...a my wciąż młodzi, piękni i odchudzający się ;) Ciekawie czyta się przeszłość i obserwuje swoje błędy żywieniowe... Teraz mam totalnie inne podejście do jedzenia, które mi służy, ale stres i dołki psychiczne wybijają mnie z tego. Teraz w moim życiu priorytetem jest bardziej zdrowie, bliskość z partnerem i relacje "ze światem". Problemy skórne, stawowe, niezidentyfikowane (taka moja uroda?) hormonalne, wahania nastrojów... styczeń 2019 jest dla mnie miesiącem, gdy postanowiłam poważnie podejść do siebie i swojego poczucia radości życia. Trzeba nie tylko zadbać o siebie fizycznie, ale i psychicznie popracować nad schematami myślowymi, swoimi relacjami ze sobą i światem. Zrobię ile potrafię, aby nie wpadać w schematy i pętelki myślenia, którymi niepotrzebnie unieszczęśliwiam się. Jeśli to nie wystarczy, trzeba będzie poprosić specjalistę o wsparcie.
Wystarczająco jest problemów z pracą i ludźmi wokół siebie, żeby jeszcze sobie dokładać własne. Mam dużo konkretnych przemyśleń (jak zawsze nawet za dużo, to się nie zmieniło :D), ciekawy webinar (serdecznie polecam, link na końcu, zmienił moje podejście do rzeczywistości!) oraz masa pracy i fajnego czasu przede mną.
Jedynym z elementów "programu" jest post leczniczny dr Dąbrowskiej. Znam parę osób, które go przeszły i sama się już dawno zastanawiałam, a teraz nadarzyła się okazja - różne moje problemy zdrowotne nasiliły się, waga wzrosła bardziej niżbym chciała (w ciągu 2 lat z 53kg poszła powolutku i chwiejnie ku przedziale 57-59, chciałabym to ustabilizować w okolicy poniżej 55kg, najlepiej 53-54). Wtedy czułam się najlepiej, najpiękniej i najspokojniej w życiu - energii nie brakowało, a spokój i pewność siebie dawały szczęście.
Poniżej wrzucam moje krótkie notatki, i menu, z notatnika za ostatnie 6 dni. Startowałam z wagi 59,2, ale zaznaczyłam 58,5 ponieważ taka waga była tuż przed 2 dniowym wyjazdem pełnym obżarstwa. Zaraz po wyjeździe weszłam w post.
DZIEŃ 1 poniedziałek 07.01.2019 [ok 650 kcal]
Start: woda z cytryna plus ciepły zakwas z majerankiem
Śniadanie: surówka sałata włoska, ogórek kiszony, pomidor, pol papryki, ocet jabłkowy łyżka
Drugie śniadanie: surówka burak, jabłko, łyżeczka ocet
Obiad: makaron cukinia z sosem pomidorowym, papryka, czosnkiem, bazylia, kumin, czaber
Przegryzki: surowa marchewka, ogórek, kalarepa
Kolacja: kapusta kiszona, ogórek kiszony
Lekki ból głowy, czasem trudność z koncentracja (uciekają myśli). Uwaga na ostre jedzenie, odbija się i potem złe samopoczucie. Po zjedzeniu gotowanego, lepiej na żołądku. Obecna lekka ale uciążliwa biegunka, brzuch mnie nie boli. Cały dzień coś chrupałam i wypiłam ze 4 litry naparów ziołowych, łagodziły wyraźnie uciążliwy ból głowy. Około 17:00 ból głowy przeszedł, męczy bieganie częste do toalety.
DZIEŃ 2 wtorek [ok 550 kcal]
Start: woda z cytryna plus ciepły zakwas z majerankiem
Śniadanie: pieczona pietruszka + brokuł
Drugie śniadanie: surówka burak, jabłko, ocet jabłkowy
Obiad: leczo (mało)
Kolacja: zupa dyniowo pomidorowa z makaronem z cukinii
Przegryzki: kapusta kiszona
Mam niezidentyfikowane podejście do pieczonej pietruszki... trochę dobra a trochę niedobra ;) Po śnaidaniu czuję sie tak najedzona i ciężka jakby zjadła Big Maca a nie trochę warzyw! To był dobry dzień, nie czuję się głodna, głowa nie boli, jest mi lekko chłodno ale nie zimno... szczerze to z poczuciem zimna jest lepiej niż kiedy żywiłam się normalnie! Biegunka nadal męczy, ale wyraźnie mniej, więc łatwiej mi funkcjonować. Dużo czasu spędzam w kuchni, krojenie warzyw jest jednak czasochłonne. Szykuję sobie codziennie wieczorem pudełka do pracy, z obiadem włącznie.
