Hejj długo mnie tu nie było. I na szczęście mogę napisać, że przez ten czas nie opierdzielałam się - zdrowo się odżywiałam, biegałam (ba! zdobyłam nawet mój pierwszy w życiu medal za bieg na 5km), pozbyłam się 9 z przodu i najpiękniejszą wagą jaką ujrzałam od długiego czasu było 87,7 kg.
Niestety zaraz potem wszystko zaczęło się pieprzyć, zaczęło się od kontuzji biodra, musiałam na jakiś czas zrezygnować z mojego odchudzającego motoru napędowego - biegania potem były urodziny dziadka i kuzynki, przez które wróciłam do nałogu jedzenia, znów zaczęłam kupować sobie słodkości ze sklepu i je zjadać, zaczęłam zaprzepaszczać swój sukces. Gdy już zaczęłam dostrzegać swoją niedolę i próbować coś z tym robić, nie zdałam egzaminu na prawo jazdy, co bardzo przeżywam... do tego już chciałam wznowić bieganie, gdy niestety dziś kontuzja biodra wróciła :(((
Czuję, że wpadłam w dół tak głęboki, że nie mogę sama się z niego wygrzebać. Wstyd mi przed rodziną, wstyd mi za samą siebie... więc wróciłam tutaj. Okazało się, że przez te parę miesięcy dobrnęłam do punktu, w którym skończyłam ostatnio na vitalii 93,5kg.
Chcę się podnieść, tak bardzo chcę wrócić do dobrych nawyków, do uprawiania sportu, do wygrywania walki ze swoimi słabościami, a cały czas czuję, że wszystko obraca się przeciwko mnie.