Dziś jestem wypluta. Tak się naharowałam, że w głowie mam sieczkę od myślenia. Ale dziś odniosłam małe zwycięstwo. Naszło mnie na wieczorne obżarstwo. Już wyciągałam jajka, żeby usmażyć sobie jajecznicę (mniam już mi leci ślinka rano zjem), ale je odłożyłam. Zrobiłam sobie herbatki miętowej cieplutkiej. Uczę się, jak odmawiać sobie wieczornego obżarstwa. Mały kroczek, ale dla mnie bardzo ważny. Świadomie odłożyłam, nie zeżarłam.
Dzisiaj po powrocie do domu, chciałam poczuć święta, bo póki co to u mnie wszystko w proszku. Robiąc ciasto śpiewałam sobie na głos kolędy (gardło mnie boli ale to nic). W pewnej chwili moje dziecko siedzące przy komputerze w pokoju obok kuchni też zaczęło śpiewać. I tak sobie śpiewaliśmy i tak się zrobiło świątecznie. Teraz też piszę i puściłam sobie w komputerze kolędy. Święta idą. Jeszcze 2 dni kieratu i też będę miała święta. Dziś zrobiłam już śledzie na wigilię. Śledzie to zbyt dużo powiedziane. Ściśle rzecz ujmując był to jeden śledź, bo moi chłopcy śledzi nie jedzą więc zrobiłam tylko dla siebie. Bo nie wiem czy wam pisałam wcześniej. Ja robięWigilę dla nas tzn. siebie, męża i 2 synów. To jest nasza prawdziwa rodzinna wigilia. Potem oczywiście jedziemy do teściów i do mojego taty i babci, ale prawdziwa Wigilia jest u mnie w domu. Lubię, kiedy siadamy tak kameralnie, intymnie do stołu, dzielimy się opłatkiem. Zawsze z mężem łęzkę uronimy (choć to on chłop przecież). I jest tak strasznie, strasznie domowo. I tę kolację lubię najbardziej i ją celebruję co roku. I mój mężuś też ją bardzo lubi. Chłopcy jeszcze nie lubią, ale polubią. Do pewnych rzeczy trzeba po prostu dorosnąć.
milka96
20 grudnia 2011, 22:18brawo! :)