Niestety, dzień ważenia nie powalił na nogi, bo waga stoi jak zaczarowana. Nie spadło ani dekagrama. To efekt mojego wczorajszego wieczornego obżarstwa, bo przedwczoraj było prawie 400 gram mniej. Ostatni tydzień nie był dla mnie najlepszy, co znajduje wyraz w moich wpisach. Na zakończenie rozchorował się mój młodszy syn. Praktycznie nie spałam cała noc. Parzyłam herbatki, dawałam syropki i robiłam inhalacje. Rzecz jasna muszę jechać z nim do lekarza, bo na weekend nie mogę go tak zostawić.
Biorę się w garść, bo jak tak dalej pójdzie to ani egzaminu nie zdam, ani nie schudnę.
Zapowiada się przepiękny dzionek, na co go wykorzystam?? A na co ja bym mogła. Na pranie oczywiście, bo mi już w łazience zaczyna miejsca w koszu brakować. Ot Matka Polka, czyż nie.