Poprawa nastroju
Może to głupie, ale nastrój mi się minimalnie poprawił. Chyba głównie dzięki temu, że znalazłam moje ukochane rękawiczki - zostały u młodego w szatni. Ufff... Jak niewiele trzeba, żeby człowiek poczuł się lepiej. Nie wiem czemu, ale uznałam to za dobry omen, że i reszta będzie w porządku.
Waga na dzisiaj:
94,4 kg )znowu spadek - 0,4 kg od wczoraj, aż nieprawdopodobne. Nie powinnam się codziennie ważyć, ale nie mogę się oprzeć pokusie, hehe. Od soboty będzie szlaban na ważenie, bo przecież nie zabiorę wagi ze sobą. Ale postanowiłam przynajmniej zabrać centymetr, a co za tym idzie należy dokonać pomiarów.
talia - 107 cm (- 2 cm)
brzuch - 116 cm (bez zmian, niestety)
biodra - 118 cm (bez zmian)
biust - 102 cm (-6 cm)
udo - 66 cm (- 0,5 cm)
łydka - 41 cm (-0,5 cm)
biceps - 33 cm (bez zmian)
szyja - 37 cm (-1 cm)
Nie jest źle, jak na tydzień odchudzania.
Młody gubi w tempie zaskakującym. Dzisiaj ważył 42,4 kg, ale po brzuchu jeszcze tego nie widać. Dbam o to, żeby zjadł pożywne śniadanie, jadł dużo jabłek, kawałek mięsa na obiad, jogurty i serki, więc raczej nie powinno mu zaszkodzić. Po prostu je znacznie mniej słodyczy i to już przynosi widoczne efekty. Mam nadzieję, że z czasem przestanie być takim łasuchem, że nie jest jeszcze za późno, żeby ograniczyć mu ten ciąg do słodyczy. Nie ograniczam mu słodyczy całkowicie z dwóch powodów. Po pierwsze byłoby to trudne i stresujące dla nas obojga, a po drugie i tak potem wróciłby pewno do łasuchowania, a nie sposób mieć pełną kontrolę nad tym, co je dziecko, które już chodzi do szkoły. A tak wolno mu zjeść jakiś batonik i ciasteczko, ale na tym koniec.
W jednym z pamiętników wyczytałam właśnie, że wczoraj był Blue Monday -
to wiele wyjaśnia. Najbardziej depresyjny dzień w roku... To i tak nie
było aż tak źle. A dzisiaj dzień zaczął się nawet dosyć pozytywnie, bo
zgłosiło mi się nowe dziecko na ferie. Zawsze to jakiś, nawet minimalny,
ale jednak, krok do przodu.
9.00 - serowe chmurki
Mięśnie mnie jeszcze bolą, ale nie ma zmiłuj, przynajmniej 30 minut zrobię, jak tylko mi sie te serowe chmurki trochę przetrawią.
Plan na jutro
Plan żywieniowy na jutro:
B - serowe chmurki (1/2 porcji)
B - sałatka z mozzarelli z pomidorem i łososiem wędzonym
B - tatar + chlebek dukanowski
B - rybka (łosoś?) smażona bez oleju + jogurt naturalny z otrębami
W - sałatka z rukoli, roszponki, pomidora i ogórka, 1/2 grejpfruta
Kolejność dowolna.
Postanowienia na jutro: pilnować bardziej godzin posiłków, nie spać po powrocie ze szkoły młodego, poćwiczyć przynajmniej pól godziny rano i postarać się również wieczorem, albo 60 minut rano (oby moje mięśnie były w lepszej kondycji!), oczywiście zero alkoholu, popisać, może poprawić wreszcie ten nieszczęsny konspekt. To by było na tyle.
bilans dnia
Żywieniowo w porządku:
8.15 - chlebek dukanowski z serkiem, pastą jajeczną i plasterkiem salami
12.00 - serowe chmurki (1/2 porcji, pycha)
15.00 - 2 filety z tilapii i sałatka z rukoli, roszponki, ogórka i pomidora
19.00 - chlebek dukanowski (2 kromeczki) i sałatka z wczoraj (łososiowo-twarożkowa)
Znowu mi pewno umknie piąty posiłek, bo już trochę późno. Chyba, że zdołam z siebie wykrzesać trochę sił (pomimo stękających z bólu mięśni) i poćwiczę, to potem mała porcja białka będzie jak znalazł.
