Po tygodniu diety, na wadze niewielki spadek i to niestabilny. Nie ekscytuje się, bo wiem że to długotrwały proces. Nie ważę się już obsesyjnie, codziennie jak kiedyś, tylko czasem, jak mi się przypomni.
Nadal jem za dużo i widocznie muszę dojrzeć do tego, żeby ograniczenia były znaczące. Trudno zrezygnować ze śliwek suszonych z kompotu. Wyrzucić mam? A nadal zapijam się kompotem z suszu. Czy kiedyś przejdę na wodę? Gdzieś tam przewijają się myśli o tej wodzie, głos rozsądku i wyrzucanie sobie, że to najlepsze wyjście. Ale ten smaczny, słodki kompot…
Od jakiegoś czasu pije kawę z gwiazdką anyżu i szczyptą kardamonu. Ma podkręcać metabolizm. Nie zauważyłam. Ale smak ciekawy i całkiem akceptowalny. W kompocie z suszu jest cynamon, mający te same właściwości. Jakoś to podkręcanie marnie idzie.
Jeszcze wypadałoby wdrożyć, poza spacerem, jakieś ćwiczenia. Ciężka sprawa :) Na razie oglądam filmiki i zapisuję sobie na zaś. Motywacja jeszcze w zimowym śnie.