DZIEŃ 3 środa [ok 700 kcal]
Start: woda z cytryna plus ciepły zakwas
Śniadanie : burger warzywny z sosem warzywnym curry i kapustą kiszoną
Drugie śniadanie: surówka: sałata, pomidor, kiszony ogórek
Obiad: Leczo
Kolacja: zupa dyniowo pomidorowa z makaronem z cukinii
przegryzki: marchewka i kalarepa
W końcu mogę odkleić się od okolic toalety! Już nie biegunka, ale po prostu rozwolnienie. Martwię się, że zaczęłam się robić jakby głodna, zjadam ze smakiem i wyczekuje momentu jedzenia. Nie jest to mocne, ale co jakiś czas potrzebuję zjeść, bo tak "dziwnie się czuję". Nie są to skurcze żołądka i typowy głód, może to po prostu niedobór energetyczny? Nie jest mi słabo. Dzisiaj też pierwszy raz zaczęłam zwracać uwagę na jedzenie innych i zapachy innego jedzenia. Smakuje mi co jem, ale zapach popcornu i kawy robi lekkie fikołki w moim żołądku. Koleżanki mnie pytają, co to za dieta, bo wygląda i pachnie lepiej niż ich standardowe żarcie, a facet mi podżera jak gotuję, więc jest wesoło :) Wieczór w końcu nie przy garach, nagotowałam więcej wczoraj i mam chwilę spokoju,
DZIEŃ 4 czwartek [ok 630 kcal]
Start: woda z cytryna plus ciepły zakwas
Śniadanie : burgery warzywne z sosem warzywnym curry
Drugie śniadanie: surówka: burak, jabłko, cebula, ocet jabłkowy
Obiad: Leczo
Kolacja: zupa dyniowo pomidorowa z cukinia
przegryzki: pół dużego ogórka, ogórek kiszony, szczypta kapusty kiszonej, pomidorki koktajlowe
Niestety subiektywne poczucie głodu nie opuszcza, dzisiaj jem co 3h, bo czuję, że potrzebuję. Mam podejrzenia, że po wprowadzeniu zupy pomidorowo-dyniowej tak się zadziało... trzeba poczytać i popytać. Dynia niby dozwolona ale jakoś dziwnie ten niezidentyfikowany głód przyplątał się jeszcze tego samego wieczoru co zupa. Brzuszek już coraz lepiej, energia w normie, ale po egzemie gojącej się w pierwszych dniach, znowu się rozszalała :/ Zjadam jeszcze zupę wieczorem, w końcu jest dozwolona i nie z samej dyni, wszędzie przerzucają się curry z dyni i innymi pysznościami.. uznaję, że może tak musi być. Testuję moje samopoczucie robiąc skakankę i przysiady - zadziwiająco jest dobrze, energia nadal w normie.
DZIEŃ 5 piątek [ok 650 kcal]
Start: woda z cytryna plus ciepły zakwas z majerankiem
Śniadanie: surówki kapusta, pomidory, ogórek kiszony, ocet jabłkowy
Drugie śniadanie: surówka Rukola, botwina, szpinak, pomidor, ogórek kiszony, cebula, ocet
Obiad: bigos
Kolacja: 3 pomidory zapiekane z kapustą kiszona i warzywami
Budzę się rano z fikającym żołądkiem, uspokaja sie dopiero po wodzie z cytryną i zakwasie. Dzisiaj dosłownie co 2h muszę zjeść, sporo piję, ale nie przechodzi. Popytałam o forach i stwierdzam, że powodem może być indeks glikemiczny dyni, szczególnie gotowanej. Część poleca, część nie, sama Dąbrowska pisze o surowej, żeby ostrożnie bo wysokie IG.. a przecież gotowana będzie miała jeszcze wyższy. Kto w ogóle dopuścił w takim razie to warzywo podczas postu?! Wieczorem potrzebuje się "nażreć", pakuję 3 ogromne pomidory malinowe kapustą kiszoną, jarmużem, szpinakiem, cebulą i czosnkiem... 45 minut w piekarniku... mhmmm, pyszne, myślałam, że pękne ale po wszystkim uczucie głodu w końcu odpuściło. Resztę zupy dyniowej zamroziłam. Nie tknę dyni, z jabłkiem tez ostrożnie, może podziała.
