Tak to prawda
Waże tyle, ile ważyłam 3 lata temu. To jest moja wina, że do tego dopuściłam i że tak jest. Nie mieszczę się w NIC, wszystkie moje ubrania są na mnie za małe. Źle się z tym czuję, ale też nic z tym nie robię. Przepraszam - nic nie robiłam.
Wiem że muszę to zmienić, postaram się. Kiedyś mi się udało. Teraz też się uda. Proszę tylko o odrobinę wsparcia.
Dziś tak krótko, bo trochę mi wstyd a i chwalić się to chyba nie za bardzo jest czym. Chciałam tylko dać znać, że wróciłam, oby na dobre.
Pojawiam się i znikam
Właściwie to powinnam napisać znikam i się pojawiam. Tym razem utuczyłam się do 91 kg. MASAKRAAAAA WIELORYYYYB.
Od czwartku mam wykupioną dietę. Zaczynam po raz kolejny. Po raz który to nie wiem już nie pamiętam.
Mały kroczek
Dziś jestem wypluta. Tak się naharowałam, że w głowie mam sieczkę od myślenia. Ale dziś odniosłam małe zwycięstwo. Naszło mnie na wieczorne obżarstwo. Już wyciągałam jajka, żeby usmażyć sobie jajecznicę (mniam już mi leci ślinka rano zjem), ale je odłożyłam. Zrobiłam sobie herbatki miętowej cieplutkiej. Uczę się, jak odmawiać sobie wieczornego obżarstwa. Mały kroczek, ale dla mnie bardzo ważny. Świadomie odłożyłam, nie zeżarłam.
Dzisiaj po powrocie do domu, chciałam poczuć święta, bo póki co to u mnie wszystko w proszku. Robiąc ciasto śpiewałam sobie na głos kolędy (gardło mnie boli ale to nic). W pewnej chwili moje dziecko siedzące przy komputerze w pokoju obok kuchni też zaczęło śpiewać. I tak sobie śpiewaliśmy i tak się zrobiło świątecznie. Teraz też piszę i puściłam sobie w komputerze kolędy. Święta idą. Jeszcze 2 dni kieratu i też będę miała święta. Dziś zrobiłam już śledzie na wigilię. Śledzie to zbyt dużo powiedziane. Ściśle rzecz ujmując był to jeden śledź, bo moi chłopcy śledzi nie jedzą więc zrobiłam tylko dla siebie. Bo nie wiem czy wam pisałam wcześniej. Ja robięWigilę dla nas tzn. siebie, męża i 2 synów. To jest nasza prawdziwa rodzinna wigilia. Potem oczywiście jedziemy do teściów i do mojego taty i babci, ale prawdziwa Wigilia jest u mnie w domu. Lubię, kiedy siadamy tak kameralnie, intymnie do stołu, dzielimy się opłatkiem. Zawsze z mężem łęzkę uronimy (choć to on chłop przecież). I jest tak strasznie, strasznie domowo. I tę kolację lubię najbardziej i ją celebruję co roku. I mój mężuś też ją bardzo lubi. Chłopcy jeszcze nie lubią, ale polubią. Do pewnych rzeczy trzeba po prostu dorosnąć.
Mebluję
Powoli mebluję sobie w głowie. Zaczęłam od głowy, go tu mam największy bałagan. Jak tam sobie poukładam, to przejdę dalej. Rozmawiam ze soba, czego nie robiłam od niepamiętnych czasów. Zaglądam w siebie i próbuję znaleźć równowagę. To wszystko może tak głupio brzmi bo przecież każdy się nad sobą zastanawia, nad swoimi emocjami, nad pobudkami. Otóż, jak widać nie każdy. Ja naprawdę od tak dawna tego nie robiłam, że muszę się od początku tego nauczyć. Jak mogłam do tego dopuścić, żeby tak nieświadomie żyć. Pędzić jak liść gnany podmuchem wiatru. Teraz to ja będę kierowcą, mam zamiar zdążać tam gdzie ja chcę, a nie tam gdzie mnie popchnie. Dużo wysiłku mnie to kosztuje, żeby się zatrzymać. Ale się zatrzymałam i powoli ruszam z miejsca.
Waga nieznana. Zważę się 31 grudnia i mam nadzieję, że to będzie pierwsyz dzień całej reszty mojego życia. Innego zycia
Pogodzić się
Wczoraj po raz pierwszy miałam czas na pomyślenie. Od dawna tego nie robiłam. Żyłam jakby w pędzie i bez zastanowienia się, bez pomyślenia, bez zatrzymania. Jak w pędzącym pociągu bez maszynisty. Od ubiegłego tygodnia, kiedy to zmagałam się z bólem prze bite 7 dni, stwierdziłam, że muszę pewne rzeczy przemyśleć. Póki co więc nie ma mowa o diecie, bo przede wszystkim muszę dojść ze sobą do ładu. Muszę nad sobą popracować od strony swojej samooceny. Od dawna żyję według zasady: jak będę ważyła ..., jak będę zarabiała ..., jak będę miała ..., to wtedy będę szczęśliwa. Póki co nie ważę tyle ile bym chciała, nie zarabiam tyle ile bym chciała, i nie mam tego co bym chciała. Czy tylko dlatego muszę być nieszczęśliwa. Niektórzy na moim miejscu uważaliby, że mają wszystko na świecie. A ja taka durna wmawiam sobie, że to co mam jest niedobre. Muszę to zmienić, i muszę się nad sobą zastanwiać, bo tylko w taki sposób płynnie przejdę do diety, a właściwie do zmiany nawyków żywieniowych, życiowych i wtedy schudnę.
