Wczoraj odgruzowałam chałupę. Trochę zostałam do tego przumuszona, no cóż ale do dobrego czasem trzeba przmusić. O 11 zapowiedzieli się goście, chcieli przyjechać, żeby odwiedzić grób mojej mamy. Mój dom wyglądał wtedy jak lej po bombie. Gary w zlewie, a w kątach koty z kurzu się ganiały. Wzięłam się do roboty i do 14 wszystko posprzątałam, co więcej wyszorowałam łazienkę. Pot mi po plecach płynął dosłownie. Ale to jeszcze nie wszystko. Zdążyłam zrobić obiad!!!! Oglądanie 30 minut Jamiego w Kuchnia TV tym razem naprawdę się przydało.
Dziś będę składać pranie, bo wczoraj prałam jak dzika i już się wysuszyło, i idę do ogrodu ponakrywać moje kwiatki przed zimą, żeby nie zmarzły. Ale najważniejsza rzecz jaką mam do zrobienia to odgruzowanie mojego stacjonanrego rowerka, który od jakiegoś czasu znowu robi za najdroższy w moim domu wieszak.
No i od dzisiaj żadnych słodyczy, ŻADNYCH, i żadnego obżerania się po 18. (a to będzie najtrudniejsze).
linda.ewa
13 listopada 2011, 22:46dajesz radę???
suntea
13 listopada 2011, 09:28Niezwykle energetyczne zmagania :) Po takim natłoku zajęć na pewno bilans energetyczny będzie powodował ,że waga pójdzie w dół - życzę powodzenia i wytrwałości ... choć wiem ,że to trudne , ale na pewno dasz radę - bo małe sukcesy stają się motorem do działania :) Miłego i spokojnego dnia życzę!!! :)))))))))))
Spychala1953
12 listopada 2011, 09:21czyli mój wpis był na czasie, he, he. Przyjemności w odgruzowaniu domku. Buziaki