Dzisiaj raz poczułam ostry zapach moczu, kwaśny. Może mimo tego dziwnego uczucia głodu/niegłodu, jest na OW (odżywianiu wewnętrznym) ? Zachcianek nie mam ani ciągot, chętnie jem warzywa, więc to możliwe. Ale uczucie nie jest przyjemne. Zasypiam z rewolucjami żołądkowymi po przejedzeniu się "wieczorem" (zjadłam koło 18, spać koło 1)
DZIEŃ 6 sobota [ok 460 kcal]
START: ciepła woda z cytryna, ciepły zakwas buraczany z majerankiem
Śniadanie: kalafiornica z koperkiem i cebulką
Drugie śniadanie: surówka Rukola, botwina, szpinak, pomidor, ogórek kiszony, cebula, ocet
Obiad: surówka pomidory, ogórek kiszony, kapusta, kiełki brokuła i rzodkiewki, ocet jabłkowy
Kolacja: reszta kalafiornicy
Przegryzki: brak
Przejadłam się wczoraj, więc rano pilna toaleta a potem woda z cytryną i zakwas. Mam własnej roboty, jest pyszny. Po lekkim podgrzaniu bardzo przypomina barszcz wigilijny. Czuję się zmęczona i niewyspana, ale niegłodna.. zobaczymy jak będzie dalej. Zrobiłam pierwszą w życiu kalafiornicę, ale mimo czarnej soli mało smakuje jajkiem - bardzo dużo musiałabym tej soli dać, żeby była "jajeczność". Ale jest smaczne, więc zjadam, choć mam problem ze zjedzeniem całej porcji - część zostawiam.
Rano nieprzyjemne uczucie, pierwszy raz wystąpiło - jak szybko wstanę, mroczki przed oczami. Przeszło jakąś 1-2h po zjedzeniu. Załatwiłam mase spraw, nadal nie jestem głodna. Z dusza na ramieniu, postanowiłam iśc pobiegać, korzystając z dobrego samopoczucia. Nastawiłam się, że będzie bardziej marsz niż bieg - bo kolana (cały czas robię teraz ćwiczenia stabilizacyjne, rozciągające i wzmacniające na nie) i post to może być tragiczne połączenie. Ruszam "przez nóżkę" i... jest ok. Nie dzieje się absolutnie nic dziwnego. Kolana nie bolą, oddech spokojny, energia jest.. to tak sobie pobiegłam... potem do paczkomatu i do domu, z 7km wyszło. I cały czas czułam się dobrze, aż do pójścia spać!
Dzisiaj zwróciłam uwagę na ilość białka w diecie, nie mogłam w to uwierzyć. Między 15 a 20% pokazują mi kalkulatory, z samej kapusty, ogórków, kalafiora i pomidorów. To naprawdę sporo, przecież jemy tylko niskoskrobiowe warzywa! Ja na zwykłej diecie wegetariańskiej musiałam doprawiać się koktajlami białkowymi, bo 10% białka i wysiłek fizyczny to słabe połączenie.. Wiem, że to niepełnowartościowe i że tłuszczu udział naprawdę mały (5%), ale zaskoczenie bardzo pozytywne.
Wieczorem z rozsądku jem resztę kalafiornicy, żeby skończyć na bilansie 400+. Ciekawe, co będzie jutro :)
LINK do webinaru, jest bezpłatny i prowadzony przez przedsiębiorcę a nie mówcę motywacyjnego... dużo konkretów, i trochę sprzedaży oczywiście, ale ta merytoryka naprawdę jest przydatna! https://vitalia.pl/webinar-trening...