Oj, dziewczyny, dziewczyny, cóż to się działo przez ostatni miesiąc...
Tak, jak mówiłam, zostałam w Polsce sama z dzieckiem i choć początkowo rzeczywiŚcie z tęsknoty nie umiałam nic przełknąć, to po paru dniach odbiłam to sobie z nawiązką Bo co tu robić w długie, samotne wieczory, kiedy nie ma się do kogo odezwać? Oczywiscie, najlepszym pocieszaczem jest jedzenie. I tak jadłam, jadłam, jadłam, aż w koncu obudziłam sie z powrotem z wagą 64kg!!!
I generalnie całe odchudzanie trzeba było zacząć od początku. Ale na szczęście wzięłam się za siebie (dzięki Bogu!)
Przez ostatnie kilka dni waga wskazywała pomiędzy 61,4 kg a 61,9 kg. Pewnie mój organizm sprawdzał, czy ja to tak na serio z tym odchudzaniem
Az tu nagle dziś rano wchodzę na wagę, a tu 60,8 kg!
Do upragnionej 5 z przodu zostało 0,9 kg... To już tak blisko
Pogodziłam się z myślą, że na weselu brata (za 2,5 tyg.) raczej nie będę ważyła tych 58 kg, które sobie założyłam, ale to nie szkodzi - mam supersukienkę i zaraz po weselu mam zamiar zamieścić fotki - ja miesiąc po porodzie i ja na weselu brata
Tyle się naogladałam metamorfoz Vitalijek, że i ja chciałabym się pochwalić. "Rozumicie" chyba, nie?
Jutro późnym wieczorem wraca mój wielce szanowny MAŁŻ...