Strasznie zaburzają mi postrzeganie rzeczywistości. Jak już w końcu znajdę jakąś, że mi się dobrze dopasuje do twarzy i okularów, żeby nie parowały, to i tak nie bardzo widzę gdzie idę, bo... sama nie wiem, jak to powiedzieć. Patrząc w dół już sam fakt, że patrzę poza szkłem sprawia, że to co mam przed sobą jest nieco rozmyte. A jak do tego, to nieco rozmyte, częściowo zasłonięte jest jakaś tkaniną to już w ogóle. Wpływa to na komfort przemieszczania się głównie na schodach. Mam wrażenie, że jakbym zamknęła oczy to bym raz dwa przeszła bez uszczerbku. A tak, jak próbuję skupić się na tym, co mam przed sobą, a przez maseczkę jest to albo zasłonięte, albo gorzej - jak mam mini przyłbicę to jej górna część sprawia, że to co mam pod nogami widzę podwójnie! to ciało mi wariuje i zaczynam wykonywać niekontrolowane gesty, gwałtownie się zatrzymuję, czy też robię coś równie dziwnego.
I obstawiam, że to, co się wydarzyło wczoraj na schodach ruchomych, spotkało mnie właśnie przez to. A mianowicie wyłożyłam się, jak długa! Jak to zwykle przy wypadkach bywa, wszystko działo się błyskawicznie, więc tak właściwie nawet nie jestem pewna co tam się podziało. Z pewnością się potknęłam, a potem poślizgnęłam...? Generalnie klasycznie zaliczyłam glebę.
Jak to skwitowali w pracy - dobrze, że to było klapen dupen, a nie na łeb do przodu. A raczej w dół.
A dziś wyglądam, jakby mnie ktoś skopał.
Także ten. Trochę nieszczęśliwa jestem, chociaż waga chciała mnie dzisiaj ewidentnie pocieszyć wskazując magiczne 66,6 😁