13.30 - stek wołowy (150 g) z dwoma żółtkami na wierzchu, warzywa z patelni (mieszanka toskańska chyba) z serem gorgonzola (B)
17.00 - chleb otrębowy z pasztetem z dziką kaczką i kiełkami + reszta sałatki lombardzkiej (B)
Jako, że z grupą białkową gra wino i że mam parę rzeczy do uczczenia, wybrałam się na spacerek do Kauflanda, gdzie nabyłam butelkę czerwonego kalifornijskiego wina, grejpfruta Sweety, wątróbki gęsie (po okazyjnej cenie) oraz figi, granata i owoc kaki. Notabene, jakoś tak się złożyło, że bywała czy nie bywała, ale jakoś nie miałam jeszcze okazji próbować ani granata ani kaki, więc ciekawa jestem... A, i mieszankę ziół do sałatek z... płatkami nagietka i lawendy. A co! Skoro tych sałatek tyle szamam, to niech będą ekstra!
Zostawię jednak młodego u babci. I po prostu odpocznę. I pójdę wcześniej spać chyba, bo jednak jakiś stres miałam z tym egzaminem - dopiero czuję, jaka jestem wypluta i zmęczona. Ale zadowolona.
Chyba z pół godziny zastanawiałam się nad wyborem wina, lol. Bo tak naprawdę to nie za bardzo się na winie znam, a miałam ochotę na wino w kontekście smakowania i przyjemności, lol. Wybrałam wreszcie kalifornijskie, niekoniecznie z wysokiej półki, ale smakuje przyzwoicie. I ma piękny, rubinowy kolor.
Ryzykuję? Owszem. Ale albo ja będę rządzić sytuacją, albo alkohol mną. Nie może być tak, że będę się bała sięgnąć po procenty, żeby nie wpaść w ciąg, bo to by zwyczajnie znaczyło, że jestem alkoholiczką. Alkohol jest dla ludzi i powinien być przyjemnym dodatkiem, powinien być smakowany - nie może być używką, bo to już dno. Może moje rozumowanie jest błędne, może sama sobie wymyślam usprawiedliwienie - to się okaże. Poza tym nie kupiłam tego wina, bo MUSZĘ się napić. Ok, nie jestem największym fanem czerwonego wina, ale czasami owszem, lubię. Zresztą dla mnie najważniejsze jest to, że odstawiłam piwo, bo to piwo było moim największym wrogiem. Piwo mogę pić w każdej ilości i nie umiem sobie wyznaczyć granicy. Ok, z tą granicą to w ogóle bywało różnie, dlatego muszę się tego nauczyć. Albo trzeba będzie powiedzieć sobie ostatecznie NIE dla wszelakich procentów. W zasadzie to chyba nawet nie byłoby mi specjalnie szkoda, ale jest jeden kłopot. Jak wytłumaczyć wszystkim, którzy mnie znają, że ja, nigdy od trunków nie stroniąca (ba, wbrew przeciwnie), nagle nie pijam w ogóle. Od razu zrodzą się spekulacje: o, czyżby miała problem?
Może to wszystko nie ma większego sensu, ale trudno, jest jak jest. Wiem, jak mi dobrze bez nadmiaru alkoholu i tego się będę trzymać.
P.S. Już wiem, jak kaki wygląda w środku i smakuje, lol, chociaż mojego jeszcze nie dotykałam. Odkąd jestem na rozdzielnej, z niezrozumiałych dla mnie do końca powodów, oglądam często kanał Kuchnia +. Właśnie był fajny program z wykorzystaniem kaki. A przy okazji zdobyłam ciekawy przepis na risotto z kaszy jęczmiennej.