Na wstępie bardzo dziękuję karmelowej za komentarz pod poprzednim postem ; ) Bardzo mi pomógł, tak mi się wydaje.
Nie mogę się zupełnie skupić na sprawdzianie z matmy, który mam jutro. Stresuje mnie to przez cały weekend. Postanowiłam, że usiądę na chwilę do tego, a jutro będzie to, co ma być. Najwyżej to poprawię, prawda? To nie koniec świata. Matematyczką nie będę. W ogóle matematyka nie będzie mi kompletnie potrzebna przy tym co chcę robić.
Nie trzeba umieć matematyki, żeby zmieniać świat, prawda?
Ale najpierw zrobię zadanie z polskiego, napiszę recenzję z angielskiego, przygotuję się na dziennikarstwo.
A jeszcze przed tym pójdę się umyć.
Pomyślałam, że nie ma sensu zabiegać o kogoś, kto ma mnie, powiedzmy sobie szczerze, gdzieś. Nie chcę myśleć o sobie, jak o kimś, kto jest niewiele warty i kto powinien się łapać każdej okazji.. Chce się w końcu zacząć doceniać. Chcę być kimś.
Będę inspiracją dla samej siebie.
Będę ćwiczyć regularnie, przestanę jeść niezdrowe rzeczy, przestanę sobie robić wymówki, będę jeść więcej warzyw i owoców, urozmaicę sobie te posiłki. No i schudnę do tych pieprzonych 58kg!
Zacznę dbać o siebie.
A później ubiorę się w końcu tak, jak zawsze chciałam.
Poznam ludzi, założę zespół. Nauczę się genialnie grać na elektryku i zagram na koniec roku w muzycznym walc wenecki na klasyku tak, jak powinien brzmieć.
Przełamię bariery związane ze śpiewaniem, otworzę się w końcu, nauczę śpiewać cięższą muzykę z "chrypą" tak, jak zawsze chciałam. A potem wstawię tu nagranie.
Nauczę się norweskiego.
Będę odważna i rozwinę się, jeśli chodzi o polski, filozofię. Wolność.
Przysiądę nad angielskim, nauczę się w końcu czasów i w ogóle rozwinę się w tej kwestii.
Tak samo z historią.
Zdecyduję, czy chcę iść do szkoły muzycznej, zdecyduję gdzie się wybiorę na studia.
Będę odwiedzać dziadków, pamiętać zawsze o rodzinie.
Pozbędę się wszystkich swoich chorób.
Będę tym, kim się czuję. W końcu będę mieć odwagę być sobą.
Uwierzę w siebie.
Zakocham się z wzajemnością.
Dziękuję, dobranoc ; )
Taylor na dziś: