podsumowanie maja.
mogłabym to zrobić w jednym słowie. pięć liter, pierwsza K, ostatnia A. słowo wypowiedziane z wściekłością.
zmieniłam dietę pod zwiększoną aktywność fizyczną, a także godziny posiłków. niestety zamiast chudnąć, przybieram na wadze. coś jest nie tak. im bardziej się staram, tym bardziej mi nie wychodzi. a byłam tak blisko magicznej siódemki z przodu.
co na plus? to, że w 21-dniowym planie treningowym 14 dni zaznaczyłam na różowo, 2 na niebiesko i tylko 5 na czarno. spodziewałam się znacznie większej niechęci do biegania i turlania, co przełożyłoby się na "czarne dni".
smakowe odkrycia maja:
zielone szparagi - "jestę plebsę", bo nie doceniłam wyrafinowanego smaku tychże badyli. a może źle je przyrządzam?
ginger ale - pyszny napój, ale kalorie odstraszają.
pikantna kiełbasa węgierska - gdyby nie cena (48 zł za kilogram), wprowadziłabym ją na stałe do menu. naprawdę wspaniała.
smak maja:
minipomidorki - stwierdziłam, że jak coś już muszę podjadać, to niech to będą pomidorki koktajlowe. w ten sposób nie rzuciłam się na paczkę krakersów.
jemy.
ś. dwa jajka zapiekane z dwiema łyżkami kukurydzy, plastrem szynki i łyżką makaronu.
II. kakao na mleku pełnotłustym.
o. ryż z jabłkami w wersji bardziej jabłkowej niż ryżowej.
pk. wrap ze szynką i furą warzyw.
czerwiec.
bogactwo warzyw, owoców. i alergia.
mój plan minimum na ten miesiąc jest bardzo mini, bo chcę tylko zobaczyć tę nieszczęsną siódemkę z przodu na wadze i ją utrzymać.
mam też taki zamysł, aby urządzić choć tydzień bez słodyczy. dlaczego tylko jeden tydzień? bo w domu są gremliny i słodkie wala się wszędzie. siedzę przy biurku i koło głośnika widzę pół czekolady, na parapecie leży miska z cukierkami Kopytka, a na szafce spoczywa wafelek. wszystko to mam w zasięgu wzroku, bez wyginania się. więc pokusy są wszędzie. nie, nie mogę tego schować, gdyż i tak wieczorem to wszystko wróci na swoje miejsce, a gremliny będą się awanturować o prawo własności.
życzę miłego dnia i posłusznego piekarnika, jeśli coś pieczecie.