Piwo - 0
Alko ogółem - 0
Trzymam się, jak widzicie, mimo kiepskiego nastroju.
Pochwalę się, jeśli uda mi się ruszyć moje biedne, obolałe ciało...
EDIT: No, przemogłam się, co prawda tylko 1 mila z Leslie i ciężarkami (20 min), ale i tak był to niezły wysiłek dla moich mięśni. Najwyraźniej dzisiaj po prostu nie jestem w formie. Może jutro będę miała lepszy nastrój... Teraz kąpiel, kilka kawałków surimi i niedługo spać. Jednak to wstawanie o 7 rano to dla mnie niezłe wyzwanie. Dzisiaj nie dałam rady i pospałam trzy godzinki po odstawieniu młodego do szkoły, ale jutro spróbuję być twardsza. Po prostu dzisiaj jakoś tak ogólnie kiepskawo się czuję.
Jest jak jest
Już mi trochę mija, chociaż dzień generalnie nie należy do najbardziej udanych. I na dodatek zgubiłam moje ukochane rękawiczki bez palców, takie ze skórki, obszyte futerkiem, które kupiłam za ostatnim pobytem w Szklarskiej Porębie. Buuu... No, ale skoro jedziemy do Szklarskiej na ferie, to może znajdę takie same, a może będą też w Karpaczu... Oby, bo strasznie mi ich szkoda.
Wszystkie mięśnie mnie bolą, ale mam nadzieję, że jednak zaprę się wieczorem i zrobię chociaż Leslie i jakieś rozciąganie - mięśniom się przyda, hehe.
15.00 - 2 filety z tilapii i sałatka z rukoli, roszponki, pomidorków, ogórka i kiełków (zostało jeszcze sporo na jutro).
Muszę coś pokombinować na podróż, bo to akurat wychodzą dni z dominacją W - jogurt z musli, kanapka raczej odpada, bo może być tylko z pomidorem, ogórkiem, sałatą itp., a taka pewno się rozmoczy i będzie niesmaczna, chyba że wezmę po prostu chleb pełnoziarnisty i wszystko oddzielnie, no sama nie wiem. Wieczorem w piątek pewno będziemy z półtorej godziny czekać na dworcu w Warszawie na autobus, może gdzieś w jednej z tych knajpek na Zachodnim będą mieli jakąś sałatkę, ale coś wątpię, bo tam królują kebaby i takie tam... Jakby ktoś miał jakiś pomysł, chętnie skorzystam.
Dzięki wszystkim za słowa wsparcia. Pewno, że piwo mną rządzić nie może, ale pytanie czy moje samopoczucie mnie nie zawiedzie...
Boję się
Trochę się boję, czy dam dzisiaj radę. Mam kiepski dzień. Nic nie idzie tak, jak powinno, chociaż się naprawdę staram. Nie wiem, co będzie dalej. Ten tydzień jest bardzo istotny, bo albo wybrnę z tarapatów, przynajmniej na jakiś czas, albo leżę po szyję w bagnie bez żadnej perspektywy na wyjście z impasu. Masakra. I jak tu nie pić piwa?! Ale nie dam się, o nie. Alkohol to wróg!
Będę twarda, chociaż trochę wyć mi się chce, chyba nerwy mi puszczają.
po drzemce
No, chyba nawet trochę mi to pomogło.
Teraz idę sobie zrobić serowe chmurki, a ćwiczenia chyba odłożę na popołudnie, bo jakoś nie mam weny dzisiaj (trochę za dużo innych spraw, niekoniecznie przyjemnych mi się nagromadziło na głowie), chociaż może taka 1 mila dobrze by mi zrobiła? Jak się wyrobię przed wyjściem, to chyba jednak się wysilę na porządne obudzenie się i poprawę nastroju.
P.S. Nie, jednak nie mam nastroju, a na dodatek bolą mnie wszystkie mięśnie. Jednak nie trzeba było wczoraj przesadzać - teraz mam za swoje. Ale do wieczora może mi się te mięśnie rozruszają na tyle, że będę w stanie coś z siebie wykrzesać.
Serowe chmurki faktycznie trochę się rozlatują, ale smakują super. Zjadłam pół porcji. Mniam.
poniedziałkowy poranek
Dzisiaj na wadze: 94,8 kg.
