Ale ten czas biegnie....szok...zaraz koniec miesiąca...a niedawno co był sylwester....A co u mnie? Oj działo się przez ten tydzień... Było dobrze, gorzej, lepiej....jednym słowem różnie....Samopoczucie także różne..
Tak....zaliczyłam wizytę u psychologa. W gabinecie siedziałam półtorej godziny...Wyszłam z niego spokojniejsza...łagodniejsza...w drodze powrotnej do domu dużo myślałam o tym co zostało wypowiedziane w gabinecie...Analizowałam. Długa droga przede mną...Mało tego doszły znowu problemy z serduchem. Znowu ....Jakiś czas temu zdiagnozowano u mnie " wypadanie płatka zastawki mitralnej " Inaczej tzw. Zespół Barlowa. Nasila się podczas sytuacji stresujących...a tych u mnie w ostatnim tygodniu nie brakowało...Jednak radziłam sobie bez tabletek...Ale dziś? Nie dałam rady...Wiedziałam,że M ma nad ranem być w domu...wydzwaniam a tu cisza.... zaczęłam się martwić...bo od kilku godzin powinien być w domu...jak mnie złapał atak, to nie mogłam tchu złapać...Dzielnie spisała sie Moja córcia...podając mi tabletkę...Nawet nie mogłam się z łóżka podnieść tak mnie zarywało w klatce piersiowej :( Tabletka zaczęła działać jakiś pół godziny od momentu zażycia....Później się okazało,że spał w tirze...padnięty... o mały włos a bym wzywała pogotowie... tak mi cisnienie się podniosło... :( i w ramach przeprosin dostałam bukiet róż....ale co się namartwiłam.... to namartwiłam :( Sumą sumaru....najważniejsze,że dotarł cały i zdrowy.... Chyba znowu muszę udać się na badanie serducha....kto wie..czy w ciągu tych dwóch lat coś się nie pogorszyło...
Posiłkowo jest ok...nie objadam się...płyny piję....
Udanego weekendu życzę :)