Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Uwielbiam czytać książki, zajmować się moim ogródkiem i gotować. Największą katorgą jest dla mnie sprzątanie. Chciałabym w końcu póść do sklepu i kupić sobie fajny ciuch a nie tylko czarny worek.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 62604
Komentarzy: 378
Założony: 30 kwietnia 2010
Ostatni wpis: 21 marca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mrowa78

kobieta, 46 lat, Olsztyn

168 cm, 86.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 maja 2010 , Skomentuj

Po dzisiejszej lekturze wpisów Vitalijek postanowiłam wrócić do ruchu. Rowerek już mam i zamierzam się z nim przeprosić, bo bardzo go zaniedbałam, przez Komunię nawet wystawiłam go do kotłowni. Dziś wróci na swoje miejsce w moim "gabinecie". Ale żeby nie było monotonnie no i dlatego, że mój tłuszcz odkłada się w dolnej części brzucha, na pośladkach i udach ZAMÓWIŁAM SOBIE HULA HOP

Będzie koło środy, więc zobaczymy.

Na obiad było tzw. danie jednogarnkowe. Pierś z indyka (150 g), 3 pieczarki, torebka ryżu z warzywami, słodka papryka i odrobina koncentratu pomidorowego. Uwarzyłam to w garze i zjadłam 4 łyżki,  zostało jeszcze na jutro na kolację, a na deser pół gruszki (bo drugie pół pożarło moje dziecko). Na śniadanko była kromka pumpernikla z dwoma rozsmarowanymi plasterkami chugego twarogu i dwa paseczki łososia wędzonego.

22 maja 2010 , Skomentuj

Pranko wspaniale wczoraj poschło, pocisnęłam z nauką, nawet udało mi się kawałek trawnika skosić i trawę z iglaczkó wyrwać, bo one są takie nieduże a trawsko juz taka wybujała, że prawie ich widać nie było. Postanowiłam, że codziennie będę po godzince do ogródka chodzić i coś robić. Ruchu zażyję i  nie dopuszczę do zapuszczenia. Słońce świeci, może jednak będzie dobrze.

Wczoraj gadałam z moim mężem przez telefom i stwierdziłam, że od komunii (2 tygodnie temu) nikt z jego rodziny do mnie nawet nie zadzwonił, że zdechłabym jak pies pod płotem, a oni nawet by nie wiedzieli. Nie chcę się nakręcać, bo taki stan trwa praktycznie od dnia naszego ślubu, ale czasem mnie dopadnie taki wnerw na to wszystko. Nikt się nami nie interesuje, tylko dlatego, że nam się trochę udało. I dlatego wszyscy wychodzą z założenia, że nie trzeba nam żednej pomocy, bo przecież sobie poradzimy. A ja chcę tylko, żeby ktoś zajął się w weekend moimi dziećmi, żebym mogła skupić się tylko na nauce i nie robić przy okazji setki innych czynności typu (mama jeść, mama pić, mama rower z garażu wystaw, mama daj na soczek, loda , batona itp.). Powoduje to że muszę wstać od książki, podejść do drzwi, zapytać o co chodzi, dać co potrzebne, i całe skupienie szlag trafia a ja zaczynam od początku.

21 maja 2010 , Skomentuj

Niestety, dzień ważenia nie powalił na nogi, bo waga stoi jak zaczarowana. Nie spadło ani dekagrama. To efekt mojego wczorajszego wieczornego obżarstwa, bo przedwczoraj było prawie 400 gram mniej. Ostatni tydzień nie był dla mnie najlepszy, co znajduje wyraz w moich wpisach. Na zakończenie rozchorował się mój młodszy syn. Praktycznie nie spałam cała noc. Parzyłam herbatki, dawałam syropki i robiłam inhalacje. Rzecz jasna muszę jechać z nim do lekarza, bo na weekend nie mogę go tak zostawić.

Biorę się w garść, bo jak tak dalej pójdzie to ani egzaminu nie zdam, ani nie schudnę.

Zapowiada się przepiękny dzionek, na co go wykorzystam?? A na co ja bym mogła. Na pranie oczywiście, bo mi już w łazience zaczyna miejsca w koszu brakować. Ot Matka Polka, czyż nie.

20 maja 2010 , Skomentuj

W końcu się doczekałam, że świeci u mnie słońce. Ale niestety tylko na dworze. Dzisiejszy dzień to po prostu jedna wielka równia pochyła. Zaczęło się od wrzasku na dzieci a skończyło awanturą z moim ojcem. Po prostu nie mam już siły. Przerasta mnie zbieg tych wszystkich okoliczności kumulujących stres. Kiedy kończył się poprzedni rok, to w Sylwestra myślałam, że osiągnęłam dno i teraz pozostanie mi tylko się odbić. Niestety zamiast odbicia w dnie zrobiła się dziura i mnie wessała.

Zdawałam sobie sprawę, że ten rok (przynajmniej do czasu egzaminu) będzie trudny, ale w najgorszych przeczuciach nie spodziewałam się, że to będzie taka gehenna. Wszyscy mają mnie w du...e. Nikt się nie zainteresuje, czy może by dzieci na weekend wziąć, żebym mogła skupić się na nauce, a nie na gotowaniu, upominaniu i rozdzielaniu tłukących się dzieci. Jestem u kresu sił, a poprawy nie widać. Czuję się jakbym waliła głową w mur.

Jutro dzień ważenia, może poprawi mi się humor.

