Niedawno wstałam. Ale się cieszę, że nie muszę nigdzie się spieszyć, nawet mój robi zakupy....obiad mam.....zaraz zjem loda do kawy. Ech....żyć nie umierać. Jeszcze do szczęścia brakuje mi wycieczki w góry ze zdobyciem jakiejś potwory...... No i kasy:)))))
Dzisiaj nie biegam. No chyba że coś się zmieni. W tym m-cu przebiegłam już 67 km. do 120 do końca może dobiję.....ale chyba nie. Musiałabym robić 10 co drugi dzień, a czasami jestem słaba, albo biegnę z młodą i jest 6-8. Nic to, i tak będzie fajnie jak 100 będzie.
Miłej soboty!!