Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 25547
Komentarzy: 336
Założony: 5 sierpnia 2010
Ostatni wpis: 13 marca 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
savannah1974

kobieta, 50 lat, Płock

164 cm, 86.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 listopada 2013 , Komentarze (1)

No, chociaż obiecuję sobie cały czas, że będę wchodzić na wagę raz w tygodniu, na razie włażę niemal codziennie. No nic nie poradzę. Może jak nabiorę rozpędu to mi przejdzie, lol.
No w każdym razie odnotowano dzisiaj 92,9 kg! Na dietkę przeszłam z wagą 94,5 kg, czyli
- 1,6 kg
Więc jest MEGA-fajnie! Oczywiście wiem, że to dopiero piąty dzień i o niczym jeszcze nie świadczy. Jak wytrwam miesiąc, to będę mogła powiedzieć, że jest naprawdę dobrze, bo znam siebie na tyle, że jak już tak daleko dojdę, to wytrwam. Tak było wiele razy, że zaczynałam i po kilku dniach odpadałam, właściwie nie wiadomo dlaczego i jakoś tak nie do końca świadomie nawet, ale jak już przetrwałam pierwsze dwa-trzy tygodnie (a udało mi się to trzy razy w życiu!), to szło już siłą rozpędu. Jakoś tak u mnie jest dziwnie. Jak już wpadnę w ten tryb, to nawet motywatorów mi specjalnie nie potrzeba, no, może czasami, ale generalnie idę do przodu z uporem barana (mój znak zodiakalny!). Więc trzymajcie kciuki, żebym przetrwała ten pierwszy, decydujący okres.

Ok, pozdrawiam Was wobec tego znad kawki i sałatki:
Skład: sałata lodowa (i resztka rukoli), pomidor, ogórek, kulki mozzarelli, pół awokado, listki bazylii), te ciemne szlaczki to polewa gourment o smaku owoców leśnych (jest na bazie octu balsamicznego i w takich niewielkich ilościach nadaje sałatce fajny smak i aromat) + sos na oliwie i przyprawach (ale niewiele). (N)

9 listopada 2013 , Komentarze (1)

Leniwy, senny, bo ja wiem... Albo ja przez tę @ taka ledwo ciepła jestem. Ale pozmywałam, zrobiłam zakupy, resztę czasu przebimbałam koncertowo, ale lenistwo czasami się przydaje.

Dzisiejszy jadłospis w realizacji:
9.00 - 2 kromki pełnoziarniste z pastą warzywną i kiełkami (W)
11.30 - ricotta z miodem (N)
16.00 - zapiekanka z kaszy bulgur i bakłażana (miały być placuszki, ale brak mąki ziemniaczanej wpłynął negatywnie na konsystencję) (W)
19.00 - 1/2 pomello i odrobinka białych winogron (B)
21.00 - sałatka (sałata, pomidor, ogórek, cebula, papryka zielono-czerwona, jako na twardo, ser gouda z zielonym pesto + sos na bazie oliwy z ziołami) (B)

A tak wygląda sałatka w fazie wstępnej (czyli bez sosu):

9 listopada 2013 , Komentarze (1)

Nie czuję się zbyt rewelacyjnie. Od tygodnia chrycham, a w nocy gardło daje mi popalić (w ciągu dnia jest znośnie), do tego mam pierwszy dzień @ (masakra - odkąd nie biorę tabletek), kostka i ramię też dają o sobie znać. Jezu, chyba naprawdę się starzeję. Skrzypieć zaczynam w zawiasach, jak rany. To naprawdę ostatni dzwonek, żeby coś ze sobą zrobić. Tylko jak tu zabrać się za ćwiczenia, jak całe ciało krzyczy NIE! Muszę chyba wziąć na wstrzymanie jeszcze chwilkę, ale prawda jest taka, że coś z tym wszystkim trzeba zrobić.