Jak nie padnę będę żyła
W ten weekend to po prostu czeka mnie orka na ugorze. Muszę napisac 19 decyzji (aaaaa), do mojej pracy. W środę mam ostateczny termin żeby je oddać, bo inaczej kasy nie dostanę. A tak to po świętach jeszcze trochę grosza wpadnie. Wstałam raniuto, o 6 obudziłam się bez budzika, teraz szybciutko przejrzałam pocztę i wpadłam na Vitalię. Zaraz jadę na zakupy do Biedry (takiego skrótu używa moja siostra mówiąc o Biedronce), teraz tam robię zakupy, bo stwierdziłam że najtaniej, a u mnie ostatnio z kasą krucho.
Od 11 (bo na 10 rekolekcje mamy) siadam na dupsku do roboty. Mam nadzieję, że podołam. Ostatni tydzień przed świętami - MASAKRA - codziennie wyjazd na rozprawę. Nawet w piątek o 13 muszę być w sądzie. Oszaleję. No ale cóż nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Kolejny powrót i takie tam
Zaniedbałam się strasznie na Vitalii,, no cóż tak mam i już. Wracam i piszę znowu.
U mnie koniec roku niestety niekoniecznie dobrze. Od soboty zmagam się z bólami gastrycznymi. Najpierw bolała mnie wątroba, teraz zaczął mnie boleć żołądek. Rozwaliłam sobie cały system trawienny, moim sposobem odżywiania się w ostatnim czasie. W pracy tylko kawa, a wieczorem żarcie. No i mam za swoje.
Teraz piję rumianek, jem śniadania i generalnie podkradam pomysł lindy żeby zacząć jeść co trzy godziny. Do lekarza nie idę, bo nie mogę się zarejestrować. Dzieci chorują i dla dorosłych to już miejsca nie starcza.
Waga z dzisiaj rana 88,3. Chyba spadła, bo jak ostatnio się ważyłam było ponad 90.
Echchch w czarnej dupie jestem, na psychologa mnie nie stać, mąż daleko i nie mam żadnej przyjaciółki której mogę się poskarżyć. Do niczego.
Odejmuję
Wczoraj odgruzowałam chałupę. Trochę zostałam do tego przumuszona, no cóż ale do dobrego czasem trzeba przmusić. O 11 zapowiedzieli się goście, chcieli przyjechać, żeby odwiedzić grób mojej mamy. Mój dom wyglądał wtedy jak lej po bombie. Gary w zlewie, a w kątach koty z kurzu się ganiały. Wzięłam się do roboty i do 14 wszystko posprzątałam, co więcej wyszorowałam łazienkę. Pot mi po plecach płynął dosłownie. Ale to jeszcze nie wszystko. Zdążyłam zrobić obiad!!!! Oglądanie 30 minut Jamiego w Kuchnia TV tym razem naprawdę się przydało.
Dziś będę składać pranie, bo wczoraj prałam jak dzika i już się wysuszyło, i idę do ogrodu ponakrywać moje kwiatki przed zimą, żeby nie zmarzły. Ale najważniejsza rzecz jaką mam do zrobienia to odgruzowanie mojego stacjonanrego rowerka, który od jakiegoś czasu znowu robi za najdroższy w moim domu wieszak.
No i od dzisiaj żadnych słodyczy, ŻADNYCH, i żadnego obżerania się po 18. (a to będzie najtrudniejsze).
Hmmmm
Nie bardzo wiem jak zacząć, bo zaczynam już kolejny raz. Waga znów podskoczyła i ważę tyle ile na pasku. Przynajmniej na tym nie oszukuję, i rzetelnie podaję ile waże. Może też dlatego, żeby zobaczyć jaka gruba jestem.
Nie mam na nic czasu, zwłaszcza na odchudzanie. Potrafię miec tyle pracy, że przez cały dzień nic nie jem, a wieczorem po prostu rzucam się na lodówkę. Ale wiem, że muszę to zmienić i daltego postanowiłam, stawiać małe kroki.
Do końca listopada muszę ważyć 85 kg. To jest cel. Proszę was o wsparcie, bo sama nie dam sobie rady.
Będę chuuuda
W ciągu dwóch tygodni Dukana zwaliłam 4,5 kg. Jestem z siebie dumna i w ogóle bardzo szczęśliwa . Dzielnie trzymam dietę. Od jutra warzywa i proteiny przez 5 dni. Zauważyłam, że na tej diecie jem mniej niż zazwyczaj potrafiłam zjeść. Podobno to kwestia tego, że organizm najdłużej ze wszystkich składników trawi białko i człowiek jest bardziej syty. Jutro teoretycznie wraca mój mąż, muszę trochę chałupę ogarnąć, bo sajgon mam jak po bombie.
Nareszcie odzyskałam wiarę, że mogę schudnąć. Cóż to jest te 2-3 miesiące wyrzeczeń s porównaniu do tego, że będę chuda.
Jesień u mnie już jesień, na szczęście póki co złota a nia słota. I tak w listopadzie będę miała depresję.
Miłego weekendu