Coś jestem niewyspana, nie wiem, czy nie pacnę się na pół godzinną drzemkę.
8.15 - 3 kawałeczki dukanowskiego chlebka (1 z pastą jajeczną, 1 z Almette, 1 z salami w suszonych pomidorach - jest przepyszne, a poza tym plasterki są ukrojone cieniutko, więc jeden to raczej ok), ale jajka mi się nie chciało gotować, lol.
Ok, chyba jednak się zdrzemnę:))))
Późno
No, niestety dzisiaj jestem ciągle w niedoczasie, a w chwili obecnej jestem zmęczona jak mops i spać mi się chce, więc niestety południowe ćwiczenie to wszystko, co dzisiaj zaliczyłam. Mówi się trudno i żyje się dalej.
16.00 - smażony rekin + jogurt naturalny + kawałek sernika na zimno (nisko-tłuszczowy)
20.00 - szpinak Frosty + kromka chleba pełnoziarnistego z kiełkami i rukolą
No i w efekcie wyleciał mi jeden posiłek białkowy. Trudno, bywa. Mogłabym niby coś złapać, bo trochę mnie coś tam nuka, ale nie na tyle mocno, żebym musiała, więc poprzestanę na herbatce.
Młody zgodnie z planem.
Planik na jutro:
8.00 - chlebek dukanowski (a tak! upiekłam go wieczorem i pachnie cudnie) + serek Almette + plasterek wędliny + jajko na twardo (B)
11.00 - serowe chmurki, których dzisiaj nie udało mi się zrobić (B)
14.00 - smażona rybka + sałatka z roszponki, pomidorów, ogórka i cebuli (B + W)
17.00 - dzisiejsza sałatka z łososia itd. (B)
20.00 - tatar (o ile nie zapomnę kupić) z ogóreczkiem i cebulką + chlebek (B)
Jestem tak zmęczona, że chyba zaraz się stąd zwijam. Bylebym tylko zasnęła, buuu...
ćwiczę, ćwiczę...
Jakoś się dzisiaj grzebię i znowu zjadłam drugie śniadanko nieco później, ale spoko, nie jest źle. A sałatka wyszła bajka, polecam. Naprawdę pychota.
50 minut cardio ball - spory wysiłek i ćwiczenia na całe ciało z dużą piłką (uwielbiam piłkę, to po prostu genialny wynalazek!)
Wieczorem może zrobię 1 milę z Leslie i 10 minut na pośladki (bo nie bolą mnie coś po wczorajszym pilatesie, lol) - mam taki wyrąbisty programik, który uwielbiam, straszny staroć CRUNCH-a zgrany z VHS-ki, ale dla mnie rewelacja. Ale nie wiem, jak wyrobię się z czasem wieczorem, bo i do mamy, i do ośrodka muszę zajrzeć, i chlebek chciałam upiec, a jeszcze w planach pogaduchy z M przez Skype, i jeszcze dokumenty muszę wypisać (takie tam analizy finansowe, ale zrobić trzeba i to raczej pilna sprawa).
O, mam już pomysł na warzywka, które mogę łatwo zabrać ze sobą. Otóż mam ten szpinaczek mrożony Frosty, to go wezmę i u mamy dorzucę sobie kilka pomidorków. Mniam. Aż mi ślinka cieknie na samą myśl.
Plan żywieniowy na dzisiaj
Plan na dzisiaj (pory przybliżone):
9.45 - placuszki dukanowskie z serkiem Almette (zjedzone)
12.30 - twarożek wiejski lekki z łososiem wędzonym, cebulką, ogórkiem kiszonym, szczypiorkiem i jajkiem na twardo + plus jogurt naturalny, świeża bazylia i zioła do twarożku
15.00 - ryba (rekin) smażona bez tłuszczu, sos jogurtowy
18.00 - warzywa (ale jeszcze nie wiem, jakie, możliwe, że szpinak)
21.00 - słodkie serowe chmurki (przepis znaleziony tu: http://dietetyczniesiostro.blogspot.com/search/label/DIETA%20DUKANA%20I%20FAZA)
Nie upiekłam wczoraj chlebka, zresztą okazało się, że mam w domu tylko 2 jajka, ale nic to. Kupię dzisiaj jajka, wracając od mamy, i upiekę go dzisiaj wieczorem już na mur.