Kopię się w tyłek (mentalnie) za każdym razem, jak pomyślę, że już sporo swego czasu osiągnęłam i tak to głupio zaprzepaściłam. Kondycję mam teraz jak siedemdziesięcioletnia staruszka, chociaż na wyjazdach daję radę i sporo chodzę, ale to i tak nie to samo, co powinno być. Na dziewiąte piętro wejść to dla mnie spore wyzwanie. A jak się zabrałam za ćwiczenie jak młody miał rok (teraz ma siedem) to w kilka miesięcy wypracowałam sobie całkiem spoko kondycję, zwłaszcza jak na jednostkę, która całe życie nie cierpiała ćwiczyć i omykała jak się dało, lol. Co tylko potwierdza, że się da. 

Swoją drogą paradoksalnie jak jestem na diecie jem więcej i częściej niż normalnie, hehe. Ale za to mniej kalorycznie i zdecydowanie zdrowiej - i tu tkwi cała tajemnica. No i nie zastępuję kalorii z jedzenia kaloriami z piwa, a to już w ogóle temat-rzeka. 

A miewałam takie dni, że potrafiłam zacząć dzień od... piwa. Potem znowu piwo i znowu, a na koniec pizza. Masakra jakaś, jak o tym pomyśleć. Aż wstyd się przyznać. Zresztą ostatnie trzy lata... Hm, dni bez piwa (lub innych procentów) mogłabym policzyć na palcach, no, może z miesiąc by się uzbierał, wliczając w to dziesięć dni w lutym, kiedy podjęłam walkę z kilogramami. I właśnie alko mnie pokonało, bo uległam pokusie jednej, drugiej i kolejnym. Wrrr... A wszystko przez głupotę, którą popełniłam pod koniec 2010 roku. Nawet sobie tego nie uświadamiając, zaczęłam topić w alkoholu rozczarowanie, zawiedzione nadzieje, poczucie winy i świadomość, że zrobiłam świństwo. A potem popełniałam kolejne głupoty i kolejne, ale wieczorne alko pozwalało nie myśleć. I teraz będę ponosić konsekwencje swoich własnych pomyłek i głupot. Kiedyś z tego wyjdę na prostą, ale pytanie, ile mnie to będzie kosztowało? 

No, wylałam to z siebie. Jakoś mi lepiej. A teraz powtarzam sobie jak mantrę: 
DAM RADĘ. SCHUDNĘ. SCHUDNĘ. SCHUDNĘ. I PORADZĘ SOBIE ZE WSZYSTKIM. DOPROWADZĘ SWOJE ŻYCIE DO PORZĄDKU. BĘDZIE DOBRZE. DAM RADĘ.

9 listopada 2013 , Komentarze (3)

Jezu, musiałam być naprawdę wykończona (organizm się regeneruje, czy jak?), bo spałam 11 godzin i wstałam właściwie dlatego, że się zmobilizowałam, bo mogłabym pewno jeszcze kilka godzin pospać. Hm...

Plan na dzisiaj:
9.00 (zrealizowane) - 2 kromki pełnoziarnistego z pastą z brukselki, awokado i szpinaku plus kiełki (W)
11.00-12.00 - ricotta z miodem (W)
15.00 - kotleciki z kaszy i bakłażana (W)
17.00 - owoce (B)
20.00 - sałatka portugalska (B)

No i chyba na basen pojedziemy, bo do ćwiczeń jeszcze jakoś nie podchodzę ze względu na kostkę i przedramię (ale powoli dochodzą do siebie, więc jest nadzieja).

8 listopada 2013 , Skomentuj

Ależ jestem wymęczona, a powinnam jeszcze dokończyć zlecenie, ale po prostu mi się najzwyczajniej w świecie nie chce. Zobaczę, może trochę później się zmobilizuję.