18 maja 2010 , Skomentuj

Wróciłam do domu z Olsztyna, po drodze wpadłam w takie oberwanie chmury, że wyciaraczki nie nadążały zbierać wody z szyby. Ta pogoda mnie zabije. Zaraz muszę po dziecki do szkoły jechać, bo zmokną.
Zważyłam się rano, bo oczywiście ważenie raz w tygodniu to mit. Znów troszkę zleciało, choć wieczorkiem zgrzeszyłam, bo wrąbałam kawałek białej bułeczki w kiełbaską, ale nie było podjadania po 18.30 i nić nie przybyło, a nawet trochę zleciało. Paseczka nie ruszam, dopiero w piątek bo to oficjalny dzień ważenia i zapisywania wagi.

Boże, żeby mi się tak chciało, jak mi się nie chce.

17 maja 2010 , Komentarze (1)

No i kolejny dzień dietki. Muszę przyznać, że te 1200 kcal to znacznie więcej jedzenia niż się spodziewałam. Wcale nie chodzę głodna, najadam się tym co mam w rozpisce, a waga powolutku spada. Dziś zaliczyłam nadprogramowy spacerek, bo rano pojechałam do mechanika z moim Złomkiem (to mój prawie 20-letni Fordzik), bo gasł mi jak przełączał się na gaz. Pan mechanik obiecał zreperować od ręki i polecił mi zrobić małe zakupy w okolicy. Skorzystałam z jego rady a ponieważ w najbliższych sklepach nie udało mi się dostać parówek Jedynek (które to parówki moje dziecko tylko jada), no to musiałam iść trochę dalej. No i tak przemaszerowałam 45 minut.

Od jutra mam jeżdżone, bo muszę do swojej "roboty" jechać. Wprawdzie wpadam tam tylko co jakiś czas i ostatnio się zawiesiłam w działalności bo mam ten cholerny egzamin, jednak odczuwszy brak gotówki powróciłam do łask. We środę jadę z moim synem na konkurs recytatorski, bo szkoła nie wysyła żadnego nauczyciela, a ja drugoklasisty nie poślę z obcymi, czwartek znów "praca" a w piątek wspólna nauka z koleżanką. Zdechnę po prostu, bo oczywiście nikt za mnie z dzieciurami lekcji nie odrobi (mąż już od tygodnia poza domem), obiadu nie ugotuje, i nie upierze. Po prostu matka Polka na 3 etatach. I kto mi kazał studia kończyć i taką ambitną być. Maturę trzeba było zdać, za mąż się bogato wydać, urodzić 4 dzieci i mieć wymówkę, żeby w domu siedzieć. I na co mnie ta emancypacja była??

 

16 maja 2010 , Komentarze (1)

Już myślałam, że znowu wrócę do rozmiaru wielorybiego, po obsuwie w ostatnim tygodniu. Dlatego po wczorajszej dietce wlazłam dziś rano na wagę. No i pokazało się 87,8. Suuuuuper. Teraz mam dalszą motywację do chudnięcia. Niestety depresyjna pogoda spowodowała, że nauka odłgiem leży, a egzamin zbliża się wielkimi krokami. Jak go zdam to będzie 10% mojej pracy i 90% cudu.

Z tego szczęścia przesunęłam paseczek

15 maja 2010 , Skomentuj

Jako karę za moje obżarstwo, podniosłam paseczek. Ale od dzisiaj biorę się za siebie. Dietka 1200 kcal, rozpisana na cały tydzień. Trzymam się jej. Niestety z ruchem trochę gorzej, bo egzamin zbliża się wielkimi krokami i każdą wolną chwilę spędzam nad książkami. Jeżeli tylko pogoda pozwoli to pójdę do ogródka. Jak wytrzebię zielsko z kwiatów, to ruch będę miała zapewniony i gimnasytkę przy okazji też. Musi się udać i za 3 tygodnie musi być 85. MUSI.

14 maja 2010 , Komentarze (1)

Po Komunii mojego syna upadłam na dno. Dziś był dzień ważenia i w okienku pokazało się 88 kilo. Masakra !!!!!!! Jestem wściekła na siebie, bo tak się strasznie zapuściłam. PÓŁTORA KILO W TYDZIEŃ Moja depresja osiągnęła apogeum. I pomyśleć, że wczoraj jak dostałam zdjęcia od fotografa to po raz pierwszy od wielu lat pomyślałam sobie, że nareszcie nie wyglądam na nich grubo, bo po prostu naprawdę schudłam.

Muszę się wziąć w końcu w garść, bo do wesela kuzyna utuczę się jak wieprz. Gdyby chociaż pogoda była lepsza, a tu od dwóch dni szaro buro, a ja meteopatka jak ta lala jestem i jak tylko ciśnienie spada to ja mam depresję. I wieczorem żrę jak wściekła.

Pocieszcie kobity i dajcie kopa w moje grube dupsko, żeby mi się bardziej chciało.

12 maja 2010 , Komentarze (1)

No to wracam do rzeczywistości. Komunia się odbyła, goście zadowoleni, latorośl też, tylko ja jakby trochę się spracowałam. Wprawdzie ugotowała mi koleżanka ale już w trakcie samej imprezy trochę musiałam przy gościach pobiegać. Z drugiej strony to dobrze bo nie żarłam, choć waga i tak lekko podskoczyła, ale niestety nie mogłam oprzeć się pysznemu ciastu i wieczornemu podjadaniu. Od dziś biorę się znowu w garść, bo za miesiąć kolejna impreza, wesele u kuzyna mojego męża. Muszę wyglądać szałowo i waży 85 kg. Takie mam postanowienie.

 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.