Czekolada, a konkretnie Michalki zawsze były moja zmora. Potrafię zjeść cała paczkę na raz. Poza tym, odżywiam się dosc dobrze, a do swoich ulubionych potraw zaliczam sałatkę z foty i grillowania pierś z kurczaka, wiec to nie tak, że jem ale świństwa.
Ale jakby nie było, że stresu jem Michalki. Mimo, że są dostępne w sklepie pół godziny marszu w jedna stronę, czyli żeby je zdobyć musze iść godzinę w 2 strony.
W czasie ciąży byłam szczupłej sza niż teraz, wiec swojej wagi na ciążę zrzucić nie mogę.
Ja przytyłam po ciąży. Po pierwszej się podniosła, zobaczyłam juz 6 z przodu i było ok. Po drugiej ciąży się nie podniosłam.
Tzn, zeszłym do 69kg i znowu doszłam do 80 kg. Potem długo się nie ważyłam, bo po co się przygnębiac?
Fakt jest, że zajadam smuty. I fakt, że trochę wyjdę ze depresji, poznam do przodu, odniosę tam jakieś sukcesy w mojej firmie...żeby to wszystko zaprzepascic narzekają na własny los, jak mi ciężko i jakie to wszystko niesprawiedliwe.
3 tygodnie znowu juz nie pracuje, bo najpierw synek, potem ja, teraz córeczkę rozłożyło.
Wiem, ze są mamy, dla których bycie z dziecmi to największa nagroda i marzą żeby móc rzucić prace. Każdy ma inne marzenia.
Ja, jak nie pracuję, to zamieniamy się w te smetna, okropna babę co się snuje po domu w piżamie i starych kapciach. Dla mnie 3 tygodnie w domu, tylko z chorymi dziecmi, żadnej dorosłej osoby do odmowy to jakaś najgorsza kara.
Czuje się jak więzień.
Niektóre mamy wyskakują sobie na ploty, na siłownię widuje się z ludźmi. Ja nie mam jak, nie mam nikogo żeby mi dzieci przypilnowal. W ciągu 4 lat jeden raz wyszłam z koleżanką do restauracji. Mam opiekunkę do dzieci, ale place żeby móc pracować, a często płacę, a i tak musze w domu siedziec, bo jak nie jedno to drugie chore.
Nie zrozumcie mnie źle, jak kocham swoje dzieci i dobrowolnie sie poświęcam, ale szlag mnie trafia, że muszę się poświęcać. Czemu mimo że jestem niby taka mądra nie umiem sobie życia ułożyć lepiej? Miałam wziąć sprzątaczke, ale oczywiscie rodzina ze nosa do góry zadzieram.
Ja mogę sobie posprzątać. Ale mi się nie chce. Bo cały dzień tylko praca, sprzątanie i służąca dla dzieci, mamo daj soczek, mamo zmień pieluszki. Mogłabym iść na siłownię rano, ale po nieprzespanej nocy to się nie chce. Nie pamiętam, kiedy spałam tak naprawdę, bez czuwania nad nimi. Jeszcze może gdybym zarabiała lepiej, ale ja pracuje moze jeden dzien w tygodniu.
Resztę czasu zawsze zabiera jakieś emergency dla dzieci, albo trzymali mnie na nogach cała noc, wiec odsypiam.
I tak w kółko.
Uniwersytet, firma, klienci, dzieci i dom do sprzątania. Ah, no i dieta. I ćwiczenia. Albo raczej myślenie o nich. Plus bardzo prywatna tragedia, która mi ściska gardło non stop.
Może to leki, bo tyle tabletek mam w sobie, że pobrzekuje jak chodzę. Ale dzis nie czuje się jak spełniona kobieta sukcesu, matka, która cieszy się dziećmi, bo ma firmę, która prowadzi z domu. Co za ironia, dopiero dałam wywiad o tym jak fajnie jest być mną.
Zanim miałam dzieci, kochałam swoje życie. Teraz kocham dzieci. Jest różnica.
PS. Wiem, ze zarabiam w ten 1 dzień tyle, co inni na całym etacie. Wiem, ze mam szczęście, bo nikt mnie nie wwyrzuci z pracy, za to ze znowu wzięłam 3 tygodnie wolnego. Mam super męża, który pomaga w domu i przy dzieciach. Wiem, ze gdybym wzięła się za ssiebie, schudłabym w miesiące 3 rrozmiary. Ja to wwszystko wiem. Ale dzis tego nie czuje. Idę wstawić kolejne pranie, bo malutka znowu zwymiotowala.