki urlop. Zamierzam podładować baterie u dawno niewidzianej rodziny. Przeznaczę na to tyle czasu, ile będzie potrzeba. Dopiero wtedy wezmę się za życie. Jeśli okaże się, że wszyscy "dobrze radzący" mieli jednak rację to cóż, zawsze zostaje opcja fizycznej tyrki, a w tym przypadku rekrutacja nie trwa długo.
Już samo podjęcie decyzji sprawiło, że czuję, jak zaczynam odzyskiwać równowagę. Łatwiej jest mi skupić się na sobie, nie stresować się tak bardzo nadchodzącym tygodniem w pracy.
W kwestii odchudzania postanowiłam nie komplikować sobie diety. Postawić na zdrowy rozsądek i dokonywać dobrych wyborów, czyli urozmaicić jedzenie i nie kupować soków, nie objadać się po kokardki, odstawić drożdżówki, jednym słowem porzucić utrudniacze w odchudzaniu. Mam nadzieję, że przy takiej rewolucji życiowej uda się pociągnąć również ten wózek i pozbyć się w końcu nadprogramowych kilogramów.
A to całe odliczanie, cóż... Tak jakoś poczułam potrzebę kontrolowania tego czasu, być świadomą jego upływu. W końcu mam na co czekać! 😎