Dzisiejsze menu:
9.00 - 2 kromki chleba pełnoziarnistego z pastą z brukselki, awokado i szpinaków plus kiełki (W)
12.00 - ratatouille (N)
15.00 - zupa ziemniaczana z rukolą i brokułami (W)
18.00 - winogrona + kawałek ciasta cytrynowego z mąki z amarantusa (przepis dukanowski, tylko zastąpiłam mąkę kukurydzianą amarantusem (B)
21.00 - pieczona ćwiartka kurczaka (B)

I dużo, dużo wysiłku fizycznego:)))

8 listopada 2013 , Skomentuj

Hm, pokonałam już przedpokój i pokój młodego, ale przede mną sprawa gorsza: duży pokój. Jak uda mi się go odgruzować, to po prostu padnę z wrażenia. Ale nie zamieszczę tu żadnej fotki stanu obecnego, bo jakby trafiło na bardziej wrażliwego oglądacza, to niewykluczone, że miałabym kogoś na sumieniu. No a w ogóle to mój aparat prawdopodobnie by wysiadł przy próbie uwiecznienia tego czegoś. Ale pot ze mnie cieknie jak marzenie, więc zawsze jakaś korzyść.

Zrobiłam sobie malutką przerwę, ale zaraz mykam do roboty z powrotem. Tylko może najpierw chapnę zupkę i warzywka na obiadek, chociaż to może odrobinę za wcześnie...

Waham się nad powrotem do branże nieruchomości, ale na innych zasadach niż kiedyś - małe biuro, elastyczny czas pracy i samodzielna organizacja, 50 % prowizji. Sama nie wiem. Muszę to przemyśleć.


8 listopada 2013 , Komentarze (3)

Niestety, obawiam się, że doba jednak z gumy nie jest i będzie wtopa. Ale trudno, zrobię, co w mojej mocy, a reszta...
Na śniadanko planuję chlebek pełnoziarnisty z pastą z brukselki, szpinaku i awokado, a na to kiełki (W) - powinno być smaczne, lol.
Na wadze odnotowałam spadek 1 kg po dwóch dniach, większość to pewno woda, ale generalnie rozdzielanie białek i węglowodanów działa na mnie in plus. No i pasi mi brak alkoholu - może już swoje w życiu po prostu wypiłam, hehe.

7 listopada 2013 , Komentarze (1)

Padam na ryło, a jutro muszę raniutko wstać, żeby dokończyć zlecenie, potem jechać po wyniki młodego, iść na rozmowę w sprawie pracy, a potem jeszcze chałupę posprzątać, bo dziadkowie przychodzą na 18-ą z okazji urodzin młodego. Jak mi się dzień jakimś cudem nie rozciągnie na podobieństwo gumy elastycznej, to nijak nie dam rady zdążyć ze wszystkim. Ale zwyczajnie nie dam już rady posiedzieć dłużej nad tym zleceniem, bo mi się oczy zamykają i przestaję myśleć logicznie, a tak to się nie da. 
Ale dobrze mi z abstynencją - pytanie tylko, jak długo wytrwam. Oby jak najdłużej, a jeśli już nawet się złamię, to niech to jednak nie będzie piwo, bo sama sobie w ryło napluję, jak rany...
Dobra, komu w drogę, temu czas. Spać trzeba.
Dobranoc wszystkim.

Foki w Helskim Fokarium czekają na karmienie:

7 listopada 2013 , Komentarze (2)

Tak w jednym kawałku, żeby było jasno i czytelnie:
9.00 - placuszki otrębowe z łososiem i kiełkami (N)
12.30 - jogurt naturalny i rzodkiewki (N)
15.00 - zupa ziemniaczana z rukolą i brokułami (rewelacja!) plus trochę warzyw na parze (W)
17.15 - banan (W)
19.00-20.00 (mniej więcej) - owoce morza na rukoli z pomidorem i mozzarellą (B)

Poniżej moja kolacyjka:

7 listopada 2013 , Komentarze (6)

Oto moje śniadanko:
placuszki otrębowe (trzy łyżki mieszanki otrąb, jajko, trzy duże łyżki serka homo, łyżeczka skrobi kukurydzianej, sól selerowa, kurkuma) posmarowane twarożkiem o smaku chrzanowym, do tego kawałeczki łososia wędzonego i kiełki rzodkiewki (N). Pychota, polecam.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.