Wyjątkowo niekorzystnie wpływa mój nastrój na moją pracę nad sobą... Kiepsko mi psychicznie, więc i fizycznie jest marnie. Problemy natury kobiecej nadmuchały mnie jak balon. Wszystko mam spuchnięte, brzuch wydęty... Do tego humor bardzo kiepski i jak nie patrzyć - kobieta porażka. Nie dość, że nie wygląda, to jeszcze zdołowana. O tyle dobrze, że dostrzegam to i irytuje mnie to. Nie mam tylko siły by nad tym zapanować, choć pewnie i to się w końcu uda.
Efektów w odchudzaniu nie widzę, nie podejmę się mierzenia cm - bo wiem że jestem jak balon. Na wagę nie mam odwagi stanąć. Niestety.
Najchętniej to bym się zaszyła w domu. W łóżku. Otoczyłabym się szczelnie muzyką i książkami. Wypłakała, wykrzyczała w końcu to wszystko co mnie boli, może wtedy uda się mi zacząć budować wszystko od nowa.
Ale do urlopu jeszcze miesiąc...